mamDu_avatar

Jestem rodzicem, ale nie cierpię nowoczesnych matek. Ich "bombelki" to nie święte krowy

Redakcja MamaDu

14 sierpnia 2024, 13:35 · 3 minuty czytania
"W dzisiejszym świecie rodzice są coraz bardziej świadomi, a mimo to wiele matek wydaje się głupsza niż te z pokolenia naszych matek i babek" – napisała w mailu do nas anonimowa czytelniczka. Kobieta zauważa, że przez "natchnione madki", które wychowują beżowe dzieci, ona czuje się najgorszym rodzicem na świecie.


Jestem rodzicem, ale nie cierpię nowoczesnych matek. Ich "bombelki" to nie święte krowy

Redakcja MamaDu
14 sierpnia 2024, 13:35 • 1 minuta czytania
"W dzisiejszym świecie rodzice są coraz bardziej świadomi, a mimo to wiele matek wydaje się głupsza niż te z pokolenia naszych matek i babek" – napisała w mailu do nas anonimowa czytelniczka. Kobieta zauważa, że przez "natchnione madki", które wychowują beżowe dzieci, ona czuje się najgorszym rodzicem na świecie.
"Natchnione" matki sprawiają, że normalne kobiety czują się niewystarczające. fot. 4559585/123rf.com
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Dbają tylko o swoje dzieci

"Chciałabym podzielić się pewnym wnioskiem dotyczącym matek, jaki nasuwa mi się po wakacyjnym urlopie. Spędziłam z moją rodziną czas na zagranicznym all inclusive oraz kilka dni nad jeziorem na Warmii, gdzie spotkałam naprawdę wielu rodziców z dziećmi w różnym wieku. Chodzę też z moimi synami na miejskie place zabaw i właściwie codziennie obserwuję inne matki i to, co wyczyniają z dziećmi. Stąd moja refleksja, oparta o naprawdę wiele sytuacji" – zaczyna wiadomość mama dwójki dzieci.


"Mam wrażenie, że im bardziej świadomym społeczeństwem jesteśmy, oczytanym, znającym naukowe badania i wiedzącym o różnych nurtach rodzicielstwa, tym mamy do czynienia z coraz głupszymi rodzicami. Wystarczy pójść na spacer i lody albo na plac zabaw. Siadasz na ławce, dzieci idą się bawić same, bo są już na tyle duże, że nie muszę ich asekurować.

Po chwili widzę natchnioną dziewczynę, która spokojnym, monotonnym głosem powtarza: 'Natanku, nie syp piachu na głowę chłopca'. Słyszę to zdanie chyba z 5 razy. Co z tego, że ten drugi malec płacze, bo ma w oczach piasek, a jego mama próbuje je domyć wodą z butelki. Sprawca nie czuje odpowiedzialności za sytuację, bo jego mama skupia się na tym, żeby to on nie płakał i nie czuł winy. Chroni go bańką i wmawia poczucie, że empatia jest potrzebna, ale tylko jeśli chodzi o jego komfort".

"Widzę cię i rozumiem"

Kobieta opowiada o różnych sytuacjach, które widziała podczas wakacji: "Inna matka pozwala dzieciom bawić się na plaży z pieskiem, który wystraszony siedzi schowany za parawan. Nikt nie ma poczucia, że zwierzę czuje strach – najważniejsze jest to, że 'dzieci uczą się obowiązków', bo muszą pójść z wystraszonym zwierzakiem na spacer. Jeśli przy tym go szarpią na smyczy, a koledzy kilkulatków dokuczają mu i drażnią go, to nic – taka szkoła życia zwierzęciu nie zaszkodzi.

Do tego wiele z tych kobiet uważa, że ich bombelek jest lepszy od innych dzieci, bo one mają dla niego większą dozę zrozumienia. Wychowują go w poszanowaniu jego emocji, mówią do niego zawsze łagodnie. Przeczytały tysiące poradników dla rodziców i wiedzą, że twój brak cierpliwości wynika pewnie z uwarunkowań pokoleniowych. Ich karcący wzrok sprawia, że czuję się nieswojo, kiedy skończy mi się cierpliwość i krzyknę na dzieci.

One nigdy nie krzyczą. Przytulają swoje dzieci, wychowują je w beżowych domach i wolą zajechać swoją psychikę, ale w zamian mają poczucie, że dzięki swojej świadomości wychowają idealne dziecko. Nie myślą o tym, że jeśli zatrzymają jedne traumy pokoleniowe, to wyrządzą inne szkody w emocjach i psychice dziecka. Nie da się w rodzicielstwie nie popełnić żadnego błędu.

Sama się boję najbardziej tego, jakie pokolenie wyrośnie z dzieci tych natchnionych matek, które mówią do rozwrzeszczanego dzieciaka: 'Widzę cię i rozumiem', nawet jeśli sytuacja ma miejsce na środku ruchliwej ulicy i nie ma czasu na stawanie i cierpliwość przy wybuchu złości. Po drugie mam do nich żal, bo przy nich czuję się najgorszą matką świata".

Gdzie są Zosie i Stasie?

Nasza czytelniczka zauważa również pewną zależność: "Zauważyłam też, że często te natchnione mamy dają dzieciom wydumane imiona, często obcojęzyczne, brzmiące zupełnie inaczej niż rodzime Jasie, Julki, Krzysie i Maje. Jeśli słyszycie, że na placu zabaw albo na plaży nad morzem, że ktoś woła: "Gaja", "Lea", "Natan", "Zoja" czy inny "Ariel" to na 100 proc. jest z dzieckiem madka, która uważa, że jest specjalistką od rodzicielstwa i patrzy z uwielbieniem na swojego malucha sypiącego na inne dzieci piach.

Jedyne, czego jestem pewna, to tego, że nigdy taką matką nie będę. Mam dzieci, kocham je i staram się wychować na mądrych, dobrych i empatycznych ludzi. Nie uważam jednak, że są największym cudem świata i przyznaję, że kiedy jestem zmęczona, nie mam cierpliwości dla ich fochów. Uważam, że jestem po prostu normalna, wiele moich koleżanek jest właśnie takimi mamami.

Takie madki, które uznają tylko wychowanie Montessori i gardzą publicznymi przedszkolami, to zło tego świata. To przez takie kobiety inne matki czują się najgorzej na świecie. A ich dzieci w przyszłości będą widziały tylko czubek własnego nosa. A jeśli nie będą radziły sobie z jakąś emocją, będą biegiem skorzystać z pomocy terapeuty, bo tak zawsze robiła mamusia" – kończy swój list nasza czytelniczka.

Czytaj także: https://mamadu.pl/161743,pierwsze-dziecko-zawsze-wzrusza-nas-bardziej-bo-wszystko-z-nim-jest-nowe