Boomersi, millenialsi, pokolenie Z czy alfa – przyznaję, można się pogubić. Jedno zapamiętałam: moje dzieci, które przyszły na świat po 2010 roku to alfy. Ja z kolei należę do millenialsów. Zgodnie ze wszystkimi prawami i założeniami to ja (matka) powinnam ich wszystkiego uczyć i pokazywać, w którą stronę najlepiej pójść. Jednak to one poszerzają moje horyzonty i pokazują mnóstwo ciekawych rzeczy.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Najstarsi przedstawiciele pokolenia alfa mają po 14 lat, najmłodsi dopiero się rodzą. Niezależnie od wszystkiego, to jeszcze dzieci, które dopiero poznają otaczający świat. Zagłębiają się w jego tajniki, poszukują, odkrywają. Jednak ci, którzy żyją tych kilka lub kilkanaście lat, zdobyli pewną wiedzę, umiejętności, z których my (przedstawiciele starszych pokoleń) możemy skorzystać.
Są silni i odważni
Z dumą i uśmiechem na ustach patrzę, jak się rozwijają, kształtują i zastanawiają, co będzie dla nich najlepsze. Nie podejmują pochopnych decyzji, nie działają pod wpływem chwili, buzujących emocji. Przyznaję, zazdroszczę! Zazdroszczę moim dzieciom tego, że mogą poznawać siebie, odkrywać świat na własnych zasadach.
Nikt ich do niczego nie zmusza, nie nakłania, nie zachęca. Zdaję sobie sprawę z tego, że to też trochę moja (i innych rodziców z wcześniejszych pokoleń) zasługa. Ale to piękne, że czegoś się nauczyliśmy, wyciągnęliśmy wnioski i wprowadziliśmy w życie.
Dzieci z pokolenia alfa są odważne, niezależne i przebojowe. Kiedy przyglądam się, jak walczą o swoje, sama mam ochotę sięgnąć po więcej. Dziękuję wam za to!
Są emocjonalni
Pokolenie alfa potrafi szczerze i otwarcie rozmawiać o emocjach. Już nawet 4-latek potrafi (i nie boi się) powiedzieć, co czuje, czego potrzebuje, a czego sobie wręcz nie życzy. Śmiem twierdzić, że poprzednie pokolenia nie miały w sobie takiej łatwości. Nie potrafiły tak bezkompromisowo mówić o tym, co im w sercu gra.
Słowa – kocham, potrzebuję, czuję, nie padały tak często. Dlaczego niektórzy rodzice wychowywali swoje dzieci w taki sposób? Dlaczego niektórzy ojcowie twierdzili, że rozmowy o uczuciach nie są potrzebne? Skąd to przekonanie, że chłopaki nie płaczą? Nie mi to oceniać.
Jednak kiedy myślę o tych wszystkich dzieciach, które teraz są już dorosłymi osobami, jest mi trochę żal. Żal mi tego, że choć (zapewne) czuły się kochane, rzadko słyszały od rodziców słowa – kocham, doceniam, podziwiam. Wiem, że wiele osób od pokolenia alfa uczy się tej emocjonalności, otwartości i tolerancji. Bo tolerancji i akceptacji też
im możemy tylko pozazdrościć.
Znają się na technologiach
Kilkulatek z telefonem w ręku nikogo nie dziwi, a kilkanaście lat temu to było wręcz nie do pomyślenia. I najzabawniejsze w tym wszystkim jest to, że dzieci z pokolenia alfa doskonale radzą sobie z obsługą telefonów, smartfonów, tabletów i komputerów. Kiedy widzę, jak te maluchy zwinnie przesuwają swoimi małymi paluszkami po ekranach, jestem w szoku. Ale też jestem zaniepokojona. Zastanawiam się, jak to się wszystko dalej potoczy, bo przecież kilkulatkowi nie powinniśmy pozwolić korzystać z tych wszystkich urządzeń.
Dla tych dzieci to codzienność, coś normalnego, tak jak dla nas czymś zwyczajnym była gra w zbijaka czy skakanie na skakance. Z jednej strony trochę żałuję, że moje dzieci nie
bawią się w podchody, nie wyginają się na trzepaku, nie grają w gumę przed blokiem. Jednak z drugiej zazdroszczę i podziwiam, że tak świetnie ogarniają te nowe technologie. Kiedy coś mi się zablokuje, popsuje czy najzwyczajniej w świecie nie umiem sobie z czymś poradzić, proszę o pomoc pokolenie alfa i wszystko gra.
Choć z jednej strony zazdroszczę im tej wiedzy i tych umiejętności, które w tak
młodym wieku posiadają, to z drugiej zastanawiam – kto miał piękniejsze dzieciństwo. Kiedy myślę o grze w dwa ognie czy graniu w klasy, kręci mi się łezka w oku. Ze wzruszenia, oczywiście.