Ojciec opisał, co się działo na wywiadówce. "Dzieci to mają 5 dni w tygodniu!"

Ewa Bukowiecka-Janik
Twoje dziecko chodzi do szkoły. Jak się z tym czujesz: a) w porządku, ty chodziłeś i żyjesz, i masz się dobrze; b) trochę się martwisz, ale co go nie zabije, to go wzmocni; c) wkurzasz się i boisz, ale nie wiesz co robić? Jeśli twoja odpowiedź to a lub b, apel tego ojca otworzy ci oczy. Jeśli twoja odpowiedź to c, masz sprzymierzeńców!
Co czuje rodzic na wywiadówce? Zgroza! fot. pixabay
Wojciech Gawlik to założyciel inicjatywy Edu-klaster, która wspiera edukację, by była fajna, pełna emocji i przyjazna. Czyli, krótko i dość łagodnie mówiąc, nie taka, jak w polskiej szkole systemowej na ogół bywa. Na profilu facebookowym Edu-klaster Gawlik umieścił emocjonalny wpis, który wzbudził niemałą dyskusję.

Jak się czuje rodzic na wywiadówce?


O wadach polskiej szkoły pisze się wiele i na różne sposoby. Jak dotąd jednak nikt nie ukazał perspektywy dzieci przez pryzmat... wywiadówki.

"Niepokój. Odczuwam go bardzo mocno. Zaczęło się to wczoraj na zebraniu rodziców w klasie mojego syna" - zaczyna swój post Gawlik. "To poczucie niepokoju rosło we mnie wraz z rozwijającym się zebraniem. Rosło w sytuacji, gdy chciałem coś powiedzieć, chciałem stanąć w obronie dzieci, ale po prostu nie było ku temu przestrzeni. Rosło coraz bardziej, gdy jedna mama w końcu wtrąciła się w monolog Pani… i niestety została potraktowana niezbyt sympatycznie.


Mój niepokój rósł jeszcze bardziej, gdy przekaz skupiał się na tym, jakim problemem są nasze dzieci, jakie błędy popełniamy jako rodzice. Sięgał jeszcze wyżej, gdy wielu rodziców poruszonych wyrzutami sumienia, próbowało wchodzić w narrację nauczycieli i przytakiwali na przemocowe sposoby rozwiązywania takich problemów" – opisuje mężczyzna.

Jak się zachował? Tak, jak robi zapewne wielu rodziców. Starał się "odpływać", rozmawiał z rodzicami siedzącymi w pobliżu, za co został upomniany przez nauczyciela jak uczeń – autorytarnie, tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Zabrał też głos, gdy poczuł, że niepokój sięga zenitu. "W końcu odezwałem się, mówiąc wprost, że mój syn (choć niezwykle grzeczny i pracowity) cierpi w każdy czwartek, gdy zbiegają się 3 lekcje z nauczycielkami, które akurat były na sali. Powiedziałem, że jeżeli moje dziecko czuje się tak jak ja na tym zebraniu, to mu się zupełnie nie dziwię".

"Gdy rozpoczęło się to upominanie, moim naturalnym odruchem było schowanie się za inną mamą. Żeby tylko uniknąć bycia zauważonym, uniknąć kary. Używałem mechanizmów, którymi operuje dziecko" – dodaje Gawlik.

W tym momencie dotarło do niego, że on musi to znosić przez krótki czas raz na 2-3 miesiące na spotkaniu w szkole. Jednak dzieci w tej atmosferze funkcjonują codziennie przez 6 godzin aż 5 razy w tygodniu. I jeszcze muszą się skupić, uczyć, wykazać...

"Doszło do mnie, że ja miałem jeszcze dużo łatwiej. Ja potrafię powiedzieć, że coś mi nie pasuje, choć miałem poczucie tego, że mogę być potraktowany jako 'niegrzeczny'. Dziecko lat 10… ono nie ma na tyle odwagi i pewności siebie, żeby się postawić. (…) Dziecko dusi w sobie te emocje i niestety… wyrabia w sobie jakąś strategię przetrwalnikową np.: bierność, uległość, bunt, podlizywanie się nauczycielowi, samokrytyka" - zauważa Gawlik.

Poczucie winy


To nasze uczucie narodowe. Wdrukowane i wyćwiczone. W szkole sami byliśmy trenowani lękiem i tak nam zostało. Jeśli tego nie dostrzegamy, lęku używamy jako rodzice, do dyscyplinowania, sądząc, że tak to działa, tak musi być.

Jeśli jesteśmy tego świadomi, czujemy wielką bezradność i... poczucie winy. Bo może to my zawodzimy? Jako rodzice? Że te nasze dzieci takie trudne, nieokrzesane, rozbrykane i nieskupione.

Wszystko to potwierdzają opinie w dyskusji pod postem – sporo jest w niej empatii, a doświadczenia Wojtka Gawlika okazują się dość uniwersalne.

"Na ostatnim zebraniu usłyszałam o moim dziecku (5 klasa, średnia ocen 5,3), że 'Nie gada na lekcjach, bo nie ma z kim, oraz że zbyt wolno pracuje...' po zebraniu zachęciłam córkę, aby odpuściła sobie presję, uczyła się tego. co lubi, a resztę zaliczyła na dostateczne / dobre. Sama jestem nauczycielem i dzięki temu zebraniu zrozumiałam jedno: nie potrzeba reformy edukacji, potrzeba rewolucji oddolnej w szkołach, obudzenia się z obłędu" - napisała jedna z czytelniczek.

Takie nastawienie do rodziców i uczniów to pokłosie kultury błędu, w której wszyscy byliśmy edukowani i wychowywani. To praca na deficytach, zamiast skupienia na tym, co dobre. Niestety, nie ma na to leku, który zadziała tu i teraz.

Niektórzy rodzice i nauczyciele piszą o wywiadówkach przy kawie i ciastku, inni chwalą się, że na ich spotkaniach omawiane są pozytywy. Jednak w tym przypadku chodzi o coś więcej – o ogólną atmosferę, która dotyczy edukacji, która budują nie tylko nauczyciele, czy podejście rodziców, ale też wyścig po oceny, nagromadzenie testów i kartkówek, generujących stres, odpytywanie pod tablicą, tony zadań domowych...

"Drogi czytający to rodzicu. Zastanów się nad tym, z jakim poczuciem idziesz na zebranie i z niego wracasz. Idąc na to zebranie, pomyśl sobie o swoim dziecku… ale nie w kategoriach typu: 'Co on znowu zmajstrował?', tylko pomyśl o tym, że on również chodzi do szkoły z takim samym niepokojem, jak Ty" - apeluje Gawlik.