Wyobrażasz sobie świat bez kosmetyków? Bez milionowych kampanii reklamowych pomadek Kylie Jenner, ulubionej czerwonej szminki w kosmetyczce, kremu Nivea? Ja też nie. Jak zatem wyglądał kosmetyczny świat kilkadziesiąt lat temu? Postanowiłam to sprawdzić.
Katarzyna Pytkowska, chemiczka specjalizująca się w chemii kosmetycznej i pasjonatka historii kosmetyków, zdradza, jak mogły się malować nasze babcie, jakie kolory szminek były dostępne przed wojną i czym był sportowy krem do twarzy.
Katarzyna od czasów studenckich zajmuje się chemią kosmetyczną. Jest także doktorem nauk medycznych i specjalizuje się w fizjologii skóry. Obecnie jest prorektorem do spraw badań naukowych na Uczelni Medycznej imienia Marii Curie-Skłodowskiej.
Prowadzi także bloga oraz profil na Facebooku Stare kosmetyki oraz wirtualne Muzeum kosmetyków i chemii gospodarczej, na których nie tylko opisuje historię makijażu, lecz także publikuje zdjęcia takich kosmetycznych perełek, jak pierwsze opakowanie kremu Nivea czy przedwojenna paletka do makijażu kryjąca się w etui stylizowanym na rewolwer.
Czym są te "stare kosmetyki" i kiedy możemy mówić o ich początkach?
Początek powszechnego dostępu do kosmetyków to czasy przedwojenne, ale do dyspozycji była oczywiście znacznie mniejsza pula kosmetyków niż dzisiaj. Na asortyment składały się 2-3 kremy pielęgnacyjne: na dzień, na noc i krem sportowy.
Krem sportowy? To chyba kosmetyk, który nie przetrwał do dzisiaj?
Krem sportowy to typ kremu, który w latach 90. zniknął z rynku polskiego. Był to krem reklamowany na plażę, na aktywność fizyczną, na przebywanie na dworze.
Miał chronić jednocześnie przed słońcem i przed temperaturą, ale nie zawierał jeszcze filtra UV. Jego działanie przeciwpodrażnieniowe było dość słabe.
Kiedy więc pojawiły się pierwsze kremy chroniące przed promieniowaniem?
Pierwsze filtry UV były stosowane w trakcie II wojny światowej na Pacyfiku przez amerykańskich żołnierzy. To stopniowo wychodziło na rynek ogólny. W krajach Europy Zachodniej to początek lat 70.
Wracając do makijażu, co nasze prababcie mogły mieć w kosmetyczkach?
Poza kremami pielęgnacyjnymi kobiety miały do dyspozycji kilka produktów kolorowych.
Puder z niezbyt dużym rozbiciem na odcienie: na jasną i ciemną karnację.
Róż i szminka w kolorze czerwonym, ale kosmetyki do makijażu oczu nie były powszechnie dostępne. Receptury tuszów do rzęs były dość trudne w aplikacji – tusze rozmazywały się i piekły w oczy. Powszechne stosowanie tuszy do rzęs to historia powojenna, lata 1950-1960.
Nasze prababcie mogły także wykonywać zabiegi henny brwi i rzęs, jednak była to usługa świadczona w gabinecie kosmetycznym. Ten zabieg przeniósł się na nurt kosmetyki domowej, ale nie w pełni. Wymagał wprawy manualnej, szczególnie zrobienie tego na sobie.
Jak mógł wyglądać taki przykładowy makijaż i czy był on czymś, co kobiety wykonywały na co dzień?
Przede wszystkim makijaż codzienny był standardem w klasach wyższych, w mniejszym stopniu w średnich.
Przeciętna kobieta nie stosowała makijażu bez żadnej okazji – był to rodzaj luksusu, który można było sobie zafundować na spotkanie towarzyskie, jakiś rodzaj celebracji. Makijaż przed wojną koncentrował się na wargach w kolorze czerwonym, upiększeniu cery pudrem i różem.
Bo kosmetyki były drogie albo trudno dostępne?
To nie była nawet kwestia ceny, a raczej zwyczajów zależnych od klasy społecznej. W niższych kręgach społecznych nie wypadało lub nie było zwyczaju malowania się na co dzień.
Umalowanie się do pracy w fabryce czy w charakterze służącej było nie do pomyślenia. Możliwe, że pracownice biurowe mogły już malować się do pracy, bo musiały być reprezentacyjne. Makijaż stał się więc u kobiet powszechny, gdy skończyły się podziały klasowo-społeczne.
Wydawało mi się, że kosmetyki makijażowe były trudno dostępne nawet w czasach PRL-u. Tymczasem mówisz, że już przed wojną nie brakowało polskich firm kosmetycznych.
Zarówno w Polsce, jak i na świecie powszechny dostęp do kosmetyków to czasy przedwojenne, bo polska kosmetyka nie była w tyle – rozwijała się w tym samym tempie, co światowa. Ten rozwój zahamowała dopiero druga wojna – wtedy rozwijał się recepturowo rynek amerykański.
W Europie zostało to przyhamowane, a potem odcięcie Polski od Europy Zachodniej zawiesiło rynek kosmetyczny. Ale w czasie PRL-u znowu ruszyła produkcja polskich kosmetyków i to na taką skalę, że eksportowaliśmy je do Związku Radzieckiego.
A czy są jakieś polskie firmy kosmetyczne, które były popularne przed wojną i przetrwały do dzisiaj?
