Reklama.
„Posłuchajcie uczniów” to profil na Facebooku prowadzony przez zawiedzioną polskim systemem edukacji uczennicę. Dziewczyna w postach wskazuje, co kuleje w szkolnictwie i jakie są tego konsekwencje. Jak sama deklaruje: „szczerze, wprost i bez koloryzowania”. Jest obiektywna, potrafi też docenić to, co dobre. Tak było tym razem.
„Ostatnio na zadanie domowe z angielskiego mieliśmy napisać artykuł na jeden z trzech podanych tematów. Bardzo spodobał mi się sposób, w jaki prace zostały sprawdzone i ocenione” - zaczyna swój post uczennica. Jeden rzut oka na zdjęcie ilustrujące wpis wiele wyjaśnia – nauczycielka użyła metody „zielonego ołówka”.
Metody coraz popularniejszej, jednak wciąż ledwo mieszczącej się w nauczycielskich standardach. Wszyscy jesteśmy wychowani w kulturze błędu i to pokutuje – kiedyś czytałam wypowiedzi nauczycieli, którzy sądzili, że metoda „zielonego ołówka” polega na zakreślaniu błędów na zielono...
Anglistka zaznaczyła błędy w pracy na czerwono, jednak tylko wskazując, co jest nie tak – bez opisywania, jaka forma jest poprawna. To nie tylko redukuje czerwony kolor na kartce, ale też motywuje do samodzielnego dociekania, jaki jest poprawny zapis.
Metodę tę znam ze studiów – w ten sposób sprawdzano prace na Stylistyce. Zaliczenie otrzymywało się po oddaniu pracy z zaznaczonymi przez wykładowcę błędami i dopisanym samodzielnie wyjaśnieniem, dlaczego to błąd i jak zdanie powinno brzmieć poprawnie. Działało. To samo zrobiła anglistka.
„W górnym rogu kartki widniała także druga ocena — ta, na którą zostanie zmieniona pierwsza, jeśli poprawimy podkreślone błędy. My, nie nauczycielka. Dzięki temu dowiedzieliśmy się nie tylko, JAK dana fraza powinna brzmieć poprawnie, ale i mogliśmy zrozumieć dlaczego. Z pomocą słownika, internetu czy innych osób mogliśmy SAMI dojść do dobrych rozwiązań, dokonać poprawy, a co za tym idzie — samodzielnie wyciągnąć wnioski” - czytamy w poście na profilu „Posłuchajcie uczniów”.
Poza tym na pracy widoczne są zielone plusy. To znaki, w których miejscach praca jest dobra. Tym samym kolorem podana jest prognozowana ocena po poprawie. Świetny, klarowny sposób komunikacji z uczniem, który wspiera rozwój i poczucie docenienia.
„Właśnie takiego systemu oceniania oczekują uczniowie. Nie chcemy, aby tylko wytykano nam błędy i podawano odpowiedzi na tacy, zamykając w ten sposób drzwi do samodzielnej refleksji. Potrzebujemy sugestii, ścieżki, kierunku, ale nie gotowych rozwiązań, które są dla nas jak wyrok — mówią "zrobiłeś coś źle, a błąd jest nieodwracalny" – wyjaśnia uczennica.
To samo dotyczy ocen za zachowanie. Kultura błędu widoczna jest też w tak zwanych "uwagach". Nikt nie narzucił nauczycielom, by "uwaga" była zawsze naganna. Tymczasem wszyscy wiemy, co znaczy: "mamo, dostałem uwagę". To efekt braku pochwał, kultury błędu, która każe wytykać tylko to, co złe.
Pozytywna uwaga całkiem niedawno zyskała rozgłos. Wszystko dzięki jednej mamie ucznia z pewnej warszawskiej podstawówki. Akcja "Pozytywna uwaga", która polega po prostu na oficjalnym chwaleniu uczniów, z entuzjazmem została przyjęta w kilkuset szkołach w całej Polsce.
Dla uczniów taki system oceniania ma sens. Chodzi o motywacyjną moc nauczyciela, którą tak łatwo można wykorzystać! Pozytywne uwagi i metoda zielonego długopisu nie tylko budują pewność siebie, wspierają, ale bez krzywdy wskazują, nad czym trzeba pracować. Bo wskazują potencjał. To praca na zasobach, nie deficytach.
Sposób, w jaki anglistka oceniła pracę dziewczyny daje prawo do popełnienia błędu. Pozwala wyciągać z nich wnioski, a ocena, choć wciąż jest tylko cyfrą, to przynajmniej przestaje być karą.
„Mówi się, że człowiek uczy się na własnych błędach. Ja stwierdzam, że człowiek uczy się, NAPRAWIAJĄC własne błędy, w tym przypadku — zielonym długopisem” – puentuje dziewczyna. W punkt!