Szkoła w naszym kraju, w obecnej formie, jest już nie do przyjęcia. Zmieniają się standardy, pedagodzy widzą w uczniu więcej człowieka niż kiedykolwiek. A jednak wciąż wielu z nich całkowicie się pogubiło w kwestii utrzymania równowagi między nauką a testowaniem. O tym, jak ją odzyskać i czy to jest normalne, mówi Marzena Żylińska.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Marzena Żylińska, naukowczyni, współtwórczyni Budzącej się Szkoły publikuje na swoich kanałach filmy, w których odpowiada na wątpliwości rodziców, uczniów. Mówi o błędach klasycznego systemu edukacji, o tym, co może i powinno ulec zmianom.
W jednym z ostatnich postów odniosła się do historii rodziców, którzy piszą o niekończących się sprawdzianach, testach, kartkówkach w szkołach ich dzieci. Rodzice mieli zadawać jej pytania: czy to normalne, że testów jest tak wiele i uczeń spędza całe dnie w domu, po szkole, w czasie wolnym, na nauce? Odpowiedziała:
A nawet więcej
Żylińska idzie dalej, mówiąc: "Im więcej w szkole sprawdzianów, tym mniej czasu na naukę. Każda kartkówka, każdy sprawdzian, każdy test, to przerwa w nauce".
Oddolny ruch zmiany systemu edukacji, jakim jest Budząca się Szkoła, jest inicjatywą, w której pedagodzy, ludzie, którym zależy, zadają sobie ważne pytania.
Jak mogę wesprzeć ucznia?
Z czego mogę zrezygnować, by szkoła nie była miejscem przykrym?
Jak mogę zobaczyć w uczniu więcej człowieka?
Nigdy wcześniej nie mieliśmy okazji patrzeć na realne zmiany. Kiedy obserwuję takie oddolne inicjatywy, moja wiara w ludzi rośnie. Oto grono mądrych, wykształconych profesjonalistów, podążających za młodymi ludźmi i ich potrzebami. Ludzie, którym zależy, ludzie, którzy znają najnowsze badania, wytyczne dotyczące dziecięcej psychiki. Ludzi, którzy mówią: "Dzieci to nie konie wyścigowe".
Cieszę się, że moja córka ma szansę na doświadczanie tych wielkich zmian. Każde dziecko na nie zasługuje.
Nie, nie powinno tak być. Jeżeli szkoła zamienia się w wielką testowalnię, to nauka zostaje przeniesiona na dom. Rodzice wchodzą w rolę nauczycieli albo trzeba zatrudniać korepetytorów. Tak nie powinno być.
Nas dorosłych chroni prawo pracy od nadmiaru pracy, dzieci nie chroni nic.
(…)
'Co robić?' – pytacie. Napisałabym do szkoły, do kadry, do dyrekcji, opisała, jak się czujecie, jak czują się wasze dzieci. Poprosiłabym o zmianę podejścia.