logo
Porównywanie małych dzieci do psów jest krzywdzące i skandaliczne. fot. zaitceva/123rf.com
Reklama.

Psy i dzieci nie są na równi

Dyskusja o tym, czy w restauracji i innych miejscach publicznych dzieci powinny być obecne, pokazuje jasno, że rodzice są najbardziej wykluczaną społecznie grupą. Ojcom i matkom zarzuca się, że przychodzą do restauracji, do urzędu i w inne publiczne miejsca z małymi dziećmi, które nie zawsze są ciche, spokojne i nie zachowują się jak posłuszne roboty.

Równocześnie opiekunowie psów też czują się poszkodowani tym, że wiele lokali gastronomicznych nie pozwala przychodzić swoim klientom w towarzystwie czworonogów. Najtrudniejsze w tej dyskusji jest to, że wiele osób widzi te dwa problemy równolegle i np. porównuje opiekunów psów i rodziców, traktując na równi dzieci i psy. Dla mnie jako rodzica to oburzające.

Rozumiem, że dziecko często trudniej uspokoić, jeśli mówimy np. o płaczącym niemowlaku czy głośnym 2-latku, który wszędzie brudzi. To jednak nadal mały człowiek, któremu należy się szacunek i zrozumienie (choć nie twierdzę, że psu się nie należy!) – on dopiero uczy się funkcjonowania w społeczeństwie. Nie będzie wiedział, jak się zachować w restauracji, na basenie czy w urzędzie, jeśli nie będzie miał do nich wstępu. To jawne wykluczanie z życia społecznego, choć nawet najmłodsze dziecko jest przecież jego uczestnikiem.

" [...] wasze psy mają taką samą wartość"

O tym, że dzieci są gorzej traktowane niż zwierzęta i wykluczane razem z rodzicami, napisała jedna z użytkowniczek portalu Threads. "Do tych, co mają pretensje o dzieci w restauracjach i miejscach publicznych (i mówię to jako osoba, która dzieci nie lubi): Wy wiecie, że to tylko dzieci, prawda? Zdajecie sobie sprawę, że to istoty o ograniczonym rozumieniu pewnych spraw, a już na pewno savoir-vivre? Rozumiecie, że nie zachowa się jak dorosły, zrobi coś źle, krzyknie, piśnie, rzuci czymś? I dlaczego ciągle zrównujecie dzieci ze swoimi psami? Czemu uważacie, że wasze psy mają taką samą wartość jak te nieszczęsne dzieci?" – pisze użytkowniczka o nicku virginiaswolff.

Jak sama zaznacza, nie jest fanką maluchów, ale jako dorosła i rozumna osoba wie, że takie małe dziecko nie do końca jest świadome zwyczajów i mechanizmów w świecie, bo jest na etapie uczenia się tego wszystkiego. Nie można wymagać, że 2-latek będzie zachowywał się jak robot, współpracował z rodzicami, był cicho i nieruchomo.

Z drugiej strony należy pamiętać, że odpowiedzialni za dziecko są rodzice i to oni powinni stawiać dziecku granice, wychowywać je i uczyć, co można robić, a czego nie można. Jednak porównywanie małych dzieci do psów i mówienie, że jeśli brudzące i głośne dziecko może wejść do restauracji, to psy też powinny, jakoś mnie razi.

W punkt skomentowała to użytkowniczka o nicku boskamatkaszmatka. Oto jej wpis: "To jest właśnie ten paradoks, że mamy społeczne oburzenie, gdy ktoś źle traktuje psa, ale jak dziecko płacze w restauracji, to od razu wyciągane są wzroki potępienia. A przecież dzieci to istoty uczące się świata – nie przyszły na świat z instrukcją: 'Jak być cichym i perfekcyjnie grzecznym w każdej sytuacji publicznej'. I jasne, nikt nie lubi chaosu, ale zamiast traktować dzieci jak przeszkodę, może po prostu zaakceptować, że istnieją".

Dzieci są częścią społeczeństwa

Trzeba zrozumieć to, że dzieci w społeczeństwie są, zaakceptować i starać się uświadamiać rodzicom, że muszą wychowywać i uczyć je, a nie pozwalać im na wszystko. Dyskusja na temat obecności dzieci w przestrzeni publicznej pokazuje, jak silne są społeczne podziały i jak często brakuje empatii wobec najmłodszych i ich rodziców.

Oczywiście, dorośli opiekunowie mają obowiązek uczyć dzieci zasad i odpowiedniego zachowania, ale jednocześnie społeczeństwo powinno wykazywać większą wyrozumiałość wobec najmłodszych, którzy dopiero poznają reguły funkcjonowania w świecie.

Porównywanie dzieci do psów, choć coraz częstsze, jest nie tylko krzywdzące, ale i absurdalne – dziecko to człowiek, który wymaga troski, wsparcia i szacunku, nawet jeśli czasem bywa głośny czy nieprzewidywalny. Zamiast wykluczać rodziny z życia publicznego, warto zastanowić się, jak stworzyć przestrzeń, w której wszyscy – zarówno rodzice, dzieci, jak i osoby bezdzietne – będą mogli czuć się komfortowo.

Co o tym myślisz? Napisz do nas: mamadu@natemat.pl
Czytaj także: