W przedszkolach i żłobkach rozpoczął się sezon infekcyjny. Rodzice starają się wspierać odporność kilkulatków, ale nie zawsze udaje się uchronić przed drobnoustrojami. W przedszkolu, do którego chodzi córka Magdy, naszej czytelniczki, rodzice wymyślili, że dzieci z katarem powinny mieć zakaz przychodzenia – tak chcą uchronić resztę dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
W przedszkolach zaczął się już sezon chorobowy, czym rodzice są zmartwieni. Magda, nasza czytelniczka, opowiada, jak chorowanie wygląda w grupie jej dziecka: "Jestem mamą dwóch dziewczynek: starsza ma 8 lat i chodzi do szkoły, natomiast młodsza, 4-letnia, właśnie w przedszkolu zaczęła trudny sezon infekcyjny. W jej grupie połowa dzieciaków ma jakieś wirusy, a te, które przychodzą, albo pociągają nosami, albo pokasłują.
Jestem trochę zaskoczona, że zaczęło się tak szybko, bo jest dopiero połowa września, a tu już tyle chorób dookoła. Czuję ulgę tylko dlatego, że starsza córka ma już lepszą odporność i nie łapie każdego wirusa po kolei. Młodsza na szczęście też trochę się uodporniła (chyba za sprawą chorób starszej córki w czasach przedszkolnych), więc na razie dziewczynki normalnie chodzą do placówek.
Na korytarzach i w salach jednak widać pustki, a w grupie przedszkolnej zaczęły się już problemy związane z chorowaniem: od tego roku doszło kilkoro nowych dzieci i ich rodzice jeszcze są przekonani, że chorowanie je ominie. Wiadomo, początki bywają trudne ze względu na adaptację, ale też budowanie odporności, więc skończyło się tak, jak pisałam – ponad połowa grupy jest już chora".
Rodzice dyskutują o chorobach
"Na Messengerze mamy grupę dla rodziców, w której od pierwszego tygodnia przedszkola już wrze. Prowadzone są rozmowy o składkach, zebraniach, ale ostatnio przede wszystkim o chorobach właśnie. Okazuje się, że rodzice nowych przedszkolaków mają jeszcze w sobie dużo nadziei i pewności co do tego, że ich dzieci mają dobrą odporność i będą chodzić do placówki bez żadnych przerw aż do bożonarodzeniowej przerwy" – opowiada Magda. I dodaje:
"Rodzice, którzy mają już trochę doświadczenia, kiedy słyszą takie deklaracje, to tylko prychają żartobliwie. Wiecie, jak w tym memie: 'Czy dzieci mogą chodzić do przedszkola z katarem? Wasze nie mogą, moje mogą'. Sama mam takie poczucie, że ci, którzy zabraniają przyprowadzać dziecko do placówki z katarem, to jeszcze nie mają po prostu doświadczenia z przedszkolem.
Te wszystkie matki, wykłócające się o to, że dzieci nie powinny przychodzić do przedszkola nawet z lekkim katarem, zapewne nie mają starszych dzieci. Dodatkowo nie wiedzą, czasami po prostu inaczej się nie da. Część z nas pracuje na etatach, nie ma babci lub innych osób do pomocy przy dzieciach, więc kiedy kończy się zwolnienie lekarskie na dziecko, trzeba wrócić do pracy, a dziecko wysłać do przedszkola".
Czasami nie ma innego wyjścia
Kobieta zauważa, że te kategoryczne zakazy zwykle pochodzą do rodziców nowych dzieci: "Bywa i tak, że dziecku nic więcej nie jest, więc na sam katar przy dobrym samopoczuciu nikt nie da mi zwolnienia na dziecko, żebym leczyła w domu jego gile. Kolejna rzecz jest taka, że czasami nie każdy ma możliwość izolowania dziecka od przedszkola przez 2-3 tygodnie. Nie będę tyle trzymała córki w domu z samym katarem, bo tak sobie życzy mama świeżo upieczonego przedszkolaka.
Jej intencją jest to, by uchronić swoje dziecko od chorób, ale, przecież wysyłając kilkulatka do przedszkola, należy się liczyć z tym, że tylko chorując uda mu się nabrać w końcu odporności. Mówię wam, ci rodzice, którzy są tzw. świeżakami, potrafią wyprowadzić z równowagi rodziców, którzy mają już w przedszkolu trochę doświadczenia. Póki życie nie sprowadzi ich na ziemię, czują się ekspertami od wszystkiego, co związane z przedszkolem" – komentuje mama 4-latki.