Miała wyjść za mąż i rodzić dzieci. Uciekła z Polski i podbiła świat. Kim była Helena Rubinstein?

Martyna Pstrąg-Jaworska
Była przedsiębiorczynią z własną firmą w czasach, gdy nikt nie uważał kobiet za specjalistki od biznesu i marketingu. A do tego, o czym mało kto wie – była Żydówką polskiego pochodzenia. Nazwisko Heleny Rubinstein w świecie kosmetycznym to synonim luksusu, elegancji i najwyższej jakości.
Helena Rubinstein stała się milionerką, dzięki biznesowi kosmetycznemu. Mało kto wie, że jedna z najbogatszych kobiet świata była Polką. Wikipedia
Helena, a właściwie Chaja, Rubinstein była polską Żydówką, która żyła na przełomie XIX i XX wieku. Wszystkie kobiety na świecie znają jej nazwisko – to nazwa marki kosmetycznej, która produkuje wysokopółkowe i luksusowe kosmetyki dla kobiet.


W pewnym momencie życia, dzięki umiłowaniu piękna i skupieniu na kobiecej urodzie, stała się najbogatszą kobietą świata. Mało kto właściwie wie, że była Polką – przez to, że wyjechała z kraju i to poza jej granicami odniosła największy sukces, a także przez jej żydowskie, niepolsko brzmiące, nazwisko.

Mała Chaja marzy o wielkim życiu

Helena urodziła się w Boże Narodzenie – 25 grudnia 1870 (lub 1872) roku w Krakowie. Jej rodzice byli przedsiębiorcami i mieszkali na krakowskim Kazimierzu. Mała Chaja, najstarsza z rodzeństwa, już jako kilkulatka wykazywała duże zdolności rachunkowe – wspierała swoim talentem tatę, który był handlarzem i miał sklep z naftą i jajkami w Krakowie.

Gdy była nastolatką, rodzice znaleźli dla niej bogatego wdowca, za którego miała wyjść za mąż i rodzić mu dzieci. Jej rodzice nie należeli do zamożnych – w tamtych czasach wielu Żydom było naprawdę ciężko, rodziny ledwo wiązały koniec z końcem, choć Helena w swoich pamiętnikach pisze, że żyli zamożnie i nigdy im niczego nie brakowało. Nie chcąc wychodzić za mąż, dziewczyna uciekła z kraju po kłótni z rodzicami. W swoich pamiętnikach wspomina to z nutą romantyzmu: pisze, że kochała innego – pięknego i biednego krakowskiego studenta, któremu jej ojciec odmówił ręki Chai.

Wyjazd do Australii – pierwszy krok do sukcesu

Jej kariera rozpoczęła się dopiero po wyjeździe z Polski - gdy w 1900 roku wyjechała na emigrację – najpierw do Wiednia, a 2 lata później do Australii, gdzie mieszkał jej wuj. W swoim bagażu miała kilkanaście słoiczków kremu braci Lykuskich, którym mama od dziecka smarowała jej buzię, powtarzając, że uroda jest ważna, bo dzięki niej zdobędzie męża. Na podróż dostała go od matki – aż 12 sztuk. Podczas podróży statkiem z Wiednia do Australii podjęła decyzję o zmianie imienia – już na zawsze stała się Heleną, porzucając Chaję.

W Australii, na farmie wuja w Coleraine, który hodował zwierzęta i prowadził sklep, pomagała w gospodarstwie i opiekowała się dziećmi wujostwa. Nienawidziła panujących na tamtym terenie warunków pogodowych. Później w swoich pamiętnikach nie raz pisała: „Nienawidziłam Australii. Upał, smutek, brzydota... A słońce jest samobójstwem dla urody!”. Podczas pobytu tam, ciągle smarowała twarz wspomnianym kremem od matki, a później po latach jako jedna z pierwszych wyprodukowała krem z filtrem na słońce. Dzięki stosowaniu kremu od matki, jej cera była gładka i promienna, co sprawiało, że okoliczne kobiety wciąż się nią zachwycały.

