Prawie każda matka jest dziś nadopiekuńcza. „Chcę, żeby jej/ jemu było w życiu dobrze", „Nie chcę, żeby cierpiał(a). Chcemy dobrze, tak na pewno. A wyjdzie na pewno... źle. Jeśli nie wiesz tego dziś, na pewno przekonasz się o tym za 10, 20 lat.
Rozmawiam przez telefon, nagle słyszę: „Mamoooo, muszę ci coś powiedzieć” „Oddzwonię" wywód przyjaciółki urywam w pół zdania. Całą swoją uwagę koncentruje na dziecku. Nie, to nie było nic tak bardzo ważnego. Na pewnego nic, co nie mogłoby chwili poczekać. Znów sięgam po telefon: „Muszę zadzwonić do cioci Gosi" tłumaczę. „Ale chwilę, bo mamy oglądać film" mówi moje dziecko. Chwila, którą mi daje to niecała minuta.
„Mamooooo, zrobisz mi herbatę, „A, zobacz co nowego odkryłem na przetrwaniu" (coś tam w Minecrafcie)", „Mamo, a …" „Dobra, dobra, Gośka, nie mogę" szepczę nerwowo.
„A czy on nie może poczekać pięciu minut?!" głos przyjaciółki nabiera surowej nuty. „I czy ty siebie słyszysz w ogóle?! Jak rozmawiasz przy nim zmienia ci się nawet głos. Zachowujesz się dokładnie, jak mój ojciec, który rozmawia ze mną przy swojej trzeciej żonie i udaje, że nie ma córki. Ty teraz udajesz, że nie masz przyjaciółki. A powinnaś powiedzieć: synu, teraz potrzebuję dla siebie pięciu minut!".
„Jesteś nadopiekuńczą matką". Takie słowa słyszę czasem od: taty swojego syna, rodziców, koleżanek. W ustach przyjaciółki psychologa brzmią jednak one szczególnie groźnie.
Nie jestem wyjątkiem. Dzieci wychowywane pod kloszem, otoczone opieką „ponad" to plaga naszych czasów. Niektórzy psychologowie mówią nawet, że nadopiekuńczość to choroba.
OBJAWY nadopiekuńczości to: 1. Stawianie dziecka zawsze na pierwszym miejscu (nie ma ciebie i naszych potrzeb, jest tylko ono).
2. Nieustanne pytanie go (jej): „jak się czujesz?" „jesteś głodny?", „nie jest ci zimno?" ( dzieci naprawdę potrafią same mówić).
3. Odgadywanie jego pragnień zanim ono zacznie je wyrażać. („na pewno masz ochotę na kanapkę",„musisz się napić ciepłej herbaty").
4. Spanie z dzieckiem (kiedy ono już skończyło trzy lata), bo
a.) dziecko się boi
b.) chce się przytulić (ten punkt jest szczególnie niebezpieczny, gdy masz męża/ partnera i spanie z dzieckiem zakłóca twoje życie intymne).
5. Jesteś samotną matką (śpisz z dzieckiem, bo ono zaspokaja twoją potrzebę bliskości).
4. Uleganie/ odpuszczanie. Zgadzasz się, żeby dziecko nie pojechało na wycieczkę szkolną, obóz, bo twierdzi, że się boi. Albo, że nie chce (gdybyś kochała go/ ją mądrze powiedziałabyś: bój się i próbuj).
5. Szykowanie (wybieranie i podawanie) ubrań.
6. Rezygnacja z każdej przyjemności, żeby spędzać czas z dzieckiem(czyt. nie możesz wyjść na spotkanie z koleżanką, bo w piątki wieczorem oglądasz z synem czy córką film. „To nasz piątek" mówisz. Wszystko dobrze tylko macie też swój poniedziałek, środę i piątek. Generalnie nie ma czasu dla nikogo)
7. Kolegowanie się z innymi matkami za którymi nie przepadasz tylko po to, żeby twoje dziecko integrowało się z innymi.
10. Bronienie dziecka przed drugim rodzicem, który czegoś wymaga.
Albo bronienie przed złością drugiego rodzica (jedynym wyjątkiem, kiedy można to zrobić jest agresja tego rodzica)
11. Ściąganie z dziecka odpowiedzialności za to co zdarza mu się w grupie rówieśniczej ( „kochanie, nie przejmuj się, X. nie miał racji")
12..Rozwiązanie konfliktów za dziecko (dzieci) np. podczas kłótni z rodzeństwem. Ale tez z kolegami i z koleżankami.
