mamDu_avatar

Szkoła jak ciężkostrawna kolacja wigilijna? Za tym porównaniem kryje się pomysł na zmianę

Martyna Pstrąg-Jaworska

07 maja 2024, 15:10 · 3 minuty czytania
Polska szkoła niczym ciężkostrawna kolacja wigilijna to porównanie, które ma pokazać, że dzieci są przymuszane do edukacji bez wyboru tego, w jakich obszarach chciałyby się rozwijać. To z góry narzucone ramy, poza które nie ma wyjścia, jeśli uczeń tkwi w systemowym nauczaniu. Mikołaj Marcela, wykładowca i pisarz, opowiedział, dlaczego lepszym rozwiązaniem byłby szwedzki stół.


Szkoła jak ciężkostrawna kolacja wigilijna? Za tym porównaniem kryje się pomysł na zmianę

Martyna Pstrąg-Jaworska
07 maja 2024, 15:10 • 1 minuta czytania
Polska szkoła niczym ciężkostrawna kolacja wigilijna to porównanie, które ma pokazać, że dzieci są przymuszane do edukacji bez wyboru tego, w jakich obszarach chciałyby się rozwijać. To z góry narzucone ramy, poza które nie ma wyjścia, jeśli uczeń tkwi w systemowym nauczaniu. Mikołaj Marcela, wykładowca i pisarz, opowiedział, dlaczego lepszym rozwiązaniem byłby szwedzki stół.
System edukacji w Polsce z góry narzuca to, jak dzieci mają zdobywać wiedzę. fot. Mikhail Nilov/Pexels
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Wolność w edukacji

Każdy, kto ma do czynienia z polską edukacją, wie, że od wielu lat wymaga ona gruntownych zmian. Z ust różnych osób z nią związanych słyszymy o pomysłach na reformy i oddolnych inicjatywach, które sprawiają, że szkoła jest lepsza, bardziej kolorowa, przystępniejsza.


Mikołaj Marcela, wykładowca akademicki, ale również autor poradników dla rodziców, który dość często zabiera w mediach głos na temat szkolnictwa w Polsce, czasami porównuje polską szkołę do pewnych zjawisk czy przedmiotów. W ostatnim czasie na swoim facebookowym profilu Marcela dokonał dość osobliwego porównania: opowiedział o tym, co wspólnego ma polska szkoła ze szwedzkim stołem.

"Usłyszałem, że szkoła przypomina szwedzki stół – każdy bierze z niej, co chce i ile chce. Jednak dla mnie to raczej tradycyjna polska wieczerza wigilijna, z co najmniej dwunastoma (najczęściej ciężkostrawnymi) daniami nie do końca dopasowanymi do dzisiejszego sposobu odżywiania, które trzeba przymusowo zjeść (lub przynajmniej ich spróbować)" – opisuje wykładowca.

Czy nie uważacie, że to mówi też trochę o polskiej mentalności? Pokazuje, że w polskiej szkole nie ma przestrzeni na to, by uczeń mógł zgłębiać wiedzę i poszerzać swoje horyzonty tak, jak chce. Mówi się tylko o tym, co musi i jakie ma obowiązki. To – jak zaznacza Marcela – wpisane jest nieco w naszą kulturę i sposób wychowania – bo od zawsze powtarzano nam, że coś musimy zrobić, wypełnić jakieś obowiązki, bez dania szansy na samodzielne wybory dotyczące wykształcenia w szkole podstawowej czy średniej.

Niech sami wybierają

W szkole nikt nie daje uczniom całkowitej wolności wyboru, tylko narzuca pewne kwestie, jak kanon przedmiotów obowiązkowych czy kanon lektur. "A jak nie zjemy – bo z różnych powodów nie mamy na to ochoty – usłyszymy, ile pracy ktoś włożył przez ostatni tydzień, by to dla nas przygotować (choć najczęściej wcale o to nie prosiliśmy) lub dowiemy się, że czeka nas nieszczęście" – opisuje dalej Marcela.

Następnie dodaje, że jego marzeniem jest, by w końcu w szkole uczniowie naprawdę mogli decydować jaką wiedzę będą przyswajali i nikt nie będzie ich straszył, że jeśli nie będą znali podstaw z języka polskiego, angielskiego czy matematyki, to skończą jako "robotnik kopiący rowy". Zaznacza przy tym, że ten obowiązek próbowania wszystkiego, który może dotyczyć zarówno polskiej edukacji, jak i zwyczajów przy wigilijnym stole, pokazuje, że to nie jest kwestia wyłącznie wyborów politycznych i decyzji, które podejmuje MEN.

Problemem może być coś większego i głębszego – polska mentalność, która stoi w opozycji do wychowania indywidualistów. Zamiast tego stawia się na szarą masę takich samych jednostek, które bezmyślnie podążają za tłumem. Społeczeństwem, któremu brak jednostek, łatwiej sterować, bo ono z góry przyjmuje pewne prawdy i nie przeciwstawia się im. Kiedy nie musi samodzielnie podejmować decyzji, czuje się spokojnie, ale skutek też jest taki, że zaczyna coraz bardziej brnąć w jednolite podejście do wielu spraw.

Wolność = różnorodność

Tymczasem różnorodność i możliwość decydowania o swoim wychowaniu, wykształceniu i wiedzy powinny być dużo większe. Chodzi o to, by wreszcie zaufać dzieciom i młodzieży i dać im możliwość wyboru. Marcela wspomina o tym, że taką swobodę co do zakresu wiedzy i sposobu jej przyswajania mają uczniowie będący w systemie edukacji domowej:

"[...] Dlatego, jeśli rzeczywiście chcielibyśmy, aby edukacja szkolna przypominała szwedzki stół, powinniśmy się raczej zastanowić, w jaki sposób wprowadzać rozwiązania wypracowane w edukacji domowej do edukacji systemowej. Lub przynajmniej zadbać o większą różnorodność modeli szkoły w ramach systemu edukacji" – kończy swój wpis.

Wykładowca zaznacza, że dobrym rozwiązaniem byłoby spojrzenie na uczniów w systemie edukacji jak na odrębne jednostki, które mogą mieć zupełnie inne potrzeby niż rówieśnicy. Dzięki temu moglibyśmy uzyskać lepiej wykształcone społeczeństwo, ale też bardziej świadome osoby, które odważnie będą podejmowały decyzje w kwestiach np. edukacji. Co wy myślicie o takiej koncepcji? Podoba wam się porównanie systemu szkolnictwa do ciężkostrawnej kolacji, którą każdy musi "przejść i zaliczyć"?

Czytaj także: https://mamadu.pl/178675,szkola-staje-sie-testowalnia-nauczycielka-uderza-w-polski-system-wprost