Autorka "Mamy Gadżety" jest w 4 ciąży. Zdradziła nam, jaki błąd zakupowy popełniają rodzice

Agnieszka Miastowska
— Niestety nie można wejść do sklepu i kupić pakietu dla świeżoupieczonych rodziców "wszystko, co przyda nam się przy dziecku". Rodzice kierują się atrakcyjnym wyglądem i opiniami znajomych, a to powoduje wpadki — mówi autorka bloga Mamy Gadżety. Maria Górecka na swoich mediach społecznościowych recenzuje gadżety i właśnie spodziewa się czwartego dziecka.
Autorka "Mamy Gadżety" oczekuje czwartego dziecka. Zdradza, jakie błędy przy zakupach dla dzieci popełniają rodzice Archiwum Prywatne
Czy umiałabyś wymienić tylko pięć gadżetów, które poleciłabyś każdej mamie?

Im więcej ma się dzieci, tym mniej jest się pewnym, że istnieje jakiś uniwersalny gadżet. Są rzeczy, które będzie miał każdy, jak na przykład fotelik samochodowy, ale jest mnóstwo rzeczy, które wydają nam się super potrzebne, ale zupełnie nie sprawdzą się przy naszym dziecku. Cała trudność obracania się w świecie świeżo upieczonych rodziców jest w tym, że nie można wejść do sklepu i kupić pakietu "wszystko, co przyda nam się przy dziecku". Czy jest to wybór pieluch, wózka czy chusty do noszenia, nie powinniśmy zakładać, że to, co sprawdziło się u znajomych rodziców lub jednego dziecka, sprawdzi się u drugiego.

Swojego bloga założyłam właśnie po to, by pomagać rodzicom. Większość gadżetowych wpadek wynika z tego, że rodzice kupują coś atrakcyjnego wizualnie lub zbyt kierują się opinią innych osób. Szczególnie, gdy zakupy robią przed porodem. Najpierw muszą wiedzieć, czego dokładnie potrzebuje ich dziecko, by zacząć szukać.


To może masz swój jeden sprawdzony gadżet?

Dostawka do łóżka dla rodziców. Przy pierwszym dziecku twierdziłam, że niemowlę powinno mieć swój pokój i łóżeczko. Okazało się, że to nocne wstawanie do dziecka, nawet jeśli śpi ono pokój obok, jest po prostu wyczerpujące. Poza tym mogę polecić dostawki do łóżka rodziców, bo można przerobić je na samodzielne łóżeczko czy kołyskę. Nie śpię z dzieckiem w łóżku, więc odpoczywam bardziej komfortowo. Musimy testować wszystko na sobie i swoich dzieciach.

Jako mama-gadżet na pewno znasz wiele sposobów na ułatwienie sobie codziennej pracy z dziećmi. Co jednak jest najtrudniejszego w codziennej rutynie bycia mamą całej trójki?

Przy starszych dzieciach to logistyka. Najbardziej męczy mnie dowożenie ich na zajęcia. Przy jednym dziecku to był obowiązek, ale przy trójce to już dorabianie po pracy jako szofer. Śmieję się, że cały wrzesień spędzam na układaniu harmonogramu, żeby każde dziecko mogło chodzić na te zajęcia, które chce.

Mam wrażenie, że rodzice dzieci w wieku od 5 do 15 lat po pracy siedzą w samochodzie. Na szczęście mój 11-letni syn potrafi już sam dojechać tam, gdzie potrzebuje.

Poza tym trudne jest pogodzenie potrzeb dzieci w różnym wieku. Najmłodsze dziecko non stop wymaga naszej uwagi, a trzeba mieć też siłę, żeby spędzić też czas z innymi dziećmi. I mam wrażenie, że na tym najbardziej cierpią środkowe dzieci. Najstarsze miały okazję spędzać czas tylko z mamą i tatą – przez chwilę były jedynakami z pełną uwagą rodziców. Teraz są starsi i wolno im z rodzeństwa najwięcej. Najmłodsze najłatwiej rozpieścić – często potrafią idealnie wykorzystać swoją pozycję najmłodszego w rodzinie. Im najłatwiej opuszczamy, by zachować chwilę spokoju.

Te środkowe dzieci mają obowiązki, ale mniej przywilejów. Znalezienie wieczornego czasu dla każdego dziecka osobno to wielkie wyzwanie i to absolutnie bezcenny czas, który im się po prostu należy.

A jak sobie wyobrażasz przygodę z czwórką dzieci? Więcej wyzwań, więcej radości?

Szczerze to staram się o tym nie myśleć. Największe wyzwanie to duża różnica wieku. Między najstarszym synem a maluszkiem będzie 11 lat różnicy. Lila ma 9, a Hela 6. Gdy rodziłam Franka, miałam 26 lat i może nie miałam cierpliwości, ale miałam więcej energii.

Teraz mam w sobie wiele cierpliwości i dojrzałości, ale zwyczajnie mniej siły i ciągłej uwagi. Boję się, że energię spożytkuję na najmłodszym dziecku, a mniej uwagi poświecę starszym dzieciom.

Które wchodzą teraz w trudny wiek – mają w sobie coraz więcej emocji, których jeszcze nie umieją nazwać. Pojawiają się szkolne problemy. Mam nadzieję, że starsze dzieci będą także zafascynowane nowym członkiem rodziny i dzięki temu nam pomogą.

Często słyszymy od babć czy cioć słowa "kiedyś tego nie było, a dzieci i tak wychowałam". Czy naprawdę jako rodzice potrzebujemy aż tyle rzeczy?

Tak można powiedzieć nawet o zmywarce czy pralce. Czy ktoś z nas myśli, żeby zrezygnować z tych sprzętów, bo "kiedyś tego nie było"? Jasne, że można nadal prać w misce i może zrobimy to dokładniej, ale nikt celowo nie utrudnia sobie życia.

Chyba każda mama ma przykład jej wyboru czy gadżetu, który został wyśmiany przez starsze pokolenie. Moja mama nie mogła zrozumieć, czemu z moją córką używałam pieluch wielorazowych. Dla mojej mamy pielucha jednorazowa to rewolucja, na którą czekała, gdy sama musiała ciągle prać i prasować pieluchy wielorazowe. Z drugiej strony nadal nie rozumie pomysłu chusty i nosideł. Ale to mnie nie dziwi – starsze pokolenie inaczej podchodzi do kwestii swojego zdrowia. Wiedzą, jak to jest zaniedbać swój kręgosłup i może dlatego czują się do tego rozwiązania zrażone.

Dla niej to niszczenie kręgosłupa, a dla mnie to sposób na uspokojenie dziecka, które jest wymagające, poza tym mogę z dzieckiem w chuście pracować i nie rezygnować z obowiązków.

Co jest najlepszą rzeczą w byciu mamą? Czego, zanim pojawiło się pierwsze dziecko, nigdy się nie spodziewałaś?

Gdy jesteśmy świeżymi rodzicami nie myślimy o dziecku w pełni jako o małym człowieku. Widzimy je jako nasze małe maleństwo, trochę jak zabawkę, którą musimy się opiekować. Nie zdajemy sobie sprawy z tego, że mamy w domu fajnych ludzi, przyszłych partnerów do rozmów. Z nimi będziemy tworzyć porozumienie, prowadzić ciekawe dyskusje.

Mam wrażenie, że gdy rodzimy dziecko w wieku dwudziestu paru lat, to myślimy, że wszystko zależy od nas, że wytłumaczymy mu każde zagadnienie, pokażemy jak wygląda świat z naszej perspektywy. Dopiero potem zaczynamy rozumieć, ze to relacja obustronna, że dziecko także nas wiele nauczy. Dziecko pojawia się raz i zostaje z nami na zawsze – my musimy znaleźć w sobie pokłady spokoju, cierpliwości, zmienić swoje zachowania, by lepiej się z naszym małym człowiekiem dogadać. To trochę tak, jakbyśmy byli naszymi wspólnymi zakładnikami. My jesteśmy skazani na nie, ale ono na nas. Musimy umieć się dotrzeć.

Ja nigdy nie miałam w sobie cierpliwości, nie potrafiłabym powtórzyć czegoś raz spokojnym głosem, gdy jestem zdenerwowana. Teraz powiem to dziesięć razy, zanim się zdenerwuję.

Nikt nie jest w stanie nas doprowadzić do tak skrajnych emocji jak własne dziecko. Każdą inną relację możemy zostawić. Mamy złego szefa – zmienimy pracę. Nie dogadamy się z mężem – w skrajnej sytuacji weźmiemy rozwód. Z dziećmi będziemy zawsze i one są naszymi największymi nauczycielami. Nikt nie nauczy nas więcej niż własne dziecko.

Co powiedziałabyś sobie samej, gdybyś mogła cofnąć się w czasie i zobaczyła (po raz pierwszy) dwie kreski na teście ciążowym?

Żebym bardziej ufała sobie. Macierzyństwo na początku zaskakuje nas mocno fizycznie – poród boli, karmienie piersią jest nieprzyjemne, a chroniczne niewyspanie jest straszne. Przed ciążą słuchałam, że mogę się nie wysypiać, ale nie zdawałam sobie sprawy z tego, co to naprawdę znaczy.

Macierzyństwo naprawdę jest trudne, a my nie jesteśmy w stanie zaufać sobie, uwierzyć w to, że coś wiemy intuicyjnie. Jak mamy problem z przewijaniem czy ubieraniem to panikujemy i uważamy, że jesteśmy niewystarczające.

Problemem jest zbyt pozytywny przekaz na temat macierzyństwa – gdy sama piszę na blogu o sytuacjach z rodzicielstwa, to staram się pisać właśnie o tych niezbyt pozytywnych stronach.

Gdy 11 lat temu byłam w ciąży, to nie było blogów parentingowych. Dziecko widziałam w serialu lub chwilę u znajomych – dzieci były grzeczne i jadły od razu przystawione do piersi. Osobiście nie spodziewałam się, jak trudnym przeżyciem będzie poród. Opowiadałam koleżankom, że jest to niewyobrażalny ból, tak jakby miało się umrzeć. I usłyszałam od znajomych, że mam nie straszyć koleżanek.

Ale to była prawda! Cieszę się, ze w mediach społecznościowych jest coraz więcej głosów realistycznych. Które mówią o depresji czy poronieniach, ale też o tym, ze poród boli, a karmienie piersią dla kogoś jest beznadziejne i to jest ok. Chciałabym, żeby ktoś mnie na te wszystkie rzeczy przygotował. Powiedział po prostu nielukrowaną prawdę o macierzyństwie.