Sprawdzono, jak pandemia wpływa na ciężarne. Wyniki badań przeraziły nawet naukowców

Paweł Czarnecki
Koronawirus już przemielił nasz świat – tu złudzeń być nie może. I choć nie wiemy jeszcze, co przyniesie kolejny rok, to kilku rzeczy możemy być pewni. Niestety co najmniej jedna dotyczy kobiet, a dokładniej ciężarnych. Poród w warunkach pandemii dla wielu stanie się wydarzeniem na tyle traumatycznym, że odbije się na ich zdrowiu psychicznym.
Jak pandemia wpłynęła na kobiety? Pixabay

To będzie


W najtrudniejszej sytuacji są brzemienne, które zostały zainfekowane koronawirusem. U co trzeciej rozwinie się choroba, najpewniej depresja. Naukowcy nie mają co do tego złudzeń i najdobitniej wyrazili to w listopadzie tego roku w "Lancecie". Ukazał się tam artykuł, gdzie omówiono wpływ COVID-19 na zdrowie psychiczne ciężarnych.


Tam też padło słowo "dewastujący". Ludzie nauki rzadko sięgają po takie określenia, ale kiedy już pojawiają się, nie wolno tego bagatelizować. Publikacja jest świeża, więc nasi rządzący zapewne nie podjęli jeszcze decyzji i na razie nie słychać, aby objęto rodzące systemową opieką. Choć głosy na rzecz konieczności takich działań wybrzmiewają już z ust polskich autorytetów lekarskich i psychologicznych.


Powtórzę więc za nimi – przekładając dane naukowe na nasze warunki, należałoby przyjąć, że przez co najmniej trzy kolejne lata lęki, bezsenność czy zaburzenia depresyjne mogą dręczyć circa 350 tys. Polek, które rodziły w 2020 roku lub ich poród przypadnie na pierwszy kwartał 2021. Z tego grona wydzielmy grupę zakażonych SARS-CoV-2. To między 6 a 10 tys. kobiet. Im bezwzględnie należy się pomoc!

Bardziej boją się kobiety


Nie znaczy to, że sytuacja pozostałej większości kobiet nie powinna niepokoić. Po prostu w tym przypadku badacze nie mają dostatecznych danych, aby mówić o krótko- czy długoterminowych konsekwencjach. Rzecz jasna dysponujemy rejestrem problemów, z którymi kobiety zmagają się w czasie pandemii.

Na całym świecie w policyjnych statystykach wyraźnie widać wzrost przemocy wobec kobiet i dzieci. Ostrzegają przed tym również instytucje, zajmujące się tą problematyką i działająca przy Unii Europejskiej Agencja Praw Podstawowych bije na alarm. W roku 2020 liczba aktów przemocy fizycznej, w tym seksualnej oraz psychicznej wobec kobiet wzrosła trzykrotnie.

Znalazło to również odzwierciedlenie w statystykach medycznych. W Stanach Zjednoczonych w kwietniu tego roku, a więc w miesiącu z największą liczbą zgonów z powodu COVID-19, zdiagnozowano trzy razy więcej przypadków depresji wśród kobiet i mężczyzn, niż wcześniej prognozowano. Nie dziwi więc, że wykonywane na bieżąco badania potwierdzają ogólny wzrost lęków.

Znamienne, że wszystkie z prac jednoznacznie wskazują na wyższy poziom stresu u kobiet niż mężczyzn, a różnica sięga od 3 do 10%.

– I lęki kobiet – przekonuje psychoterapeutka Agnieszka Górecka – należałoby traktować jako drogowskazy, wskazujące niezaspokojonej potrzeby, "np. bezpieczeństwa, uznania, samorealizacji, odpoczynku". Potwierdzają to specjaliści przy prezesie Polskiej Akademii Nauk i w raporcie Zrozumieć COVID-19 wskazują na najważniejsze przyczyny takiego stanu rzeczy.

Będą to kłopoty w pracy z utratą zatrudnienia włącznie oraz trudności związane z izolacją społeczną i tutaj wymienia się przemoc domową oraz utrudnienia wynikające ze zdalnej edukacji dzieci.

Smutne konkluzje


I choć ogólna tendencja jest stała i, jak już wspomniałem, kobiety dotkliwiej od mężczyzn odczuwają sytuację pandemiczną, to poziom ich lęków zależy od czynników demograficznych, społeczno-ekonomicznych i w końcu kulturowych. Zdaniem badaczy, którzy skupili się na analizie społeczeństw europejskich i północnoamerykańskich, obecne realia najbardziej przerażają samotne kobiety w wieku 50 lat i więcej.

