Powrót "duchowych antydepresantów"? Kościół wykorzystuje swoją moc, ale robi to źle
Czekam, czekam i się doczekać nie mogę. Czekam, aż zdrowie psychiczne zacznie być równie ważne, co zdrowe ciało. Czekam, potem się wkurzam, jak docierają do mnie informacje o "duchowych antydepresantach", jednak nadal wierzę, że "jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie"...
Nawet jeżeli "lek" nie wrócił dosłownie, to na pewno ten temat ponownie rozpalił internautów. Co nie zaskakuje, biorąc pod uwagę ostatnie aktywności kościoła katolickiego...
Absolutnie nie dziwię się oburzeniu, które wywołał "antydepresant". Należę do kilku grup wsparcia, zdarza mi się rozmawiać z osobami, które potrzebują pomocy przypadkowego, anonimowego człowieka, a od administratorów wspomnianych grup wiem, że dołączają do nich SETKI osób tygodniowo.
Zagubionych, zrozpaczonych, bez wsparcia. Nadal popularne jest mylne przekonanie, że z pomocy psychiatry czy psychologa "korzystają wariaci", że to wstyd, więc ktoś z problemem, często ukrywa to przed rodziną czy znajomymi. Woli skonsultować się z ludźmi w podobnej sytuacji. Najlepiej z fałszywego konta, nie pokazując twarzy, w świecie wirtualnym. Bo chociaż to "rozumiem, co czujesz" i "trzymam za ciebie kciuki" jest wirtualne, to nadal wspierające.
Jest źle, będzie gorzej
Raporty swoje, mentalność swoje. Dane na temat zdrowia psychicznego zarówno dzieci i młodzieży, jak i osób dorosłych są bezlitosne. Coraz więcej samobójstw, coraz więcej chorych. Według ekspertyz WHO do 2020 roku depresja wskoczy na drugie miejsce, do 2030 na pierwsze, pod względem zachorowalności.
Brak wiedzy, zasłona milczenia, atmosfera wstydu, retoryka "jesteś zwycięzcą" i "ten świat nie jest dla słabych" (a tak często określa się osoby w kryzysie psychicznym) sprawiają, że jest coraz gorzej. Ale jak ma być lepiej, jeżeli co rusz mniej lub bardziej znana osoba poleca "leczenie depresji ziemniakami", sportem, seksem, czekoladą? Jeżeli nadal chwilowy spadek nastroju, tak zwany "dołek", utożsamiamy z chorobą, która milionom ludziom na świecie uniemożliwia funkcjonowanie?
– Jako osoba lecząca się 5 lat na depresję czuje się autentycznie wkurzona. Ostatni raz wkurzył mnie tak "znajomy" ciągnący lewe zwolnienia na depresję. I jedno, i drugie tworzy chore mity i nastawia przeciw osobom chorym, jak ja, społeczeństwo. No przecież, po co psychiatrzy i psycholodzy na NFZ, na co leki, jak wystarczy różaniec? Usłyszałam kiedyś od koleżanki, że osoby chore psychicznie to szatan opętał. Jak przyznać się komuś takiemu do choroby? A gdy ktoś ma takich, za przeproszeniem, pomyleńcow w rodzinie? – skomentowała jedna z kobiet.
Możliwości są, ale...
Powiedzmy to sobie wprost – kościół ma wielką moc retoryczną, którą niestety cały czas wykorzystuje głównie w negatywny sposób. Szczuje na osoby homoseksualne, miesza się w spory polityczne, utożsamia edukację seksualną z krzywdzeniem dzieci, a także, powiela krzywdzące i niebezpieczne (!!!) stereotypy na temat chorób psychiatrycznych.
Czy wiara i modlitwa leczą depresję? Nie. Czy mogą pomóc konkretnemu choremu, który jest pod opieką specjalistów, bierze leki i/lub uczestniczy w terapii, a przy okazji jest osobą wierzącą i wiara w Boga stanowi dla niego ważną część życia? Mogą pomóc, ale NIE ZASTĄPIĄ leczenia.
Każdy z nas ma inne potrzeby emocjonalne i duchowe. Różnie sobie radzimy z kryzysami. Nie możemy jednak, szczególnie młodym ludziom, bo trafiłam na opinie kobiet, które kościelny "antydepresant" dostały, gdy chodziły do gimnazjum, sugerować, że wiara w Boga leczy.
Zrzut z ekranu/Facebook
Może cię zainteresować także: "Przestań narzekać, inni mają gorzej" słyszą i cierpią w milczeniu. Wpis Marty pokazuje, że trzeba reagować