Alicja (imię zmienione) odpisała na mój tekst o dzieciach alimenciarzy, które nie wyjeżdżają na wakacje. Z jej wiadomości wyłania się obraz dziecka smutnego i samotnego, którego rodzice byli zbyt zajęci pracą lub własnymi nieprzepracowanymi traumami, by je zauważyć. Nie zgadzam się z każdym zdaniem czy każdą tezą, jednak podejrzewam, że wiele osób odnajdzie w liście Ali siebie i wartości, którymi same kierują się w życiu.
"Chciałam podzielić się swoją historią. Wychowywali mnie oboje rodzice w czasie bezrobocia. Rodzice, by zapewnić mnie i bratu godne warunki życia, musieli stworzyć własny zakład pracy, przez co oni nie wiedzieli, co to porządny urlop, a my – wakacje. Podczas gdy dzieci rodziców, którzy symulowali, że pracują w już rozpadających się zakładach pracy (za przyczyną pracowników), chodzili na ciągłe L4, a ich pociechy jeździły na kolonie.
W szkole od podstawówki wychowawczyni prosiła ojca o dodatkowe składki, możliwie wyższą składkę na komitet rodzicielski i granty materialne przy każdej imprezie klasowej. Nikt nie czuł, że to nie na miejscu, bo panie widziały mnie często w miejscu pracy rodziców, gdzie nie jest to miejsce najlepsze dla dzieci. Interesowano się tylko grantami.
Dziś jako osoba dorosła uważam, że każdy jest kowalem swojego losu i nie należy żałować ludzi, ponieważ całego świata nie jesteśmy w stanie naprawić. Jest wiele małżeństw, które rozpadają się z powodów błahych lub zdrady. Jest wielu rodziców, których priorytetem nie jest biurko, przybory szkolne, czysty kawałek stołu i wygodne łóżko, tylko perfumy, telefony i inne gadżety. Spotykam takich codziennie.
Ludzie nie ratują związków, nie starają się w pracy, narzekają na zarobki, nie robiąc nic. Po rozwodzie jako dorośli nie potrafią nawet tyle wykrzesać z siebie, by podzielić się opieką. Wiadomo, dzieci nie są tu winne. Często są odpychane przez jednego z rodziców.
Uważam, że należy pisać artykuły o tym, jak nieodpowiedzialne zachowania dorosłych wpływają na rodzinę i dzieci. Na budżet również, ponieważ w dzisiejszych czasach jest on ważny, nie da się ukryć. Nikt o tym nie pisze. Przeciwnie, ludzie zachęcani są do uwolnienia się z małżeństwa, przez co coraz więcej alimenciarzy. Dziś (w sporej części) rozwodnicy to ludzie, którzy zamiast poprawić swoje wady – popracować nad sobą – idą na łatwiznę i starają się o kolejnego partnera. Ludzie niedojrzali, ponieważ nikt nie uczył ich odpowiedzialności, ponieważ mama z tatą dzięki zasiłkom i pieniążkom łatwym przeżyli całe życie.
Zdaję sobie sprawę, że nie da się naprawić społeczeństwa w 100 proc., ale na razie żadna telewizja i internet nie zwraca uwagi na rzeczy naprawdę ważne i podstawowe. Dodam, że dzieciństwo bez superekstra wakacji nie zniszczyło mi życia, wręcz przeciwnie. Rodzice wytłumaczyli mi, co jest ważne, co świadczy o wartości człowieka. Co jest priorytetem w życiu, a co dodatkiem, by było miło.
Uważam, że tego powinno się uczyć w szkołach, bo nastolatki to produkt dorosłych. Gdy młodzież, zamiast obowiązków, ma same prawa, zderzenie z dorosłą rzeczywistością bywa bolesne. Bo przychodzi czas załamania, gdy kończy się zabawa. Na własne oczy w ostatnim miesiącu widziałam troje pociętych nastolatków. Moje dzieciństwo nie było kolorowe w 100 proc. Lecz z upływem lat jestem wdzięczna rodzicom za naukę, którą otrzymałam, i staram się, wychowując własne dziecko, uzupełniać braki.
Uważam, że w przestrzeni medialnej powinno znaleźć się więcej artykułów o tym, że należy wymagać od siebie, a w drugiej kolejności od innych. Dziś mamy sytuację patologiczną, gdzie młodym powtarza się, że są wyjątkowi, silni, jedyni w swoim rodzaju, buduje im się poczucie wartości, po czym zderzają się z górą, gdy okazuje się, że takich jak oni jest wielu, brakuje wzmianki, że należy przy tym pracować.
Jako osoba, która zapracowała na każde wakacje w życiu, każdy metr domu, jest mi przykro, gdy nikt nie pisze artykułów o ludziach mojego pokroju. Że nadmiernie wspiera się ludzi, którzy na to najzwyczajniej swoimi wyborami nie zasługują! Nie stawiam w jednej linii wszystkich rozwodników i nie twierdzę, że wszyscy są lekkomyślni, więc mają, na co zapracowali, ale jest takich osób naprawdę bardzo dużo.
Oglądając programy, w których buduje się rodzinie dom, ponieważ dzieci mieszkały na gruzowisku, a komentarz mamy to: ale będzie sprzątania, odbiera człowiekowi resztki empatii do ludzi! Uważam, że należy zwrócić uwagę i krytykować głośno zachowania rodziców i dawać im do zrozumienia, że życie ich dzieci zależy od priorytetów dorosłych. Że nieszczęśliwa młodzież to produkt zapracowanych w pogoni za gadżetami rodziców.
Obserwować takie patologie można w Stanach. Domy toną w bałaganie, dzieciom nie brak sprzętu sportowego i gadżetów, tylko zaczyna dominować brud, nałogi i często choroby psychiczne lub dziwactwa rodziców. Hobby jest ok. Rodzica czy dzieciaka, lecz należy się skupić na jednym i pozostawić czas dla rodziny i dzieci. Sądzę, że taka edukacja i punktowanie społeczne nieodpowiedzialnych ludzi dałoby efekty. Chciałam się podzielić moimi przemyśleniami i punktem widzenia. Pozdrawiam".