Nie jestem "młodym pokoleniem", ale tę obsesję zetek i alf rozumiem całkowicie: ikonkę księżyca, czyli tryb "nie przeszkadzać". Do dziś słyszę od członków rodziny, że "do mnie to nigdy nie da się dodzwonić". Nie da, bo mam wyłączone wszelkie dźwięki (poza budzikiem) i wibracje. Czy czuję, że przez to coś mnie omija? Nie. Czuję spokój.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Ikona trybu "nie przeszkadzać" może się różnić w zależności od systemu operacyjnego i modelu smartfona, jednak często jest to właśnie księżyc. Samą funkcję można dostosować do swoich potrzeb, ale w domyślnych ustawieniach polega ona na całkowitym wyciszeniu wszelkich dźwięków, wibracji czy wizualnych powiadomień, które wyświetlają się na ekranach telefonów. Ach, błoga cisza, żadnych rozpraszaczy.
Zetki oszalały na punkcie trybu "nie przeszkadzać"
Powodów, dla których korzystamy z trybu "nie przeszkadzać", jest tyle, ilu użytkowników smartfonów. Zwykle jednak chcemy uniknąć brzęczenia czy wibracji, kiedy jesteśmy w kinie, na randce, podczas ważnego spotkania w pracy czy kiedy spędzamy czas z rodziną i chcemy jej poświęcić całą swoją uwagę.
Jeden z użytkowników X (dawnego Twittera), Max Burns, zauważył, że jest jeszcze jeden powód, który widać zwłaszcza u pokolenia Z: lęk. Podobno zetki (nastolatki i młodzi dorośli urodzeni między 1997 a 2012 rokiem, choć niektóre źródła podają przedział 1995-2010), nigdy nie wyłączają funkcji "nie przeszkadzać", by uniknąć uczucia niepokoju, które pojawia się u nich, gdy dzwoni telefon.
Burns użył angielskiego terminu anxiety, który odnosi się do stanów lękowych, czyli zaburzeń psychicznych. Według mnie słowo użyte niefortunne, a w dzisiejszych czasach nadużywane – jak depresja, trauma czy PTSD. Nie, całe pokolenie zetek nie ma zaburzeń lękowych, a używanie tego terminu jest nieuczciwe i krzywdzące wobec osób, które się z nimi mierzą. Rozumiem jednak intencje Burnsa – wielu z nas, nie tylko z pokolenia Z, odczuwa pewien psychiczny dyskomfort czy stres związany z rozmowami telefonicznymi.
Żyjemy w ciągłym stanie rozproszenia
Zetką nie jestem, ale jak ja dobrze to rozumiem! Zresztą, nie tylko ja. Pod postem Burnsa wypowiadają się przedstawiciele różnych pokoleń, w tym milenialsi czy iksy. Wielu z nich korzysta z ikonki księżyca nie tylko w chwilach, które wymagają od nich wyjątkowego skupienia na konkretnej czynności, ale na co dzień, niezależnie od tego, co robią. Pośród setek komentarzy pojawiły się takie jak:
"To o mojej 16-letniej córce"
"U mnie to nie jest kwestia lęku, po prostu nie cierpię, kiedy ktoś mi zawraca gitarę, chyba że to coś naprawdę pilnego. Napisz do mnie, a jak wezmę do ręki telefon, to odpowiem"
"Jestem starszym milenialsem, a też to robię. Kto współcześnie ma czas na to, by odbierać telefon? Chcesz pogadać, to się ze mną umów"
"Nie jestem zetką, jestem z pokolenia X, ale mój telefon jest cały czas w tym trybie. Nie mam czasu, żeby użerać się z ludźmi"
"Mam 45 lat, od 5 miesięcy mam telefon w trybie nie przeszkadzać"
"To nie zetki, bo robią tak milenialsi, iksy, boomersi, nawet niektórzy z cichego pokolenia. Połączenia telefoniczne w dzisiejszych czasach po prostu są do bani. To głównie scam, ktoś chce nas na coś naciągnąć. Kiedyś też ustawiało się pocztę głosową na stacjonarnych telefonach, jeśli nie miało się ochoty na rozmowy".
Słyszeliście o "popcornowym mózgu"? W dzisiejszych czasach, za sprawą nowych technologii i dostępu do internetu, mamy problemy z koncentracją i skupieniem uwagi na jednej czynności przez dłuższy czas. To ciągłe "pikanie" czy wibrowanie telefonu może wywołać napięcie i rozdrażnienie, a przy tym prowadzić do FOMO – strachu, że coś nas ominie, że zostaniemy wykluczeni, jeśli nie będziemy na bieżąco. Ale ileż można?
Czasem żartujemy z młodszych pokoleń i panujących wśród nich trendów, nie rozumiemy ich. W tym wypadku warto jednak wziąć przykład z zetek, kliknąć w ten półksiężyc i cieszyć się błogą ciszą... chociaż przez jakiś czas. Może się okazać, że wcale nie potrzebujemy życia online 24/7, bo to prawdziwe nie jest jednak takie najgorsze.