mała zapłakana dziewczynka siedzi na kanapie
Zaprowadzanie chorego dziecka do przedszkola to zabieranie mu poczucia bezpieczeństwa. fot. sisterspro/storyblocks.com

Coraz częściej w przedszkolnych szatniach widać dzieci z gorączką i katarem, którym rodzice podają po cichu syrop przeciwgorączkowy. Wielu dorosłych tłumaczy się uczeniem odpowiedzialności i koniecznością radzenia sobie mimo złego samopoczucia. Ale w rzeczywistości to nie lekcja siły – tylko przekazywanie szkodliwego wzorca, który mówi, że zdrowie i emocje dziecka znów schodzą na drugi plan.

REKLAMA

Matka chce uczyć odpowiedzialności za wszelką cenę

Odkąd jestem mamą, moja perspektywa odnośnie wielu spraw diametralnie się zmieniła. Podobnie pewnie ma wielu rodziców – np. zanim mieliśmy dzieci, wielu z nas twierdziło, że maluchy będą spały w łóżeczkach osobno, a później w milczeniu pozwalaliśmy im spać z nami do 5. roku życia.

Wiele jest takich kwestii, które nam się mocno weryfikują, kiedy przychodzi do nas codzienne życie z dzieckiem. Zauważyłam, że z każdym kolejnym etapem rozwoju moich synów odżywają we mnie jakieś niezaopiekowane sytuacje z czasów kiedy sama byłam w ich wieku.

Niedawno odkryłam np. że szkolna świetlica była dla mnie traumą, a kiedy syn chodził do przedszkola, przypomniało mi się, że kiedy ja tam chodziłam, będąc chora, to jedno z moich najgorszych wspomnień z dzieciństwa.

Ostatnio o tym ostatnim wspomnieniu przypomniałam sobie, kiedy rozmawiałam ze znajomą. Jej syn chodzi do tego samego przedszkola co mój tylko do innej grupy. Spotkałyśmy się w szatni i oburzona opowiadała mi o tym, że ostatnio w ich grupie jest plaga chorób.

Matki bez patyczkowania się przyprowadzają do placówki zakatarzone kilkulatki i wtykają im w szatni syrop na gorączkę. Kiedy moja koleżanka ostatnio zobaczyła to rano, zapytała jednej z mam, czy nie wstydzi się swojego zachowania. Dodała, że nie tylko naraża inne dzieci w grupie na chorobę, ale również, że jej własne dziecko będzie się cały dzień w przedszkolu wyjątkowo męczyć.

Takie zachowanie rodzica to krzywdzenie

Było zakatarzone, miało załzawione oczy i nie wyglądało, jakby chciało tam przyjść za wszelką cenę. Kobieta była oburzona, że ktoś obcy w ogóle wtrąca się w jej rozmowę z córką w szatni. Powiedziała coś o uczeniu bycia odpowiedzialnym. Zapytała moją znajomą, co ją to w ogóle obchodzi i stwierdziła, że w szkole z dziećmi nikt się patyczkował nie będzie, więc co za różnica.

Słuchając tej historii, byłam naprawdę wkurzona, ale po chwili zrobiło mi się przede wszystkim przykro. Współcześni rodzice zostali wychowani w tzw. kulturze zapie****olu (przepraszam, nie istnieje w mediach społecznościowych chyba inne określenie na to zjawisko).

Byliśmy jako dzieci uczeni w szkole, że musimy się starać, stawiać dobro ogółu wyżej niż swoje własne. Nasze samopoczucie było mniej ważne niż osiągnięty cel, a sformułowanie takie jak "samoopieka" w ogóle nie istniało. Dopiero jako dorośli często uczymy się stawiać granice i decydować o tym, że ważniejszy dla nas jest nasz komfort czy zdrowie niż jakiś wyższy cel.

Pomyślałam o tym, że ta matka z opowieści mojej znajomej też jest takim typem. Zostawia chore dziecko w przedszkolu, bo musi iść do pracy, nie może (lub nie chce) oddać zobowiązań na jakiś czas, by zająć się swoją pociechą.

To też znowu uczy kolejne pokolenie, że nie ma co patrzyć na swoje samopoczucie, kiedy jest do wypełnienia jakiś plan i zobowiązania. Że trzeba wyżej postawić dobro innych nad swoje.

Nie róbcie dzieciom tego, co was też bolało

To nie tylko krzywdzące w tej konkretnej sytuacji, kiedy robi to dziecku własny rodzic. To też uczenie go, że jego własne granice nie są nic warte i że wcale nie jest ważne jego samopoczucie. To właśnie takie momenty – pozornie błahe, codzienne sytuacje w przedszkolnej szatni czy rozmowy z innymi rodzicami – są dla mnie dziś jak lustro.

Pokazują, jak bardzo to, co wynieśliśmy z dzieciństwa, wpływa na nasze decyzje, emocje i sposób wychowywania własnych dzieci. Coraz częściej widzę, że bycie rodzicem to nie tylko troska o rozwój dziecka, ale też nieustanna konfrontacja z własną historią, przekonaniami i schematami.

I że dopiero wtedy, gdy potrafimy je zauważyć i nazwać, możemy przerwać ten łańcuch – dając naszym dzieciom prawo do odpoczynku, słabości, do powiedzenia "nie chcę" czy "źle się czuję". Proszę, nie zmuszajcie swoich dzieci do tego samego, do czego zmuszali was wasi rodzice. Już zapomnieliście, jak to bardzo było dla was trudne? I jak często zostawiło krzywdzący ślad na wiele lat?

Dzieci właśnie od nas uczą się, że ich granice mają znaczenie. Jeśli wiecie, że ktoś te granice przekroczył u was, możecie mieć pewność, że takim samym zachowaniem wy przekraczacie ich granice, nawet jeśli się na to nie skarżą.

Czytaj także: