"Sąsiad otworzył drzwi ze strzelbą w ręku". Edyta bez ogródek opowiada, jak się żyje na południu USA
Przyjaźni ludzie i broń przypięta do każdego paska spodni. Delikatny parenting i szorowanie buzi mydłem. Umiłowanie pracy i kariery oraz zupełny brak szacunku do nauczycieli. Ameryka to kraj sprzeczności. Edyta opowiada o Stanach, jakich mogliście nie znać.
- Szanuj rodziców i osoby starsze od siebie. Wierz w Boga. Traktuj dobrze kobiety.
- Łatwy dostęp do broni i zabieranie pistoletu na seans w kinie.
- Pokrojone i ofoliowane warzywa, które nie wymagają pracy w kuchni.
- Edyta i Zack opowiadają, jak wygląda życie i wychowywanie dzieci na południu Stanów Zjednoczonych.
Zack pochodzi z północnej Florydy, ale z Edytą mieszkali w Kolorado Springs. Razem z mężem i dwójką dzieci mieszkają aktualnie w Niemczech z powodów zawodowych, bo Zack jest żołnierzem Sił Powietrznych. Ale nieustannie marzy im się powrót do Stanów.
Rozmawiam z nimi obojgiem, choć Edyta ewidentnie wiedzie prym w dyskusji.
Czy Stany Zjednoczone to rzeczywiście kraj idealnych rodzinek z przedmieść?
Edyta: Stany są krajem bardzo przyjaznym dzieciom. W każdym sklepie, głupiej drogerii, jest toaleta i przewijak dla rodzica z dzieckiem. Ideał to biały dom, piesek i zdjęcie na podjeździe. Rodzina jest dla nich bardzo ważna. Szczególnie na południu.
Wojskowi mają zwykle 3-4 dzieci, bo przysługuje im ubezpieczenie zdrowotne dla całej rodziny. My mamy dwójkę dzieci i jesteśmy trochę dziwakami. Jednak w pakiecie opieka ciążowa jest skromna, więc musiałam dopłacać za wizyty prywatne.
A jeśli chodzi o urlop macierzyński dla matki, to jeśli jest wojskową, ma go 12 tygodni, a ojciec dwa tygodnie. Ja pracując w dużej firmie amerykańskiej, dostałam propozycję 6 tygodni urlopu. Jeśli po tym czasie nie wróciłabym za biurko, dostałabym wypowiedzenie. Wojskowi mają płatne za urlopy, ale w sektorze prywatnym nikt ci nie płaci.
W porównaniu Niemcy, w których mieszkamy teraz, nie są wcale takie przyjazne, jeśli chodzi o życie rodzinne, jak się może wydawać. Tutaj wszyscy patrzą krzywo, jeśli dziecko płacze, a ty nie potrafisz go uspokoić. Zero przewijaków w toaletach, w restauracjach nie ma krzesełek dla dzieci ani menu. Pod tym względem Ameryka mnie rozpieściła.
W takim razie, jak wygląda wychowywanie dzieci po amerykańsku?
Edyta: Teraz jest taka moda w Stanach na delikatne wychowanie. Gdy dziecko się denerwuje, to prosimy je o zrobienie 10 oddechów, nie dajemy w tyłek, nie krzyczymy, dajemy dziecku wybór, jeśli się złości, mówimy, że rozumiemy jego uczucia.
Nowa "dobra amerykańska mama" nie pozwala oglądać dzieciom telewizji, choć sama nagrywa TikToki. Śpi z dziećmi w jednym łóżku, karmi tylko piersią, nie podaje mleka modyfikowanego, bo uważa, że to trucizna.
Jednak w tym nurcie pojawia się też idea chwalenia dzieci za małe sukcesy, doceniania ich, nauka miłości i duże przywiązanie do spędzania rodzinnego czasu.
Z drugiej strony siostra Zacka ma dwójkę dzieci i ostatnio powiedziała, że dzieci krzyknęły jakieś przekleństwo, więc wlała im kapkę mydła do buzi, żeby tego nie robiły.
Edyta i Zack to małżeństwo polsko-amerykańskie•Fot. archiwum prywatne
Zack: Szanuj rodziców - to jest numer jeden. W ogóle dla starszych od siebie osób. Pracowitość i samodzielność. Wiara, kościół...
