Ten list poruszył mnie dogłębnie. Czuję tę niesprawiedliwość, która spotkała syna naszej czytelniczki, czuję jej żal i niemoc z powodu kolejnego objawu znieczulicy ze strony szkoły. Fundamentalnego braku zrozumienia, ale też zwykłej ludzkiej życzliwości i chęci pochylenia się nad młodym człowiekiem. Bezrefleksyjnego dążenia do życia w wygodzie. I jak zwykle: braku wsparcia. Sami przeczytajcie.
Reklama.
Reklama.
"Przeczytałam Pani artykuł, mając wrażenie, że pisze Pani jakby zupełnie o mnie. Zostałam usunięta z grupy rodziców przez matkę, której nie podobało się, że mój syn w trakcie lekcji zdalnych wstawił na czacie grupowym obrazek ciastka.
Sprzeciwiam się nieprzyjemnym komentarzom. Zostałam usunięta, a powód oficjalny był jeszcze bardziej kuriozalny: nie mogę być na grupie, bo zawodowo jestem nauczycielem.
Tego typu sytuacji doświadczam wielu. Można, mimo że jest to przykre, przejść nad nimi do porządku dziennego.
Ale nie mogę pogodzić się z sytuacją, która dotknęła mnie kilka dni temu. Mój drugi starszy syn jest dzieckiem z niepełnosprawnością, wynikającą z przebytego glejaka. Ma niedowłady, ale jego ogólny stan pozwala mu niemal normalnie funkcjonować i chodzić do szkoły. Jest w 8 klasie.
Zostałam poproszona kilka dni temu, abym zrezygnowała z jego udziału w wyjeździe na zieloną szkołę. Powód: na promie buja, a kajuty są bez okien (wycieczka promem).
Nikt mnie nie zapytał, czy dziecko ma przeciwwskazania. Nikt nie zadał sobie najmniejszego trudu, aby sprawdzić, czy wyjazd można dostosować do potrzeb dziecka ze specjalnymi potrzebami. Widziałam, że moje tłumaczenia, że przecież już jeździł na zieloną szkołę, jest samodzielny, nie ma choroby lokomocyjnej, morskiej, klaustrofobii, nie mają znaczenia.
Eliminuje się dzieci z życia społecznego. Zamiast je wspierać, wyrzuca za margines.
Mój syn nie wie o tej sytuacji. Nie chcę narażać go na kolejny, niepotrzebny stres. Dostał komunikat, że jak tylko będzie stać nas finansowo, chętnie wybierzemy się w podróż promem rodzinnie, na własnych zasadach. Było trudno, ale udało mi się go przekonać.
Mogłabym uprzeć się i pojechałby na tę wycieczkę. Nie mam jednak pewności, że wyrachowaniem i złośliwością dorosłych nie zostanie postawiony celowo w sytuacji dla niego trudnej i stresującej. Wycieczka w konsekwencji okazałaby się traumą, a nie przyjemnością.
Tym bardziej trudne do zrozumienia jest dla mnie to, bo jestem nauczycielem współorganizującym kształcenie dla dzieci z niepełnosprawnościami i na co dzień robię wszystko, co w mojej mocy, aby je wspierać w jak najlepszym funkcjonowaniu".