"Czuję się zakładnikiem". Film uczniów o edukacji jeszcze dziś powinni obejrzeć wszyscy w MEN

Sandra Skorupa
O systemie edukacji mówi się wiele, ale mało kto słucha uczniów. Demotywujące stawki i przestarzałe praktyki to dopiero początek tego, z czym borykają się pracownicy szkół i młodzież. Film dwójki wrocławskich uczniów Jagody i Mateusza Lipowskich pt. "Taki mamy system" pokazuje wiele wad i mankamentów w polskim systemie edukacji. Wywiady z nastolatkami i samymi nauczycielami ujawniają, jak wygląda szkolna rzeczywistość.
System edukacji w Polsce youtube.com / screen / Jagoda Lipowska - Taki mamy system

Szczerze o systemie edukacji

Uczniom nie podoba się, że muszą się uczyć rzeczy, które nigdy im się nie przydadzą i zdobywać wiedzę, której nigdy nie wykorzystają. Brakuje im zajęć praktycznych. Za nieodpowiedni uważają fakt, że muszą się uczyć "pod maturę i sprawdziany", czyli obowiązkowo spełniając wymagania z klucza do egzaminów. Najciekawsze zajęcia według nich są wtedy, gdy nauczyciele wdrażają coś "spoza programu".

Zdaniem Jakuba Polańskiego ucznia klasy maturalnej, szkoła za bardzo narzuca to, co powinien robić i jednocześnie go ogranicza. Z kolei Zofia Lipowska wskazuje, że jest typem osoby, która lubi się uczyć sama z siebie i co najgorsze — uważa, iż szkolne praktyki niszczyły w niej tę naturalna chęć.

Klasy "napchane do granic możliwości"

Dyrektorka LO nr 8 we Wrocławiu Anna Niewińska, zaznacza, że klasy są "napchane do granic możliwości". Agata Ścisłowska nauczycielka języka polskiego w LO nr 7 we Wrocławiu dodaje, że przeludnienie w placówkach jest największym problemem szkolnictwa.


Takie warunki uniemożliwiają indywidualne podejście do ucznia. Nauczycielowi nie starcza czasu, by każdym zająć się dłuższą chwilę z osobna. Uczniowie mają różne poziomy wiedzy, umiejętności i podejście, dlatego wymagają poświęcenia chwili czasu i być może innego wytłumaczenia. W obecnym systemie jest to niemożliwe.

System sprzed 30 lat nie działa

Metody i mechanizmy, które działały kilkadziesiąt lat temu, dziś już nie mają prawa bytu i są nieskuteczne. Dzisiejsze pokolenie Z, które uczęszcza do szkoły, jest pokoleniem cyfrowym, zupełnie inaczej odbierającym i uczącym się i chociażby z tego względu stare struktury nie działają.

Maciej Lewowicki nauczyciel historii z LO nr 5 we Wrocławiu opowiada, że system przekazywany z pokolenia na pokolenie jest trudnoreformowalny. Program, który był dostosowany do realiów sprzed 30 lat, jest stosowny po dziś dzień, edukując współczesne pokolenia.

Zdaniem historyka, oceny może i są dobre, ale co z tego skoro nie powodują przypływu umiejętności i dodaje:

— Bardzo trzeba się nagimnastykować, by podstawę programową prowadzić w taki sposób, by nie zanudzić uczniów na śmierć.

Przychodzenie do szkoły i siedzenie w ławce jest zbyt sztywne

Agata Ścisłowska nie chciałaby takiego sztywnego nastawienia, że dzieci przychodzą do szkoły i muszą siedzieć w ławce. Więcej powinno być zajęć praktycznych, na których dzieci uczą się pracować. Odejść powinno się również od encyklopedyzmu, a wprowadzić więcej prac grupowych.

Z kolei młodzież zaznacza, że chciałaby się uczyć szukania informacji i ich weryfikowania, gdy na świecie tyle się mówi o fake newsach. Ich oczekiwania to również otrzymanie inspiracji do rozwoju. Nastolatkowie zauważają też, że system powinien dawać więcej wolności nauczycielom, by ci mogli lepiej prowadzić zajęcia, a z młodzieżą budować dobre relacje, zamiast wrogich.

System edukacji na wzór Skandynawii

Historyk w filmie zaznacza, że dobre byłoby dążenie w kierunku systemów skandynawskich, a przede wszystkim fińskiego, który stawia się za wzór. Tam nauczyciel ma po prostu zaufanie i nie jest rozliczany punkt po punkcie z realizacji podstawy. Zwiększenie liczby godzin praktycznych zajęć i przywiązywanie mniejszej wagi do ocen w polskim systemie wydaje się czymś pożądanym.

Polonistka podkreśla również, że problemem jest postrzeganie zawodu nauczyciela w Polsce. W krajach skandynawskich jest ceniony, w odróżnieniu od naszych realiów. W tej profesji chce pracować coraz mniej Polaków i nauczycielki wcale to nie dziwi, gdyż dodatki motywacyjne dla dydaktyków według niej są demotywujące. Prowadząc dodatkowe korepetycje, można zarobić więcej niż z dodatkowych zajęć w szkole.