"Bartka wykręciło, dosłownie w sekundę". Atakują zapomniane wirusy, odziały pękają w szwach

Marta Lewandowska
08 kwietnia 2022, 11:23 • 1 minuta czytania
- Czegoś takiego nie widziałem, Bartka wykręciło, dosłownie w sekundę - mówi Piotr, tata 7-latka. Wyszli ze szpitala, jak mówi "nie całkiem zdrowi", ale trzeba było zrobić miejsce, bo dzieci leżą na szpitalnych korytarzach. Tegoroczna wiosna powitała nas grypą i rotawirusem. - Nie pamiętam, kiedy ostatnio było tak źle - mówi Iza, która od 10 lat pracuje jako recepcjonistka w jedne z warszawskich przychodni.
Oddziały pediatryczne w całym kraju wypełniły się po brzegi, dziś leczą głównie rotawirusa i grypę. Fot. 123RF
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Zdjęliśmy maseczki - otworzyliśmy puszkę Pandory

W ubiegłym roku wiosną przerabialiśmy podobną sytuację. Kiedy w czasie najtrudniejszego przebiegu pandemii nosiliśmy maseczki, chroniliśmy się nie tylko przed koronawirusem, ale też innymi chorobami zakaźnymi. Rotawirus, grypa - tych infekcji było zwyczajnie mniej.

Oczywiście, że w przedszkolach, a nawet szkolnych ławach dzieci nie nosiły maseczek. Ale nosili je rodzice przyprowadzający dzieci do placówek. Zakładaliśmy je w sklepach, kinach. Zwyczajnie okazji do zakażeń było mniej. Więc przedszkolaki rzadziej zanosiły "prezenty" kolegom i koleżankom.

Kiedy spadły maseczki, otworzyła się autostrada do wirusów, które wcale nie czekały, mutowały i nabierały apetytu na małe organizmy. Grypa i rotawirus, jak wygłodniałe bestie rzuciły się na nasze dzieci, które przez dwa lata odkażały rączki, zachowywały dystans i z każdym najmniejszym katarkiem zostawały w domu.

Dziennie kilkanaście skierowań

Iza od dekady pracuje w jednej z warszawskich przychodni, jest recepcjonistką. - To, co się dzieje rano, to jest obłęd. U nas numerki na dany dzień wydaje się rano, otwieramy o 7.30, trzy minuty później mamy wydanych więcej numerków, niż powinniśmy, ale lekarze nie odmawiają, bo dzieci z gorączką trzeba zbadać - mówi.

To właśnie gorączka i wymioty przeważają u małych pacjentów. Zdecydowana większość diagnoz dotyczy grypy lub rotawirusa. - Dzieci szybko tracą siły, więc lekarze wypisują mnóstwo skierowań do szpitala, dzieciaki są odwodnione, lecą przez ręce, a oddziały pękają w szwach. Nie tylko u nas, w całej Polsce jest podobnie - dodaje Iza.

Rotawirus z nowym obliczem

O tym, jak przepełnione są szpitale, przekonał się Piotr, tata Bartka. Jak zaznacza, siedmiolatek jest zaszczepiony przeciw rotawirusowi, nie raz już chorował, jednak tym razem wirus miał inny przebieg. - Bartek normalnie się bawił, nagle zaczął płakać, że bolą go rączki i nóżki, a nie jest to dziecko szczególnie wrażliwe na ból - mówi tata chłopca.

- Przestraszyliśmy się z żoną, bo dosłownie powykręcało mu stawy, przez chwilę nie mógł wyprostować kończyn. Zasnął na kanapie i wydać było, że ciało się rozluźnia. Nagle zaczął wymiotować, ale te wymioty były jak z węża strażackiego, taki wystrzał. Pojechaliśmy do lekarza, powiedział, że taki rotawirus teraz panuje - wyjaśnia Piotr.

Iza zauważa, że w jej przychodni rodzice również często zwracają uwagę, że wymiotom towarzyszy ból stawów. Ten objaw w przebiegu rotawirusa występuje często, ale w tym roku mówi się o nasileniu.

Chłopiec miał zdrowieć w domu, rodzice pilnowali zgodnie z zaleceniem, żeby dużo pił, również elektrolitów. - Wymiotował nieomal non stop, zawsze taką salwą. W drugiej dobie wylądowaliśmy w szpitalu - wspomina Piotr. - A tam tragedia, lekarze i pielęgniarki przemęczeni, biegają między salami, na korytarzu leżą mali pacjenci. Mówili, że przez całą pandemię nie było aż tak źle.

Tata słyszy od medyków to samo, co mówiła Iza, dzieci chorują na potęgę, grypa i rotawirus dziesiątkują grupy przedszkolne i zapychają oddziały pediatryczne. Bartek po ustabilizowaniu stanu zdrowia wrócił do domu. - Nie chcieliśmy ryzykować, że złapie coś nowego, dochodzi do siebie w domu już drugi tydzień.

Źle jest w całym kraju

"Przestało obowiązywać noszenie maseczek. Te chroniły nas nie tylko przed koronawirusem, ale przed każdą inną chorobą zakaźną" - mówił w rozmowie z Rynkiem Zdrowia Tomasz Szatkowski, kierownik pediatrii w szpitalu w Gorzowie Wielkopolskim.

Lekarz uczula, że w jego placówce są zajęte już wszystkie łóżka na pediatrii i potwierdza, że sytuacja jest zła w całym kraju. Grypa, która w zasadzie nie istniała przez dwa lata, wróciła, a jej przebieg u małych dzieci i osób z obniżoną odpornością może być naprawdę ciężki.

Najgorsze są jednak powikłania, bo po grypie może wystąpić np. zapalenie mięśnia sercowego, a to zagraża życiu. W mniej skrajnych przypadkach grypa może skutkować zapaleniem płuc, anginą, zapaleniem ucha, zaostrzeniem astmy i cukrzycy, a także innych chorób współwystępujących.

W przypadku rotawirusa może dojść do odwodnienia z podwyższonym stężeniem mocznika, które szczególnie dla małych dzieci może być śmiertelnie niebezpieczne.

Jak chronić dziecko

Szef gorzowskiej pediatrii apeluje, aby mimo zniesienia pandemicznych obostrzeń w okresie wiosennym przestrzegać reżimu sanitarnego. Myć ręce, odkażać, unikać dużych skupisk ludzkich, a kiedy musimy pójść do galerii handlowej - nie rezygnować z maseczek.

"Dlatego w sezonie infekcyjnym należy unikać sal zabaw, nie zabierać dzieci do centrów handlowych. Lepiej iść na spacer niż do sklepu" - dodaje Tomasz Szatkowski.

Warto też pamiętać, że zarówno przeciw rotawirusom, jak i grypie, można zaszczepić dziecko.

Czytaj także: https://mamadu.pl/zdrowie/156797,jak-rozpoznac-szkarlatyna-nietypowe-objawy-niebezpiecznej-choroby-dzieci