Płaczące i marudne dzieci w pociągu mogą zmęczyć wszystkich podróżnych. Warto jednak pamiętać, że czasem po prostu rodzic lub opiekun nie daje sobie rady z różnymi zachowaniami maluchów. Nigdy nie wiemy, z czym musi zmagać się mama, która jedzie gdzieś z dwójką maluchów, które płaczą i narzekają. Przeczytajcie list naszej czytelniczki.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Ponad tydzień temu jechałam pociągiem, z Warszawy w stronę wybrzeża. Jechałam z partnerem i 12-letnim synem na krótki urlop nad polskim morzem. Kiedy tylko wsiedliśmy do pociągu, usłyszeliśmy kilka miejsc dalej (ale w tym samym wagonie) głosy dwójki małych dzieci i kobiety, która z nimi jechała. Wtedy pierwszy raz poczułam uczucie irytacji, bo już wiedziałam, że podróż raczej nie będzie cicha i spokojna" – rozpoczyna list Sylwia, nasza czytelniczka.
"Pociąg ruszył i się zaczęło – w ciągu pierwszej godziny podróży niemowlak na rękach mamy prawie wcale nie przestawał płakać. W tym samym czasie na oko 3-letnia dziewczynka jęczała i narzekała, że ciągle się nudzi. Obserwowałam tę trójkę i widziałam, że żadne zabawki, które miała dziewczynka, nie były w stanie zająć jej na dłużej niż 2 minuty. Niemowlak za to był całkowicie nieodkładalny, więc mama z nim na zmianę chodziła i przystawiała go do piersi".
Dziecięcy płacz wzmógł irytację
Kobieta przyznaje, że podróż z małymi dziećmi była dla niej denerwująca: "Początkowo byłam mocno zirytowana tą sytuacją. Przyznaję, że sama już zapomniałam, jak to jest z płaczliwym maluchem, więc każdy dźwięk jego płaczu sprawiał, że się jeżyłam. Po ponad godzinnej awanturze podniosłam się i pomyślałam, że zwrócę uwagę matce, że może powinna znaleźć córce jakieś zajęcie, to wtedy i drugie dziecko łatwiej jej będzie uspokoić.
Kiedy jednak szłam w jej stronę, przypomniało mi się, jak wymagającym dzieckiem był mój teraz 12-letni Miłosz. Nie było z nim szans wyjść na spacer, do restauracji, a nawet do sklepu spożywczego. Podeszłam więc do kobiety z zamiarem zapytania jej, czy mogę jakoś pomóc. Zaproponowałam, że poczytam dziewczynce książkę albo uczeszemy razem lalkę, którą miała pod pachą".
"Też kiedyś byłam w tym miejscu"
Nasza czytelniczka przyznaje, że poczuła wstyd z powodu swoich myśli: "W oczach mamy zobaczyłam szklące się łzy i zrobiło mi się jej okropnie szkoda. Dokładnie wiedziałam, co czuła, nie musiałam nawet pytać. Widać było, że jest bardzo zmęczona opiekowaniem się dwójką dzieci, podróżą i płaczem obydwojga. Chyba tylko resztkami sił jeszcze nie wybuchła płaczem.
Nagle wróciły do mnie wszystkie emocje, które sama czułam, będąc w podobnym miejscu kilkanaście lat temu. Nagle zaczęłam jej mocno współczuć i miałam chęć ją przytulić. Było mi bardzo wstyd za moją pierwszą reakcję, ale nie dałam po sobie poznać tej złości. Zaproponowałam jej pomoc, którą przyjęła z zaskoczeniem. Kiedy siadłam koło jej córki, ona też się uspokoiła i z zaciekawieniem słuchała, co do niej mówiłam.
Poczytałyśmy razem książeczkę, potem opowiedziała mi o tym, gdzie jadą. Wróciłam po dosłownie 20 minutach na swoje miejsce i do końca podróży w wagonie było już spokojnie. Zastanawiam się, kiedy w społeczeństwie zatraca się empatia i wyrozumiałość. Tylko ja podeszłam do tej kobiety, a przecież w pociągu było bardzo dużo innych podróżujących..." – kończy swój list zasmucona Sylwia.