Do takiego wniosku doszli naukowcy, którzy opublikowali pracę na łamach "Lancet Psychiatry". Przekonują tam, że samotność, przekładająca się na wzrost stresu, to nie tylko brak oparcia w najbliższych i codzienna pustka w domu, ale i wykluczenie cyfrowe i niemożność wirtualnego uczestnictwa w spotkaniach rodzinnych czy grupach towarzyskich.


Smutne konkluzje niesie kolejny artykuł zamieszczony w tym samym czasopiśmie. Dotyczy on powiązań między zdiagnozowanymi wcześniej problemami ze zdrowiem psychicznym a obecnym poziomem lęków. Izolacja społeczna niczym benzyna wylana na ogarek świecy przyczyniła się, mówiąc metaforycznie, do nagłego wybuchu lęków wśród pań, które borykały się już z takimi problemami.

Niestety można podejrzewać, że niebawem naukowcy opiszą tę właśnie grupę, jako kolejną, po ciężarnych, której bezwzględnie potrzebna jest pomoc. Nieco inne powody lęków należałoby wskazać wśród kobiet w średnim wieku. Zdaniem psychoterapeutów z infolinii dla Polek, znajdujących się w trudnym momencie życiowym w czasie pandemii COVID-19, u kobiet dominują lęki dotyczące przyszłości swojej i rodziny.

Znamienne, że jeszcze mocniej czują na sobie presję, "aby być idealną pracownicą, mamą, partnerką", zauważa cytowana już Górecka. Nagłym problemem, budzącym niepokój, stały się też kłopoty uczuciowe i pandemia, jak w soczewce uwypukliła istniejące niezgodności między kobietą a mężem czy partnerem.

Z infolinii korzystają również matki i córki, które nierzadko znalazły się w toksycznych relacjach. Spostrzeżenia te potwierdzają badania ankietowe, z których wyłania się obraz nierzadko marazmu czy poczucia braku sensu, towarzyszącego paniom, zmagającym się z pandemicznymi wyzwaniami. Ze swojego doświadczenia zawodowego, jako menedżer edukacji w szkolnictwie wyższym oraz rektor Collegium Humanum – Szkoły Głównej Menedżerskiej, mógłbym również dodać, że najmłodsze z dorosłych kobiet, czyli w wieku od 18 do 35 roku życia, przyjęły nieco odmienną postawę.

Wobec niepewnej sytuacji także zareagowały lękiem, ale równocześnie obserwuję wśród nich konsolidację i gotowość do walki o swoje miejsce w zmieniającej się rzeczywistości społeczno-ekonomicznej. Trzymajmy za nie kciuki, bo mają szansę, chociażby dlatego, że są dobrze i najczęściej lepiej niż mężczyźni, przygotowane do wyzwań. Spostrzeżenie to będzie dla każdego profesjonalisty promykiem nadziei – kompetencje znów są w cenie.

Nowa choroba – stary lęk


Lęk kobiet z sytego Zachodu, do którego i my się zaliczamy, nie różni się od lęku kobiet z Azji czy Afryki, ale powodowany bywa nieco innymi czynnikami, inne ma też natężenie. Truizmem będzie więc stwierdzenie, że inaczej przeżywamy izolację społeczną w zaopatrzonym w codzienne dobra, kilkupokojowym mieszkaniu, a inaczej w pomieszczeniu, gdzie stłoczona została wielopokoleniowa rodzina.

I nawet praca zdalna czy zdalna edukacja będą odbierane mniej dotkliwie, jeśli możemy zasiąść za jednym komputerem, a przed drugim ulokować nasze dziecko. Takich możliwości nie mają dwa miliardy ludzi z krajów rozwijających się. A przecież także i oni musieli podporządkować się rygorom pandemicznym.

Te społeczno-ekonomiczne i kulturowe różnice jako czynniki lękowe znalazły odzwierciedlenie w pracach ankietowych. Doniesienia z największej demokracji świata, czyli Indii, mogą być dla nas przerażające. Wynika z nich, że wielu lekarzy w ogóle nie pyta kobiet o ich samopoczucie, gdyż stanowi to element tabu i wiedza specjalistów na ten temat jest niemal zerowa.

Mimo to swoistym symbolem istniejących zaburzeń jest olbrzymi wzrost nikotynizmu wśród Hindusek, które nie tylko sięgają po papierosy, ale i żują tytoń. Nałóg, zwłaszcza gdy jest połączony z kulturowym zakazem, bywa pierwszym krokiem ku poważnym problemom ze zdrowiem psychicznym. Inne realia zaobserwujemy w Chinach.

W Państwie Środka, gdzie życie pozornie wróciło do normy, zanotowano wzrost lęku u najmłodszych kobiet żyjących w związkach małżeńskich i w przeciwieństwie do pozostałych krajów – stosunkowo nieznaczny poziom stresu u ciężarnych. Paradoks ten można tłumaczyć niezwykle silnymi restrykcjami pandemicznymi, które egzekwowane były tam z iście wojskową konsekwencją.

A zatem brzemienne często były odizolowane, poddane fachowej opiece medycznej i doznawały względnego spokoju. W przeciwieństwie do nich młode gospodynie domowe doświadczyły terroru epidemicznego. Jeszcze inaczej akcenty rozkładają się w ubogich i ludnych krajach islamskich, takich jak Pakistan czy Bangladesz. Wykazano tam, że COVID-19 jest swego rodzaju piętnem i kobiety najbardziej obawiają się nie samej choroby, ale stygmatyzacji ze strony najbliższego otoczenia, gdyby wykryto u nich infekcję.

Terapeutyczny gest


Lęk kobiet przywodzi na myśl skojarzenia z odpornością stadną. Koncepcja ta milcząco zakłada zgodę na zainfekowanie dużej części populacji i w efekcie chorobę i bez wątpienia śmierć najsłabszych, w tym seniorów i osób mających problemy zdrowotne. Elif Shafak, autorka niezwykle ciekawej książki "How to stay sane in an age of division" (Jak zachować zdrowy rozsądek w czasach podziałów) uważa, że jest to rodzaj ofiary, jaką zachodnie społeczeństwo w swej hipokryzji gotowe jest złożyć, aby zachować status quo.

Czy kondycja psychiczna kobiet nie pełniłaby podobnej roli? W Europie zapewne nie postrzegamy tego w taki sposób, ale na wschód od nas, zwłaszcza w ubogich krajach Azji oraz w Afryce, porównanie to nabiera wyrazistości. Niedawno, bo 3 listopada na łamach czasopisma naukowego "International Journal of Environmental Research and Public Health” opublikowano artykuł o lękach filipińskich pomocy domowych zatrudnianych w zamożnych domach w Hongkongu.

Koronawirus jest u nich nierozerwalnie związany z obawami o możliwość utraty pracy, a to bezpośrednio przyczynia się do zaburzeń psychicznych. Konkluzje te można przenieść i na nasze podwórko. Od dobrych kilku lat jako Polacy czerpiemy korzyści z pracy wschodnich sąsiadów, którzy podejmują się wykonania zadań gorzej opłacanych, nierzadko kojarzących się z mniejszym statusem społecznym. W naszą codzienność wpisały się więc kobiety z Ukrainy czy Białorusi, które pracują w sklepach, sprzątają domy, biura czy szpitale.

Powiedzenie lux ex Oriente – czyli światło ze Wschodu – kojarzymy między innymi z Bożym Narodzeniem i nadejściem Zbawiciela. Ale w sytuacji pandemicznej nabrało ono nowego znaczenia. Idą święta i zwłaszcza teraz pamiętajmy o lęku kobiet ze Wschodu nam najbliższego. Dajmy okazję im zarobić. Ten gest może mieć znaczenie terapeutyczne.
Paweł Czarnecki


prof. dr hab. Paweł Czarnecki, MBA, DBA, LL.M, MPH, Dr h.c – profesor doktor habilitowany nauk społecznych. Rektor Collegium Humanum z siedzibą w Warszawie i filiami w Polsce oraz zagranicą (Czechy, Słowacja, Uzbekistan). Członek Komisji Marketingu w Polskim Komitecie Olimpijskim. Menedżer edukacji w obszarze szkolnictwa wyższego i nauki. Autor licznych publikacji naukowych z zakresu m.in. mediów, etyki, zarządzania i marketingu. Laureat Złotego medalu Akademii Polskiego Sukcesu za osiągnięcia we współpracy z zagranicą i promocję nauki polskiej, polskiego szkolnictwa wyższego i kultury.