Będą mieć problemy z samodzielnością i podejmowaniem decyzji. Pokolenie dzieci nadopiekuńczych matek
- Coraz więcej dzieci ma problemy z samodzielnością, a wszystko przez nadopiekuńczość ich mam, które odrabiają za dzieci lekcje i ścielą im łóżka.
- Otrzymaliśmy list od Anity, która ma w rodzinie taką mamę wyręczającą we wszystkim swojego syna i chodzącą za nim krok w krok.
- Kobieta przyznaje, że w święta, obserwując ich, zastanawiała się, jak oboje przeżyją wrześniowe pójście chłopca do przedszkola.
Nadopiekuńcza mama
"Po świętach mam mnóstwo refleksji na temat tego, jak wygląda teraz wychowywanie dzieci w wieku przedszkolnym. W mojej rodzinie jest kilkoro dzieci w wieku 3-6 lat, a wielkanocne spotkania rodzinne pozwoliły zobaczyć mi wiele zachowań (zarówno dzieci, jak i ich rodziców), które rzutują na to, jakie są przedszkolaki.
Na śniadaniu wielkanocnym spotkaliśmy się z siostrą mojego męża, która ma 3-letniego synka. Moja szwagierka odkąd zaszła w ciążę, jest strasznie przeczulona na wszystko, co wiąże się z jej dzieckiem. Ma hopla na punkcie zdrowia, higieny, zdrowego odżywiania i wielu innych kwestii związanych z wychowywaniem syna. Teraz w czasie wielkanocnego spotkania, dowiedzieliśmy się, że mały Henio dostał się do przedszkola, co całej rodzinie z dumą ogłosiła jego mama" - rozpoczyna swój list Anita, nasza czytelniczka, której szwagierka ma 3-letniego syna.
Chłopiec w tym roku we wrześniu rozpocznie przedszkole i kobieta zastanawia się, jak dziecko poradzi sobie w przedszkolu. Jego mama jest nadopiekuńcza i przeczulona na punkcie dziecka, co od samego początku listu zaznacza nasza czytelniczka.
Przedszkole to trening samodzielności
"Gdy o tym usłyszałam, od razu zaczęłam zastanawiać się, jak poradzą sobie z takim wyzwaniem, jakim jest przedszkole. Sama przygodę pójścia dziecka do 3-latków przeżyłam już dwukrotnie, moje dzieci są trochę starsze niż Henio i wiem, jak to było za pierwszym razem, gdy dziecko rozpoczyna przygodę z przedszkolem. Ja sama nigdy nie byłam zestresowaną i przeczuloną matką, raczej na luzie podchodziłam do przedszkola. Zarówno moje dzieci, jak i ja byliśmy pewni, że będzie to niesamowita przygoda.
Podczas adaptacji żadne nie płakało, chętnie i z uśmiechem codziennie chodziły do placówki. Uważam, że przedszkole to miejsce, w którym pracują specjaliści. Ze względu na różne aspekty, które są dla nas w przedszkolu ważne, wybieramy tę konkretną placówkę, do której chcemy zapisać dziecko. Jeśli uważamy więc, że miejsce jest dobre dla naszego dziecka, warto jego pracownikom zaufać.
Zaprowadzałam więc dzieci z pełnym spokojem do przedszkola, bo wiedziałam, że są pod dobrą opieką pedagogów. Jedyne, z czym miałam na początku problem, to to, że nie do końca kontroluję to, czy dzieci jedzą i ile właściwie zjadły. Teraz z perspektywy czasu uważam, że to także dobrze zrobiło mojemu macierzyństwu, bo dzięki temu odpuściłam i zrozumiałam, że nie chcę być rodzicem helikopterem i nie mogę wszystkiego kontrolować" - przyznaje Anita.
Kobieta opowiada o tym, jak sama wspomina początki przedszkola swoich dzieci i wie, że jej nadopiekuńczej szwagierce i jej synowi na pewno będzie ciężko podczas adaptacji przedszkolnej.
Rodzic helikopter szkodzi dziecku
Anita przyznaje, że wolałaby, żeby tak nie było, ale z tego, co obserwuje, to jej szwagierka ma przekonanie, że koniec pandemii sprawił, że przedszkola całkowicie otworzą się na rodziców i ci będą mogli prawie że przesiadywać z dziećmi cały dzień w przedszkolu: "Moja szwagierka jednak już nawet nie ma zadatków, ona po prostu jest rodzicem helikopterem. Nie pozwoliła dziecku uczyć się jeździć na biegowym rowerku, bo się przewróci i zbije kolano.