Oczywiście, firma Nivea przed wojną istniała jako firma Pebeco, druga marka to marka Uroda. To przedwojenna marka kosmetyków produkowanych przez firmę Puls. Do tej pory istnieje także marka Miraculum, czyli kosmetyki Doktora Lustra. Sztandarowa marka Miraculum to rozpoznawana chyba przez wszystkich Pani Walewska.
Po wojnie nacjonalizacja przemysłu sprawiła, że przedwojenne marki rozdzielono pomiędzy państwowe firmy. Większość firm nie przetrwała wojny albo została przepchnięta na margines.
Czy reklamy kosmetyków były wtedy popularne, czym się różniły od dzisiejszych?
W reklamach przedwojennych kosmetyki były ukazane jako coś zarezerwowanego dla klas wyższych. Główne drogi reklam to prasa, reklamy kinowe, materiały reklamowe w sklepach. I w tych kanałach przekaz ten nie był skierowany do wszystkich – a do wyższych klas jako symbol elegancji, szyku, luksusu.
Czy pierwsze powszechnie dostępne kosmetyki były bezpieczne?
Etap toksycznego kosmetyku trwał jeszcze przed XX wiekiem. Przed II wojną światową pojawiły się regulacje prawne dotyczące walki z fałszowaniem kosmetyków. To nie było co prawda dzisiejsze prawo stawiające na bezpieczeństwo kosmetyków, ale nie był to etap, kiedy kosmetyk był niebezpieczny.
Ale to nie oznacza jeszcze, że miały wyłącznie pozytywny wpływ na cerę? Moje babcie powtarzały, że nie powinnam się malować, bo makijaż niszczy cerę i postarza.
To było niesłychanie utrwalona opinia, która swoje podstawy miała w makijażu profesjonalnym, a właściwie w jego błędnym demakijażu. Makijaż profesjonalny — teatralny i filmowy, a nawet jeszcze kabaretowy, przysparzał problemów ze zmywaniem.
A dokładnie demakijaż bardzo podrażniał i wysuszał skórę. Makijażu teatralnego nie dało się łatwo usunąć wodą, to był taki rodzaj makijażu, który miał wytrzymać ciepło światła bijącego z reflektorów, wiele godzin gry, zmywano go emulsjami i to bez użycia wody, więc szkodził cerze.
Czego więc używano do demakijażu w teatrze i w domu?
Przed wojną na szeroką skalę nie stosowano emulgatorów niejonowych, kosmetyki emulsyjne były stabilizowane mydłem, więc wysuszały.
Demakijaż bez użycia wody często skórze szkodził. Było to szczególnie widać przy makijażu scenicznym i filmowym. Stosowano duże ilości kosmetyków i zmywanie ich mogło skutecznie wysuszyć skórę.
Ponieważ w domu bazowano na myciu – stosowano wodę z mydłem, a potem ocet jako tonik, to było to mniejszym problemem. Ale przekaz, który w Polsce do lat 50. i 60. (a nawet dłużej) był popularny, to przekaz: "jeśli będziesz się malować, to zniszczysz sobie skórę".
A kiedy pojawiły się takie innowacje makijażowe, jak np. kosmetyki wodoodporne?
Już te stosowane w makijażu profesjonalnym (dawniej – red.) były trudne do usunięcia wodą. Tusz do rzęs, który miał być odporny na działanie wody, był mazisty. Nie zmyły go na przykład łzy, ale wystarczyło potrzeć rzęsy, by zupełnie go rozmazać.
Natomiast makijaż mocno wodoodporny to czasy współczesne. Rozwój makijażu wodoodpornego i trudno-ścieralnego to lata 90. XX wieku – to rozwój rynku surowców silikonowych i możliwość uzyskania naturalnie wyglądających warstw, które będą warstwami transferującymi się.
Poza tym rozwój kosmetyków wodoodpornych był znakiem tego, że makijaż jest dla kobiet coraz ważniejszy. Ma wytrzymać wiele godzin i każdą pogodę.
Rozwój kosmetyków wodoodpornych wziął się zresztą z kosmetyki plażowej. Producenci zaczęli celować w kosmetyki, które zostaną na skórze pomimo kąpieli, jednak one nadal nie miały jeszcze filtra UV.
Koncepcje wodoodporności zaczęły się od ochrony, a skoro na plaży można było chronić ciało przed słońcem i wodą, można było także się pomalować.
W ten sposób makijaż wszedł do wszystkich dziedzin życia. Przestał być elementem eleganckiego stroju na spotkaniu czy w pracy – zaczął być powszechny nawet w czasie aktywności i odpoczynku.
Jak to się stało, że kosmetyki stały się twoją pasją?
Zajmuję się chemią kosmetyczną współczesną od strony naukowej i dydaktycznej oraz o strony współpracy z firmami kosmetycznymi, a historie starych kosmetyków to moje hobby.
Zawsze fascynowały mnie stare książki, stare podręczniki. Przed 2000 rokiem zaczęłam buszować po antykwariatach i chciałam specjalizować się w jakimś z tych tematów i padło właśnie na stare kosmetyki.
Czy przedwojenne kosmetyki mogłyby spełnić oczekiwania dzisiejszych kobiet?
To zależy... Według mnie raczej nie, chyba że pojedyncze wyroby znalazłyby swoje amatorki. Dzisiejsze receptury są zupełnie inne. Gdy próbowałam ze studentkami odtworzyć szminki ze starych receptur, to zupełnie się to nie udało. Formuła i kolory są ze sobą powiązane.