uczniowie bawią się na szkolnej świetlicy
Świetlica szkolna nie musi być miejscem, w którym wieje nudą, a dzieci nie czują się bezpiecznie. fot. Marcin Stepien / Agencja Gazeta

Świetlica szkolna z moich lat dziecinnych była miejscem pełnym hałasu i chaosu oraz nudy i stresu. Teraz zapisuję tam mojego syna z nadzieją, że dla niego będzie bezpieczna i ciekawa. Wierzę, że zmiany w szkole sprawiły, że świetlica może stać się przestrzenią zabawy, nauki i przyjaźni.

REKLAMA

Świetlica z moich lat szkolnych była koszmarem

Zapisuję mojego syna do świetlicy szkolnej z duszą na ramieniu. Nie dlatego, że nie chcę, żeby spędzał tam czas, ale dlatego, że moje wspomnienia z własnej świetlicy w dzieciństwie są... krótko mówiąc traumatyczne. I choć wiem, że czasy się zmieniły, ta część mnie nadal odczuwa niepokój na myśl o tym miejscu w szkole.

Kiedy ja chodziłam do szkoły podstawowej, moi rodzice pracowali w innym mieście, więc spędzałam na świetlicy poranki przed lekcjami i popołudnia, jeśli babcia nie mogła mnie wcześniej odebrać. Pamiętam, że tam nie czułam się ani spokojnie, ani bezpiecznie.

Zamiast przyjemnego miejsca do zabawy i odpoczynku, świetlica była dla mnie miejscem nudy i stresu. Gry planszowe były popsute albo brakowało im elementów, a panie, które nas tam pilnowały, bywały niemiłe.

Do tego dochodzili starsi uczniowie – szkoła była połączona z gimnazjum – którzy przychodzili, gdy im się nudziło, i potrafili dokuczać młodszym dzieciom. Hałas, chaos, poczucie bycia wciąż obserwowanym i ocenianym... To wszystko sprawiało, że nie chciałam tam być.

Dziecięcy sposób na spokój

Szybko odkryłam jednak sposób, żeby przetrwać. Zamiast siedzieć w świetlicy, chowałam się w szkolnej bibliotece, w czytelni. Tam odrabiałam lekcje i czytałam ogromną liczbę książek. Miłość do czytania miałam od zawsze, więc tam znalazłam swoje miejsce bezpieczeństwa i spokoju.

Biblioteka była moim azylem – miejscem, gdzie nikt nie przeszkadzał, gdzie mogłam być sobą. To był mój sposób na przetrwanie i na częściowe wyzdrowienie po traumatycznych doświadczeniach świetlicy.

Dziś mój syn zaczął tę samą szkołę podstawową, w której ja byłam dzieckiem. Zapisuję go do świetlicy z nadzieją, że dla niego będzie to miejsce inne – lepsze, bezpieczne, ciekawe. Szkoła zmieniła się przez te lata. Nauczyciele są bardziej świadomi, cieplejsi i wyrozumiali dla dzieci.

Dziś świetlica to przyjazne miejsce? Chcę w to wierzyć

Świetlica została podzielona na grupy młodsze (I-III) i starsze, tak że dzieci spędzają czas z rówieśnikami, a nie z nastolatkami, którzy zaraz idą do szkoły średniej. Jest też więcej zabawek, gier, przyborów do rysowania, a panie pomagają odrabiać lekcje. Wszystko to sprawia, że miejsce, które kiedyś było moją traumą, teraz ma szansę stać się dla mojego syna przestrzenią zabawy, nauki i relacji z rówieśnikami.

Staram się nie przekazywać mu moich złych wspomnień. Nie chcę, żeby moja trauma stała się jego obciążeniem. Staram się mówić o świetlicy pozytywnie, pokazywać, że może to być fajne miejsce, a jeśli coś nie będzie mu odpowiadało, zawsze będzie mógł liczyć na wsparcie nas, rodziców.

Zapisanie dziecka do świetlicy bywa emocjonalnym wyzwaniem dla rodziców, zwłaszcza jeśli sami mają trudne wspomnienia z własnego dzieciństwa. Ale wierzę, że zmiany są możliwe i że nasze dzieci mają szansę korzystać w szkole z miejsca (które dla nas było koszmarem) w zupełnie innym świetle. Może właśnie tam odkryją swoje pasje, przyjaźnie i miłość do nauki – tak jak ja kiedyś odkryłam je w szkolnej bibliotece.

Świetlica przestała być dla mnie symbolem strachu. Teraz staje się symbolem nadziei. Nadziei, że dzieciństwo mojego syna będzie pełniejsze, spokojniejsze i radośniejsze niż moje własne. I że kiedyś on też znajdzie swoje miejsce, w którym będzie czuł się bezpiecznie i szczęśliwie.

Czytaj także: