To jak zderzenie z pociągiem. Film, po którym już nigdy nie spojrzysz tak samo na kobiety

Aneta Zabłocka
Ten film boli. Fizycznie i psychicznie wyszłam z kina zdewastowana. I dlatego "Niewidzialne matki" powinna zobaczyć każda kobieta.
"Dobry szew gwarancją szczęśliwego małżeństwa". "Niewidzialne matki" powinna zobaczyć każda kobieta Fot. Kadr z filmu "Niewidzialne matki"
Gdy na ekranie wyświetlił się napis, że widz może w każdej chwili wyjść z sali ze względu na drastyczne obrazy, przeszył mnie dreszcz. Nie tylko dlatego, że jestem wrażliwa na widok krwi, ale wróciły do mnie obrazy własnych porodów.

Seans "Niewidzialnych matek" był trudny. Bardzo emocjonujący, wyszłam z sali roztrzęsiona, a przez cały pokaz miałam łzy w oczach.


To film Mai Martiniak, słowackiej reżyserki, która kręciła o przez 7 lat. Dokumentuje w nim obraz traumy poporodowej, jakiej doświadczają kobiety na całym świecie. W "Niewidzialnych kobietach" skupia się na matkach rodzących w krajach postkomunistycznych.
To opowieść nie tylko o przemocy fizycznej stosowanej wobec kobiet na salach porodowych, ale psychicznej deprawacji matek, której dopuszczają się lekarze i położne, by nagiąć kobiety do swojej woli.

W jednej ze scen widzimy szkolenie dla położników, na którym prowadząca opowiada o nacinaniu krocza. W ręku trzyma model waginy i pokazuje w jakim kierunku nacinać krocze, aby usprawnić wydostanie dziecka. Znamienne jest to, że kończy wykład wyjaśnieniem dotyczącym zszywania go. Mówi: "Dobry szew, gwarancją szczęśliwego małżeństwa". Sala rechocze.

Stella, mama z Czech, wspomina, jak w czasie porodu nacięto jej krocze, mimo że krzyczała, że nie chce. Co chwilę wkładano jej nogi w "trzymadła" i nie pozwalano wstać. Kobieta nigdy nie podniosła się po tym, jak traktowano ją w jednym z najważniejszych dni jej życia.

Idzie do sądu, by walczyć o odzyskanie godności, z której odarto ją w szpitalu.

Tylko nie Bratysława

Jestem wdzięczna, że nie rodziłam w Bratysławie. Szpital Świętych Cyryla i Metodego przywołuje na myśl najgorsze wizje PRL-owskiej służby zdrowia.

Rodzące kobiety leżą w boksach, które otwierają się na recepcję. Jest kurtyna, którą co jakiś czas odsłania jedna, druga położna, odsłaniają lekarze, by wejść i zbadać pacjentkę.

Po każdym badaniu partner kobiety lub pielęgniarka narzuca na krocze kobiety ręcznik, by zasłonić je od oczu postronnych.

Gdy jedna z bohaterek kolejną godzinę leżała na łóżku, miała pełne rozwarcie, ale główka dziecka nie zstępowała, miałam ochotę wejść do ekranu, potrząsnąć położną i krzyknąć: "Pozwólcie jej wstać". W finale filmu kobieta, która zostaje skierowana na cesarskie cięcie, rodzi na stojąco. Wreszcie! Kilka godzin jej udręki można było zamknąć w tej pozycji.

Na porodówkach krajów postkomunistycznych kobiety nadal rodzą, leżąc. To najwygodniejsza pozycja do lekarzy. Kobiety ze Słowacji mówią, że gdy coś jest nie tak, od razu kroi się matki cesarskim cięciem i wyjmuje dzieci.

Dlatego jedna z bohaterek filmu ucieka rodzić do Austrii. Jest po terminie 10 dni. Na Słowacji już dawno leżałaby na stole operacyjnym. Tymczasem ona czuje, że jej dziecko nie jest jeszcze gotowe wyjść na świat.

Mężczyzna decyduje

Penny, położna, która zajmuje się dokumentacją traumy poporodowej kobiet na całym świecie, mówi: "Gdy przez pokolenia wmawiają nam, że nasze ciało nie poradzi sobie z porodem, zaczynamy w to wierzyć. Gdy babki i matki słyszą, że oni [lekarze] wiedzą lepiej, do czego zdolne jest twoje ciało, wierzysz w to".

Oddałyśmy swoje ciała w ręce lekarzy, którzy skacząc od pokoju do pokoju, widzą tylko wycinek akcji porodowej. A zresztą oddaliśmy poród mężczyźnie.

Oglądając ten film, przypomniało mi się, jak poprosiłam o znieczulenie w czasie swojego pierwszego porodu. Przeszedł lekarz, rozsiadł się na obrotowym krzesełku i mówił: "No nic z tego nie będzie". Nie do mnie, do innych przebywających w pokoju ludzi. Zauważał mnie jako przedmiot. Kazał być grzeczną, bo inaczej nie da mi znieczulenia. Środka na uśmierzenie bólu, który należał mi się prawnie.

W czasie po filmowej dyskusji reżyserka filmu powiedziała: "W świecie lekarzy i położnych panuje silna hierarchia. Jeśli ktoś nie jest szanowany, to nie będzie umieć okazać szacunku innej osobie".
Recenzja "Niewidzialnych matek" Mai MartiniakFot. Kadr z filmu "Niewidzialne matki"
W Bratysławie, w czasie rodzenia łożyska przez Pavlikovą, położna mówi do niej: "To, że urodziła pani czwórkę dzieci, nie znaczy, że pani cokolwiek może". Nie będą ustanawiali specjalnych norm tylko dla niej. A partner kobiety otwartą dłonią grozi jej, że uderzy ją, jeśli nie będzie grzeczna. Nikt nie reaguje na tak jawną przemoc.

W opozycji do słowackich porodówek przedstawiane są wypowiedzi położnych z Danii, które zbierają się kilka razy w ciągu dyżuru i omawiają sytuację na salach porodowych. Jedna z położnych mówi: Duńskie kobiety nie pozwoliłyby sobie na takie odzywanie się do nich.

Film kończy rozwiązanie sprawy Stelli. Sąd w mowie głosi: dziecko urodziło się zdrowe, a to najwyższe szczęście dla każdej matki. Jeśli matka nie potrafi sobie poradzić z przeżyciami porodu, niech szuka pomocy specjalisty.

I to koniec. Matka w porodzie jest najmniej ważna.

Urodziłaś, to się ciesz.