Rodzice z pokolenia milenialsów mają większą świadomość i wiedzę z zakresu psychologii oraz łatwiejszy dostęp do edukacji, niż mieli ich rodzice. Mają też... własne wspomnienia. Pamiętają beztroskę, ale pamiętają też ból, którego doświadczali. Dziś zrobią wszystko, żeby nie przelać go na swoje dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Redakcja serwisu lifestylowego BuzzFeed poprosiła swoich czytelników z pokolenia milenialsów (urodzonych między 1981 a 1994 rokiem), by opowiedzieli o różnicach między metodami wychowawczymi swoich rodziców a tymi, które sami stosują.
Milenialsi dobrze wiedzą, z jakimi wyzwaniami mierzą się ich dzieci (przedstawiciele pokolenia alfa): zagrożeniami związanymi z dostępem do nowych technologii, internetu i mediów społecznościowych, kryzysem klimatycznym, trudnościami w nawiązywaniu bliskich relacji z innymi ludźmi, problemami z koncentracją i skupieniem uwagi (tzw. popcornowy mózg).
Mają świadomość, że muszą być dla dzieci wsparciem. By to osiągnąć, sięgają pamięcią do własnego dzieciństwa. Przypomnienie sobie, jakie błędy popełniali ich rodzice, pokazuje im, jaką ścieżką rodzicielstwa nie chcą iść.
Oto 7 błędów powielanych przez starsze pokolenia rodziców i 7 sposobów milenialsów, jak nie przenieść własnych traum na swoje dzieci.
Nieokazywanie miłości
"Moi rodzice nigdy nie okazywali czułości, nigdy nie pytali mnie i mojego rodzeństwa, jak się czujemy, nigdy nie przyznawali się do błędów. Byli dość staroświeccy i uważali, że zawsze należy im się szacunek tylko dlatego, że są naszymi rodzicami. Nie zrozumcie mnie źle, nie byli przemocowi albo jacyś naprawdę okropni, ale nie nauczyli nas zdrowej komunikacji. Ja i moje rodzeństwo nauczyliśmy się tego dopiero w dorosłym życiu. Jako rodzic, przytulam i całuję moje dzieci, pytam, jak minął im dzień, robię, co w mojej mocy, żeby wiedziały, że ich uczucia są ważne".
Podejmowanie decyzji za dziecko
"Tak wiele rzeczy się różni, ale moim zdaniem największa różnica dotyczy pozwalania dziecku na decydowanie o sobie. Dla przykładu: gdy moja córka miała 3 lata, chciała obciąć swoje długie włosy na krótko. Zgodziłam się, a moja mama była przerażona, bo przecież córka 'jest za mała, by podjąć taką decyzję'".
Zmuszanie do jedzenia
"Nie zmuszam mojego dziecka, by zjadło wszystko, co ma na talerzu. Nie mówię, że nie będzie mogło odejść od stołu, dopóki talerz nie będzie pusty. Chcę nauczyć swoje dzieci intuicyjnego jedzenia. Jeśli nie są już głodne, mogą zostawić to, co zostało na talerzu. No i nie demonizuję deserów, nie robię też z nich priorytetu. Moje dzieci nie muszą zjeść w całości obiadu, żeby dostać coś słodkiego na deser".
Klapsy
"Nigdy nie uderzyłam swoich dzieci. Zamiast tego rozmawiamy o swoich uczuciach. Słucham ich, odpowiadam na ich pytania. Gdy nawalę, przepraszam je. Dorastałam w domu, w którym klapsy traktowano jak metodę wychowawczą, nie cierpiałam tego. Nigdy nie rozumiałam, dlaczego rodzice nie wyjaśniają mi, co zrobiłam źle, a zamiast tego mnie biją. Nie mogłam też okazywać swojej złości. To powtarzanie, że mam przestać płakać, bo jak nie, to oni dopiero dadzą mi powód do płaczu, rozwaliło mnie. Nie pozwolę, by moje dzieci kiedykolwiek tak się poczuły".
Nieprzepraszanie
"Moi rodzice, w szczególności moja mama, nigdy nie przepraszali, jeśli popełnili błąd albo stracili nad sobą panowanie. Ja zawsze przepraszam swoje dzieci, kiedy nawalę albo na nie warknę".
Zatajanie prawdy
"Jestem w 100 proc. szczera w stosunku do swoich dzieci. Jeśli mają pytanie dotyczące czegoś, co zobaczyły w wiadomościach, w mediach społecznościowych albo czegoś, co usłyszały od kolegi czy koleżanki, mówię prawdę. Nie lukruję rzeczywistości, nie robię uników. Chcę, żeby rozumiały, co się dzieje wokół nich, a nie żyły pod kloszem w kompletnej niewiedzy".
Bagatelizowanie problemów
"Moi rodzice nigdy nie pytali mnie o moje życie albo o to, jak się czuję. Jeśli miałam kłopoty w szkole, pytania dotyczące związków, pytania dotyczące ciała i tego, jak ono działa, nie robili absolutnie nic. Jeśli miałam jakiekolwiek trudności, słyszałam, że 'mam się ogarnąć, bo inni mają gorzej'. Mam 32 lata, 12-letnią córkę i 9-letniego syna. Codziennie upewniam się, że wszystko u nich okej".