Edyta: Ale nie katolicki, tylko baptyści. To nie jest tak, że idziesz, siedzisz i się męczysz. Mój mąż zabrał mnie do kilku kościołów, jeden z nich był w stylu rock, inny w stylu techno. Tam pastorzy mają rodziny, więc ich nabożeństwa dotyczą w dużej mierze rodziny - rozmnażajcie się, dbajcie o siebie, kochajcie się wzajemnie.
Zack: Kobiety są bardzo szanowane na południu, matka ma więcej do powiedzenia niż ojciec. Jak bierzesz rozwód na południu, to ojciec ma pracować i zarabiać na rodzinę, a dzieci zwykle trafiają do matki. Nieważne jak ojciec się stara, matka jest dla sądu ważniejsza.
To się powoli zmienia, bo ludzie odchodzą od wiary.
Czyli to nie jest dostrzeżenie wartości roli ojca w życiu dziecka, tylko odsuwanie się od Boga?
Zack: Tak się powszechnie uważa.
Wróćmy do tematu wychowania dzieci.
Zack: Tak, jak mówiłem, szacunek dla rodziców, wiara, posłuszeństwo albo lanie w tyłek. Pierwsze dwa, trzy razy, gdy dostaniesz klapsy, uczysz się, że czegoś nie należy robić.
Ja jestem z małego miasta, gdzie wszyscy się znają, więc jeśli jakieś dziecko źle zachowa się na obiedzie u sąsiadów, to oni również mogą dać mu klapsa. Bo dziecka nie wychowują tylko rodzice, ale cała siatka bliskich osób, w których się obraca. W szkole do niedawna można było dostać lanie. Mogłeś wybrać, czy wolisz lanie, czy zawieszenie.
To brzmi, jakby klaps był rozwiązaniem wszystkich rodzicielskich problemów.
Zack: Zamykanie w pokoju, lanie mydła w buzię, szlaban na kontakty ze znajomymi...
Edyta: Mój mąż ma 34 lata, więc to są metody stosowane w latach 80-tych. Mydło w buzi jest jednak znęcaniem się.
Co najbardziej zdziwiło cię, jak przyleciałaś do Stanów, i co zdziwiło Zacka, gdy pojawiła się Polka w jego domu?
Edyta: My z Zackiem jesteśmy bratnimi duszami. On jest bardzo europejski, nie jest typowym Amerykaninem. Jest skromny, obyty, rozumie świat i potrafi dopasować się do sytuacji i rozmówcy. Tego brakuje Amerykanom (śmiech). My już po roku znajomości byliśmy po ślubie.
Zack: Wszystkie rzeczy, których nie miałaś w domu: zmywarki, suszarki do ubrań, karty kredytowej.
Edyta: Pff, byłam nauczycielką w polskiej szkole, jak byłoby mnie stać na kartę kredytową (śmiech). W Stanach ludzie są nastawieni na konsumpcjonizm. Nie tylko mają wielkie samochody, ale mogą bez wydawania większej kasy bawić się w restauracjach. Po przylocie od razu przytyłam 10 kilogramów.
Zack: Umiała jeździć samochodem z manualną skrzynią biegów. Zaimponowała mi tym. Choć w Polsce miała śmieszne małe Renault. Wszystko w waszym kraju było małe - mieszkania, wersalka (zabawny mebel). Jak ludzie mogą na tym spać?
Amerykańskie zwyczaje opowiadane przez Polkę•Fot. archiwum prywatne
Z kolei Zack, jak przyjechał do Polski, to latał po ulicy i wszystkich pytał, jak się mają. Zwracałam mu uwagę, że tak jak w Stanach możesz dostać w limo, bo nie odpowiesz na "Jak się masz?", tak w Polsce dostaniesz, bo zapytasz się o to złej osoby.
Ale tęsknie za pozytywnymi ludźmi ze Stanów. Jak dzwonię do polskich znajomych i pytam ich, co u nich, to zawsze powiedzą "słabo, plecy mnie bolą, pogoda do kitu". W Stanach od zera do milionera. Ojciec mojego męża był bezdomny, ale założył firmę i teraz można go uznać za człowieka sukcesu.
Zack: Najlepiej, jak założysz własny biznes i jesteś ambitny. Jeśli ciężko pracujesz, wszystko jest możliwe. A w polskiej kulturze śmieszą mnie zabobony.
Edyta: On się ze mnie śmieje, że ja wierzę, że jak się za chłodno ubierzesz, to możesz się rozchorować. On mówi, że tylko przez wirusy i bakterie...
Zack: Bo my wierzymy w naukę (śmiech). Z innych rzeczy to jeszcze Edyta była zaskoczona, że ludzie mają broń.
Tak południowy dostęp do broni w każdym supermarkecie to coś, co niezmiennie mnie zadziwia.
Edyta: No wyobraź sobie, że przyleciałam do niego, otwieram szafkę, a tam pistolet. Pomyślałam, że koniec, zginę (śmiech). A ten wyciąga jeszcze karabin maszynowy i jeszcze jedną broń...
Teraz już jestem przyzwyczajona do tego, że idziemy do kina, a Zack bierze ze sobą broń. Ukrytą, żeby nikogo nie prowokować. Ona rzeczywiście jest ogólnodostępna. Idziesz do Wallmarta, kupujesz chleb i pistolet. Chcąc nosić ją na ulicy, musisz mieć ze sobą pozwolenie na jej posiadanie. Ja pomijam to, że mój mąż jest wojskowym, ale ta ilość broni jest porażająca.
Miałam taką sytuację, jak przeprowadziłam się w styczniu do Stanów, to Zack dostał wezwanie z wojska. Zostałam sama, nikogo nie znałam. Spadły mi drzwi garażowe na samochód. Na dworze temperatura -20 stopni, musiałam ubrać się i iść do sąsiada, prosić o pomoc.
Sąsiad otworzył mi drzwi ze strzelbą w dłoni. On mnie nie znał, nie wiedział, kim jestem. To normalne, bo w Stanach możesz zabić kogoś, jeśli jest na terenie twojego domu. A ganek, na którym stałam to też kawałek domu. Myślałam, że zemdleję. Choć w sumie okazał się bardzo miłym facetem.
Z kolei jak zatrzymała mnie policja w Stanach za przekroczenie prędkości, to się rozpłakałam. Policja ma tam bardzo dużą władzę. Funkcjonariusz od razu przeraźliwie na ciebie krzyczy, bo nie ma pewności, czy nie masz broni.
Patrząc jeszcze z innej strony w Stanach, jeśli ktoś włamuje ci się na chatę, to po to, aby cię zabić. Tu naprawdę wszystko jest łatwo dostępne. Osoba o najniższych zarobkach może mieć iPhone'a. Chcesz samochód, jeden, pięć? Masz tu kredyt. A samą kartę kredytową możesz kupić przy automacie z napojami gazowanymi.
Dania gotowe oraz 6-litrowe płyny do prania charakterystyczne dla USA dostępne dla amerykanskich żołnierzy w bazie w Niemczech•Fot. archiwum prywatne
Edyta: Do dzisiaj numer jeden Grześki. Słodycze w Stanach są okropne. To nie ma nic wspólnego z czekoladą. Chcesz upiec ciasto, a nie umiesz? No problem! Jest proszek. 300 rodzajów. Chcesz zrobić chocolate chip cookies, idź do sekcji mrożonej i masz. Wsadzasz do piekarnika, będą świeże i ciepłe. A chleby i bułeczki to sama chemia.
Ale superproduktów jest pełno. Dużo produktów jest „ułatwionych”, czyli pokrojonych i przetworzonych. Jak na przykład pokrojony czosnek w słoiku. Zawsze kupuję, bo nienawidziłam go siekać. Puszki, puszki, puszki! Wszystko jest w puszkach. Nie musisz świetnie gotować, żeby być cudowną panią domu. Jak Zack widział, że robię gołąbki i nie używam gotowych produktów, to myślał, że jestem jakimś kulinarnym wirtuozem. A w Polsce każdy tak gotuje.
I moja wielka miłość - produkty do mycia i prania! Maja te ogromne pralki, do 25 kilogramów ładowania. Ja bym mogła ciągle prać. Amerykanie mają schizę na punkcie odkażania...
Choć nie szczepionek (śmiech).