Dlatego też Chaja zaczęła zapasy swojego kremu rozdawać znajomym i napisała do matki kilka razy, by przysłała z Polski kolejne słoiczki. Krem Valaze, o recepturze autorstwa węgierskiego chemika, którzy wytwarzali w Krakowie bracia Lykuscy, dał początek jej karierze. Gdy dostawy z Polski przestały wystarczać, Helena osobiście napisała do naukowca z prośbą o recepturę na krem, po której uzyskaniu, sama zaczęła produkować specyfik.

Niepozorny krem, który pokochały miliony kobiet

Po 6 latach w Australii otworzyła firmę i pierwszy sklep w Melbourne, który był właściwie jednym z pierwszych na świecie salonów piękności – tam sprzedawała krem Valaze pod własnym już nazwiskiem. Kolejne lokale powstały w Sydney i Nowej Zelandii. Produkty, które sygnowane były jej nazwiskiem, to przede wszystkim krem, ale i inne kosmetyki, które miały upiększać kobiety. Po pewnym czasie zaczęły być popularne również w Londynie i Nowym Jorku, a potem w San Francisco, Chicago i Waszyngtonie. Najpierw podbiła Australię, później Europę (zaczynając od Londynu i Paryża), a na koniec sięgnęła po rynek amerykański.
Krem Valaze Heleny Rubinstein, reklama z epoki.Wikipedia

Gdy rozpoczynała swój biznes, w sklepach można było kupić mydło i szczotki: do włosów i zębów. Australijki pokochały krem, który wcale nie kosztował mało – trzeba było za niego zapłacić równowartość średniej tygodniowej pensji. Kolejne filie i popularność kosmetyków sprawiły, że Helena podbiła świat kosmetyczny – niewątpliwie miała dryg do biznesu, ale też czuła, czego potrzebują kobiety. Dodatkowo, malutkiej z początku firmie, jeszcze w czasach, gdy istniał tylko salon w Melbourne, pomógł polsko-amerykański dziennikarz, którego Helena zatrudniła jako szefa marketingu i który znał się na promocji marek. Pomógł wypromować krem i inne kosmetyki sygnowane logiem HR, a później został mężem panny Rubinstein.

Mowa tutaj o Edwardzie Titusie, "amerykańskim dziennikarzu pochodzenia polskiego", jak pisała o nim w pamiętnikach, który najpierw był mężem, a potem ojcem dwóch synów Heleny. To on pierwszy powiedział do niej "Madame" – później cały świat tak do niej i o niej mówił. Koniec końców rozwiedli się przez liczne romanse męża oraz wieczne kłótnie, ale trzeba przyznać, że to on pomógł jej w rozkręceniu jednego z największych w tamtym czasie biznesów na świecie.

Amerykański sen - kariera w Stanach

W czasie I wojny światowej wyjechała z całą rodziną do Nowego Jorku, gdzie spędziła resztę życia, dbając o swój biznes. O jej firmę w australijskich salonach piękności dbały siostra i kuzynka, a połowa rodziny była zatrudniona przy produkcji kosmetyków i jako osoby obsługujące Instytut Piękna Valaze.

Pod koniec lat 20. XX wieku sprzedała wszystkie akcje swojej firmy Amerykanom – otrzymała za nie 8 milionów dolarów. Kierowała się dobrem rodziny: „Chcę poświęcić się życiu rodzinnemu, wrócić do Europy i ratować małżeństwo” – tłumaczyła w pamiętnikach. Niedługo później w 1928 roku na rynku nastąpił krach, a Helena po ok. 2 latach odkupiła swoją firmę za niecałe 2 miliony – zarobiła na tym ok. 6 milionów dolarów. To pokazuje jej szczęście w biznesie, ale i ogromną smykałkę do interesów - gdy inni tracili na giełdzie, Helena zbiła fortunę, stając się najbogatszą kobietą tamtych czasów. W latach 60. miała już salony piękności w 14 krajach, sprzedawała kosmetyki w ponad stu i zatrudniała blisko 30 tys. osób.

Kobieta posągowa i nietuzinkowa

Na rozwój jej kariery i tempo, w jakim się rozwijała, ogromny wpływ miało to, że była kobietą nietuzinkową, pewną siebie, kochającą piękno samo w sobie. Było ogromną miłośniczką sztuki, szczególnie malarstwa, i gdy stała się zamożna, zgromadziła ogromną kolekcję sztuki – eksponaty pochodziły z całego świata, z każdego właściwie kontynentu. Osobliwą słabością Heleny było kolekcjonowanie swoich portretów – miała ich aż 26.
Portret Heleny Rubinstein autorstwa Salvadora Daliego.Wikipedia

Zawsze, gdy wydarzyło się coś radosnego w jej życiu lub gdy przechodziła depresyjny epizod, zamawiała swój portret. Ostatni przed śmiercią namalował dla niej Graham Sutherland, miała wtedy ok. 80 lat i nie była zadowolona z efektu, ponieważ było na nim widać jej wiek. Jeden z poprzednich namalował dla niej sam Salvador Dali – jest na nim kwintesencja Chai: posągowa twarz, przykuta do skał za pomocą kolii ze szmaragdów. To Salvador był też projektantem puderniczki, w której był sprzedawany jej puder.

Miała przy tym ogromne serce – znane są historie o tym, jak w czasie II wojny światowej wspierała finansowo Polski Czerwony Krzyż, a także zaopatrywała amerykańskie wojsko w kosmetyki do kamuflażu i kremami na oparzenia. Uznała, że jako Żydówka, może w taki sposób wspierać walkę z III Rzeszą oraz tymi, którzy nienawidzą Żydów.

Rubinstein miała rękę do biznesu

Sama mówiła nie raz: „Nie ma kobiet brzydkich, są tylko leniwe!", a także przekonywała: "Niektóre kobiety nie kupią niczego, jeśli to będzie za tanie”. Dlatego do dziś kremy i inne kosmetyki z logiem HR to produkty wysokopółkowe, jedne z droższych. Niewątpliwie była pionierką kultury urody, kultury bez zmarszczek – piszą o niej w biografiach. Wymyśliła spiralę do tuszu do rzęs i tusz wodoodporny.

Przy tym była naprawdę kobietą z krwi i kości, nie żadną boginią, choć na taką pozowała. Była niewielkiego wzrostu, o dość krągłej figurze, za która stała miłość do jedzenia. Lubiła pieczone kurczaki i polską kiełbasę. Zawsze też zachwalała jedzenie surówek i sama wydała książkę o diecie, która sprzyjała urodzie. Ta szybko stała się na początku XX wieku bestsellerem. Gdy ktoś ją pytał o kulinarne grzeszki, zawsze mówiła „Kiedy się ciężko pracuje, trzeba jeść”. Jej największą rywalką nie była żadna z kobiet, z którymi zdradzał ją pierwszy mąż. Najbardziej czuła się zagrożona zawodowo – przez Elizabeth Arden. Wdały się w konflikt, gdy Helena przyjechała do Nowego Jorku i tam otworzyła jeden ze swoich Instytutów Piękna.

Polska Królowa kosmetyków dożyła 95 lat i zmarła w Nowym Jorku 1 kwietnia 1965 roku jako mulitimilionerka i kobieta, która swoje życie i karierę zawodową poświęciła pięknu i urodzie. Jej imperium kosmetyczne było wtedy warte około 100 milionów dolarów.
Dostała wylewu w czasie pracy. Straciła przytomność, ocknęła się i chciała wracać do obowiązków. Umarła następnego dnia w szpitalu, a o śmierci Madame pisały gazety. „New York Times” poświęcił jej kilka kolumn, a kilka tysięcy osób podpisało się w księdze kondolencyjnej.

„Cesarzowa piękna” - mówił o niej Jean Cocteau, francuski poeta i wszechstronny artysta. Jej dorobek kosmetyczny oraz marka kosmetyczna trwają do dziś – wiele kobiet ceni sobie i korzysta z produktów sygnowanych nazwiskiem Heleny.