12. Ustalanie planu dnia za dziecko, bawienie się z nim zamiast puszczanie go np. do kolegów.
Napisałam te punkty i myślę sobie: „E, bzdura, pasuje do mnie tylko pięć". Podobno jednak to wystarczy, żeby już była mowa o nadopiekuńczości.
Krócej (bez punktów) nadopiekuńczość to jest usuwanie z życia dziecka przeszkód. Nie pozwalanie mu na frustrację, rozczarowanie i ból.
Skąd to się bierze?
Z lęku. Ale nie z lęku dziecka tylko naszego. Otaczając dziecko kloszem zaspokajamy własną potrzebę bliskości, koimy lęk przed jego dojrzałością, dorastaniem. Czujemy się ważne, niezastąpione. Koimy też swój lęk z dzieciństwa (im bardziej ktoś kiedyś nie zaopiekował się nami, tym bardziej my teraz czujemy, że musisz się kimś opiekować).
Jak się może skończyć? (jak to się prawie na pewno skończy, jeśli nie zmienimy swojego zachowania)
O to wasza przyszłość za 10/ 15 lat:
– on/ ona dzwoni coraz rzadziej. Kiedy ty dzwonisz, słyszysz poirytowane„Mamooooooo…"
– on/ ona przyjeżdża coraz rzadziej (unika wspólnego czasu). Ty czujesz ucisk w piersi, ból w żołądku – masz poczucie straty
– nigdy nie słyszysz: „Mamo, potrzebujesz czegoś?" – wciąż liczą się tylko potrzeby twojego dziecka
– słyszysz natomiast siebie, jak mówisz: „Dlaczego się tak zachowujesz, przecież tyle Ci poświęciłam" albo: „Oczywiście, zachowuj się tak, boli mnie serce"
– nie cierpisz wszystkich ludzi, którzy są blisko twojego dziecka. Nienawidzisz jego partnera (partnerki). Znajdujesz milion wad tej osoby. Wydaje się, że twoje ukochane dziecko zasługuje na kogoś lepszego (tak, ja też, oczywiście, myślę, że taka nie będę. Ale przecież wiemy o sobie tyle, na ile nas sprawdzono)
– wtrącasz się, choć sama siebie oszukujesz, że robisz to z dobrej woli. „Jak wy tu macie nieposprzątane, powinniście mieć inną kanapę, inaczej trzymać dziecko)
– zazdrościsz wszystkim, którzy mają z dziećmi dobrą relację
– czujesz się oszukana ( rozgoryczona) przez los
– partner (partnerka) twojego dziecka za tobą nie przepada
– twoje dziecko nie jest za nic ani za nikogo odpowiedzialne
– twoje dziecko boi się wyzwań. Kiedy tylko może to ucieka: w alkohol, w seks, w narkotyki.
Jeśli myślisz, że nadopiekuńczość sprawi, że twoje dziecko będzie silne, kochane, bezpieczne to się bardzo mylisz. Krzywdzisz je. Czy zdajesz sobie z tego sprawę?
Jak to zmienić? Po pierwsze: trzeba zdać sobie sprawę z tego, że jest się taką matką (żegnaj mechanizmie wyparcia. Dziękuję i do widzenia)
Po drugie: trzeba pogodzić się, że frustracja jest potrzebna. Jest warunkiem rozwoju. Co więcej, twoje dziecko i tak ją przeżyje. Dlatego nie broń go przed nią.
Po trzecie: stawiaj wymagania i bądź konsekwentna. I przeżyj to, że on/ ona powie: „Nie znoszę Cię", „Jak tak możesz?". Ulegając zaspokajasz wtedy tylko i wyłącznie swoją potrzebę bycia dobrą i kochaną.
Po czwarte: pozwól dziecku na strach. My, dorośli też boimy się nowych i trudnych sytuacji. Strach jest budujący.
Dużo sama mam do zrobienia. Zaczynam od dzisiaj. Przed chwilą, na przykład, powiedziałam: „Sam sobie zrób kanapki". Czuje się winna, bo wydaje mi się, że powinnam wszystko rzucić (a już na pewno rzucić tekst). Przyjaciółka psycholog mówi: „czuj się winna i stawiaj granice".