Edyta: Tak wśród Amerykanów jest wielu antyszczepionkowców. Szczególnie matek, które nie chcą szczepić dzieci. Mam tu koleżankę, która nie zaszczepiła swojego syna na odrę, choć w USA zalecają to szczepienie w wieku 6 miesięcy. Zaraz po przyjeździe do Niemiec chłopiec zachorował. A ona mówi, że to i tak lepiej, niż wstrzyknięcie dziecku szczepionki, nawet jeśli powikłaniem po tej chorobie jest głuchota.
Jak łączycie polską i amerykańską kulturę w swoim domu?
Edyta: Moje dzieci mówią po polsku i po angielsku, czytamy książki po polsku, oglądamy polską telewizję. Polska jest dużą częścią codziennego dnia, mój mąż dobrze mówi po polsku, ale blendujemy w dużym stopniu. Ja mówię, że moje dzieci są polskie.
Święta Bożego Narodzenia są dobrym przykładem naszego wymiksowania świąt. W Wigilię mamy kolacyjkę - rybka, zupa grzybowa, dzielimy się opłatkiem. Otwieramy po jednym, największym prezencie i 25 grudnia otwieramy resztę. Zostawiamy dla Mikołaja ciasteczka.
W Tłusty Czwartek robię faworki. Święcimy jajka na Wielkanoc, przy czym Zack śmiał się i pytał: "Jakie jajka, jaki koszyk, gdzie ty idziesz?".
W Święto Niepodległości oglądamy relacje z marszu, by zapewnić sobie dawkę kina akcji. Na emigracji zaczęłam doceniać i tęsknić za rzeczami, które wcześniej miałam na co dzień.
Bywało tak, że przylatując do Polski, byłam w stanie rozpłakać się na widok Pałacu Kultury, choć przecież przez wiele lat mieszkałam w Warszawie i mijałam go na co dzień bez większych wzruszeń.
Nasz ślub był tematyczny polsko-amerykański. Wszędzie były akcenty z obu krajów.
Zack jest żołnierzem amerykańskich Sił Kosmicznych•Fot. archiwum prywatne
Edyta: Dostałam propozycję pracy w szkole polskiej w Denver, jak mieszkaliśmy w Kolorado i stanowisko wicedyrektora. Pracowałam w Stanach w szkole 3 miesiące i powiedziałam sobie nigdy więcej. System szkolnictwa i ingerencja rodziców jest tak ogromnie utrudniająca pracę, że nie wyobrażam sobie powrotu.
Nie masz prawa zwrócić nikomu uwagi, jeśli dziecko jest zaniedbane - widocznie brudne lub głodne. Od razu jesteś oskarżony o znęcanie się nad dzieckiem. Ze względu na zerowy szacunek dla nauczycieli tak popularny jest homeschooling, bo szkoła nie jest miejscem bezpiecznym. To, co widzimy w serialach o amerykańskich high school, jest zwielokrotnione - grupy rówieśnicze tępią się nawzajem.
Ja nie mówię, że w Polsce rodzice nie mają prawa głosu, a uczniowie każdego nauczyciela szanują. Ale gdy ja odchodziłam z pracy, moja klasa i jej rodzice płakali. I powiedzieli, że zabiorą dzieci ze szkoły, skoro mają się uczyć beze mnie.
Zack, a jak wygląda życie wojskowego, który musi przenosić się z rodziną z miejsca na miejsce?
Zack: Dopiero zrozumiemy, jak to będzie trudno. Dopóki byliśmy sami, wojsko spakowało nasze manatki i zabrało do Niemiec. Z dziećmi... będzie inaczej.
Nie pracuję w biurze. Mogą do mnie zadzwonić w każdej chwili i wysłać na wojnę. Wiele rzeczy nie mogę powiedzieć swojej żonie, bo obowiązuje mnie tajemnica.
To, co mnie martwi to fakt, że moje dzieci nie będą miały trwałych korzeni tak jak ja i Edyta. Dzieci wojskowych rodzą się na przykład w Stanach, ale trzy lata mieszkają w Niemczech, Francji, a potem znów w innym kraju. Obywatele świata? Może, ale dla mnie rodzina i własne miejsce w świecie jest ważne.
Może cię zainteresować: "Rozmawiaj z nimi, jakby byli dorosłymi". Tak wychowuje się dzieci po francusku