Nie boję się, że moja córka zajdzie w ciążę. Boję się, że będzie musiała urodzić i wychować w Polsce
Rządzący po raz kolejny doprowadzili nas do tego, że musimy bronić swoich elementarnych praw. W sprawie opublikowanego wyroku Trybunału Konstytucyjnego o zaostrzeniu prawa aborcyjnego nie można pozostać obojętnym, bo tu chodzi o nasze zdrowie i życie. I zdrowie i życie naszych córek.
- Opublikowanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zaostrzenia aborcji wywołało ogromne emocje.
- Jako mama nastolatki nie wyobrażam sobie sytuacji, że jest ona zmuszona do urodzenia nieuleczalnie chorego dziecka z wadami rozwojowymi.
- Czy rządzący czekają na polską Savitę Halappanavar, bo do tego prowadzi wyrok TK.
Zgodnie z treścią wyroku niezgodna z konstytucją jest aborcja, wykonywana ze względu na ciężkie i nieodwracalne wady płodu. To prawo weszło właśnie w życie i nie zgadzam się z nim, podobnie jak tysiące kobiet w tym kraju. Protestuję nie tylko w swoim imieniu, ale przede wszystkim nastoletniej córki i jej koleżanek, które dopiero wkraczają w dorosłe życie.
Tu chodzi o wolny wybór
Powiem wprost – rozmawiam z córką o seksie i antykoncepcji, ale nie zszokowałaby mnie jej ciąża czy którejś z jej koleżanek. Takie sytuacje się zdarzają, a młode dziewczyny wymagają wsparcia.
Natomiast kompletnie nie wyobrażam sobie i nie akceptuję tego, że moja córka lub jakaś jej rówieśniczka zostanie zmuszona do urodzenia nieodwracalnie chorego płodu. Że znajdzie się w tej tragicznej sytuacji i będzie pozbawiona możliwości do decydowania o swoim życiu.
Bo o to tu chodzi - o prawo do samodzielnego podjęcia tak dramatycznej decyzji, jaką jest urodzenie bądź nie nieuleczalnie chorego dziecka, które skazane jest na śmierć albo cierpienie.
Chyba nie ma sensu już pisać, że przecież mówimy tu cały czas o wolnym wyborze. Nikt żadnej kobiecie nie zabrania (jeśli taka jest jej decyzja, wynikająca z jej przekonań), by donosiła ciążę z ciężkimi i nieodwracalnymi wadami rozwojowymi płodu. Nie ma natomiast mojej zgody na zmuszanie kobiet do heroizmu, do cierpienia, do bycia trumną dla śmiertelnie chorego płodu, jak zauważył słusznie jeden z lekarzy.
Życie kobiet zagrożone?
Nie wyobrażam sobie, że zmuszona byłaby do tego moja prawie 18-letnia córka lub któraś z jej koleżanek. To młode, ale świadome siebie kobiety, które nie domagają się niczego nadzwyczajnego, a jedynie wolnego wyboru i traktowania swojego życia jako wartości nadrzędnej.
Bo prawda jest taka, że teraz, gdy usunięcie ciąży ze względu na nieodwracalne wady płodu nie jest już możliwe, lekarz nawet w obliczu zagrożenia życia kobiety będzie bał się przeprowadzić aborcję. Tak, w takim żyjemy obecnie kraju i nikt mnie nie przekona (choć chciałabym w to wierzyć), że jest inaczej.
Powiem wprost - nie chcę czekać na polską Savitę Halappanavar, której przypadek doprowadził do zmian aborcyjnych w Irlandii. Kobiecie odmówiono aborcji w 17 tygodniu ciąży, tłumacząc się tym, że wciąż bije serce płodu.
Poinformowano ją, że dziecko urodzi się martwe i tak rzeczywiście się stało, niestety na uratowanie życia tej młodej, 31-letniej kobiety było już za późno.
Czy musimy czekać na pierwszy tego typu przypadek w Polsce, by coś dotarło do rządzących? Czy musimy bać się o nasze córki, które w przyszłości zajdą w ciążę? I zamiast cieszyć się tym jednym z najbardziej radosnych momentów w życiu, będziemy lękać się razem z nimi, że wraz z ciążą może być zagrożone ich zdrowie i życie?
Może cię zainteresować także: Moja córka chodzi na marsze w obronie praw kobiet. Umieram z niepokoju, ale i pękam z dumy!