Dzieciak nie może jeść czekolady i innych słodyczy – nie dlatego, że ona uważa je za niezdrowe, tylko dlatego, że boi się, że zadławi się podczas jedzenia słodkich przekąsek. Można by tak wymieniać w nieskończoność. Dlatego też zastanawiałam się, jak ona i jej syn poradzą sobie z różnymi rzeczami związanymi z pójściem dziecka do przedszkola. Szybko okazało się, że szwagierka ma trochę inne wyobrażenia o przedszkolu, niż to jest w rzeczywistości.
Ona myśli, że skoro skończyła się pandemia, to adaptacja będzie trwała cały sierpień – że będzie mogła z synem przychodzić codziennie do przedszkola, wchodzić z nim do sali i siedzieć tam cały dzień, by zaznajomił się ze wszystkim. Nie dopuszcza myśli o płaczu pod salą czy tym, że nie będzie wiedziała, co i ile jej dziecko zjadło na obiad. Nie oszukujmy się, w publicznej placówce, gdzie nauczycielka ma pod opieką nie jedno dziecko, a kilkanaścioro, nie ma szans, by pani siedziała z dziećmi przy stoliku i każdego z osobna karmiła obiadkiem, by przypadkiem nie zostawiło na talerzu swojej porcji.
Przedszkole to przede wszystkim nauka samodzielności i widzę to bardzo dobrze na przykładzie swoich dzieci. Moja szwagierka natomiast nawet na spacer swojego 3-latka wiezie w wózeczku, żeby się przypadkiem za bardzo nie zmęczył. Wyręcza go we wszystkim i nawet na rodzinnych spotkaniach Henio siedzi u mamy na kolanach, gdy inne dzieci radośnie biegają i bawią się w pokoju dziecięcym.
Szwagierka najpierw nie pozwalała mu do dzieci chodzić, bo uważała, że coś mu się stanie i musi ciągle mieć go na oku. Teraz dziecko już tak jest przyzwyczajone do obecności matki obok, że samo nawet nie chce iść się bawić do dzieci, bo się boi" - opowiada Anita. Kobieta nie rozumie, jak dziecko ma się nauczyć samodzielności, jeśli boi się zostać samo nawet z dziećmi, które zna od urodzenia. Uważa, że jego mama, będąc nadopiekuńczą, robi krzywdę zarówno sobie, jak i dziecku.
"Czy takie wychowywanie go na maminsynka to nie robienie mu krzywdy? Być może to pójście do przedszkola wiele zweryfikuje, ale znam też takie przypadki, że przez dziecięcy płacz w przedszkolu, kobiety po 2-3 tygodniach rezygnują z placówki i zatrudniają babcię lub nianię do opieki nad dzieckiem, bo przedszkole mu szkodzi. Mam tylko taki apel do rodziców – nie wychowujcie dzieci na nieporadnych maluchów.
Taki niesamodzielny człowiek nie ma szans na sukces w życiu, na swobodę w rozwoju i zawieranie przyjaźni w szkole czy przedszkolu. Boję się, że naprawdę czeka nas pokolenie maminsynków, którzy nie potrafią sami nawet zjeść obiadu czy posprzątać własnego pokoju" - kończy swój list nasza czytelniczka. Anita przyznaje, że wydaje jej się, że z bycia nadopiekuńczą mamą i maminsynkiem nie ma zbyt wielu korzyści. Można natomiast zaszkodzić sobie oraz dziecku brakiem samodzielności.
Nauka samodzielności u kilkulatka jest istotna
Wychowywanie dzieci to ciężka praca i zrozumie te słowa każdy, kto ma dziecko. Najlepszym sposobem jest skupienie się na swoich pociechach, poświęcenie im czasu, uwagi i czułości. To pozytywnie wpływa na rozwój. Wychowywanie dzieci, które są nieporadne w życiu i niesamodzielne to spory błąd, ale odbije się on nie na obserwatorach, a na samym dziecku i jego rodzicach, jeśli są rodzicami-helikopterami.
Życie pokazuje, że wychowywanie dzieci na niesamodzielnych dorosłych do niczego dobrego nie prowadzi, a tym wyręczaniem malucha, krzywdzimy go. Niedawno publikowaliśmy list matki, która była zszokowana tym, że 3-latek do przedszkola jeździ w wózku. Nadopiekuńczość to plaga wśród matek i warto ją w sobie opanować, będąc mamą.
Bo żeby dziecko prawidłowo się rozwijało, naturalne jest, że potrzebuje wyzwań, a brak samodzielności tylko potęguje frustrację i niepowodzenia.
Czytaj także: https://mamadu.pl/159909,jak-przestac-wyreczac-dziecko-6-waznych-krokow-by-tego-nie-robic