Ta kartka w przedszkolu złamała mi serce. Jak szkoda, że zapominamy o najważniejszym
List do redakcji
30 listopada 2022, 16:03·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 listopada 2022, 16:03
Jest nerwowo - jak co roku o tej porze. Pracodawcy niezadowoleni z ciągłych zwolnień na dziecko. Przedszkolanki załamane, bo zdrowe maluchy można policzyć na palcach jednej ręki. Rodzice stają przed trudnymi wyborami, patrząc na szefa, pracę, innych rodziców i wychowawców. A może najwyższy czas popatrzeć przede wszystkim na własne dziecko? Przeczytajcie ten poruszający list.
Reklama.
Reklama.
I znowu chore...
"Mam ten komfort, że pracuję z domu i dla mnie chore dziecko w domu nie oznacza przymusowego zwolnienia na dziecko czy potrzeby brania urlopu. I przyznaję - trudno mi sobie wyobrazić sytuację, że muszę w krótkim czasie po raz kolejny zająć się chorym maluchem. Że muszę kolejny raz zgłosić szefowi, że znowu mnie nie będzie. W jesiennym okresie najbardziej wyrozumiali pracodawcy zaczynają zaciskać zęby i sugerować, by może jednak znów nie brać tego wolnego. Niby masz do tego prawo, ale lepiej by było nie... Trudno się dziwić, bo - bez względu na branżę - dezorganizuje to pracę firmy zarówno małej, jak i dużej, i jest sporym kłopotem dla szefa i kolegów.
Naciskani rodzice ulegają, bo w końcu praca zapewnia środki na utrzymanie. Ale co zrobić z chorym dzieckiem? Nie raz to słyszałam "to tylko katar", "to alergia", "kaszlnął raz" itp. Na przedszkolnych korytarzach nie ma chorych dzieci, są tylko te "prawie zdrowe". Z drugiej strony jak ma katar od miesiąca i żadnych innych objawów, to ile można dziecka w czterech ścianach trzymać? Powód, żeby poszło do przedszkola zawsze się znajdzie.
Nie oceniam, każdy z nas jest w innej sytuacji, choć nie powiem, by zachwycały mnie chore dzieci w przedszkolu. O nie! Bo to oznacza, że moje dziecko zaraz także będzie chore. Panie wielokrotnie prosiły, by tego nie robić, ale rodzice wiedzą lepiej, mają innych w nosie albo nie mają wyboru... tak naprawdę nieważne, bo koniec końców efekt jest ten sam - chore dzieci w przedszkolu.
Miałam łzy w oczach, gdy to czytałam
Jednak rodzice, wysyłając chore dzieci do przedszkola, zapominają o jednej niezwykle ważnej rzeczy. Dyrekcja naszej placówki postanowiła o tym wszystkim przypomnieć i szczerze mówiąc, złamało mi to serce.
W przedszkolu pojawiły się plakaty z wizerunkiem smutnego dziecka oraz jego przejmującym apelem: "Gdy się źle czuję, najbardziej potrzebuję właśnie ciebie". Chore dziecko nie potrzebuje zabawy i kolegów, nie potrzebuje rytmiki i rysowania, ale potrzebuje domowego zacisza i rodziców. Niby oczywiste, ale kto o tym pamięta?
Do rodziców zostały także wystosowane wiadomości mailowe, które tak bardzo otwierają oczy. Panie wyjaśniły, że chore dzieci nie mają siły i ochoty na uczestniczenie w zajęciach. A zabawy w grupie nie sprzyjają zdrowieniu, a jedynie mogą pogorszyć stan dziecka. Poprosiły, by myśleć o tym, co będzie najlepsze dla dziecka.
Potrzebny jest nie tylko syrop, ale i mama
Przecież w głębi serca każdy z nas świetnie wie, że chore dziecko jest smutne, marudne i nie ma apetytu. Znamy to świetnie. Coś je boli i męczy, bez względu czy to gorączka, katar czy kaszel jest mu po prostu źle. Najchętniej spędziłoby cały dzień pod kocem, przytulając sięwłaśnie do ukochanego rodzica, a nie cioci w przedszkolu czy pluszaka.
Zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę nie ma znaczenia, czy pracuje się z biura, czy też zdalnie. Bo nawet pracując w domu, będąc tak bardzo blisko, zrozumiałam, że nie daję moim dzieciom tego, czego najbardziej potrzebują w chorobie. Spragnione czułości i bliskości "wiszą" na mnie, gdy ja pracuję. Jakoś się nauczyłam, że mi to nie przeszkadza, ale przecież to nie ich widzimisię czy sposób na nudę. One, chore, naprawdę nas potrzebują!
Przytulenia, gładzenia po głowie, czytania książek, nucenia piosenek, bliskości.