Nie jestem zwolenniczką Janusza Korwin-Mikke. Nie wyobrażam sobie, że mogłabym zagłosować na Kongres Nowej Prawicy. Nie interesuje mnie też, czy będzie on stał na czele tej partii, czy jego miejsce zajmie inny polityk. Ale nie podoba mi się, że ktoś robi sensację z tego, że lider KNP ma nieślubne dzieci. I to w kraju, gdzie dzieci ze związków pozamałżeńskich przybywa w błyskawicznym tempie.
Żeby nie było wątpliwości – nie pochwalam skoków w bok. Zdrada jest obrzydliwa, ale to sprawa osoby zdradzającej, zdradzanej oraz kochanki/kochanka. Ale w przypadku Korwin-Mikkego nie mówi się przecież o ew. nieuczciwości lidera partii, ale głównym tematem stają się dzieci z pozamałżeńskiego związku.
Sprawdzam statystyki Głównego Urzędu Statystycznego i widzę, że z roku na rok w Polsce w związkach nieformalnych rodzi się coraz więcej dzieci. W 1990 r. w wolnych związkach rodziło się zaledwie 6 proc. dzieci. W 2013 r. – już ponad 22 proc. Konkretnie, w co roku w naszym kraju na świat przychodzi ponad 80 tys. dzieci, których rodzice nie mają ślubu. Czyli, jak widać, nic nadzwyczajnego. Burza w szklance wody.
To ogólnoeuropejski trend Popularność wolnych związków to ogólnoeuropejski trend. W Unii Europejskiej w związkach nieformalnych rodzi się ok. 35 proc. dzieci. To średnia, bo przykładowo w Wielkiej Brytanii takie dzieci to około 50 proc. nowourodzonych.
W Polsce pewnie trzeba jeszcze lat, by zbliżyć się do unijnej średniej, bo wciąż jesteśmy społeczeństwem ceniącym tradycyjny model rodziny. Ale rewolucja obyczajowa robi swoje – dziś w zasadzie nikt panny z dzieckiem nie wytyka palcem, a nieślubne dziecko nie jest hańbą dla rodziny. Także ciąża jest coraz rzadziej powodem ślubu. Młodzi ludzie wolą, by najpierw urodziło się dziecko, a na ew. formalizację związków przyjdzie czas później. Ślub przestał być priorytetem.
Z danych GUS wynika, że najwięcej dzieci w związkach nieformalnych rodzą kobiety między 20 a 30 rokiem życia.
Na dzieci bez ślubu często też decydują się rozwodnicy, którzy po złych doświadczeniach małżeńskich nie chcą ślubu, ale nie mają nic przeciwko temu, by z nowym partnerem czy partnerką mieć dziecko.
Pomoc społeczna woli bez ślubu Ale wzrost liczby dzieci urodzonych w pozamałżeńskim związku, to także skutek istniejącego w Polsce systemu pomocy społecznej i wsparcia dla rodzin. Słowem – jeśli ktoś ma niestabilną sytuację materialną, to bardziej opłaca mu się życie na "kocią łapę".
Z opublikowanego niedawno raportu„Urodzenia pozamałżeńskie w Polsce" przygotowanego w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Łódzkiego wynika, że rekordzistą pod względem odsetka dzieci pochodzących z nieformalnych związków jest powiat gryficki. Tam więcej niż co drugie rodzi się w wolnym związku. Na kolejnych miejscach uplasował się powiat wałbrzyski (46,4 proc.), słubicki (40 proc.) i słupski (42,8 proc.). W większości tych miejsc stopa bezrobocia jest bardzo wysoka.
Nie oznacza to jednak, że mieszkańcom dużych miast, takich jak np. Warszawa, nie kalkulują na zimno, czy ślub jest dla nich opłacalny. System rekrutacji do żłobków i przedszkoli jest tak skonstruowany, że dzieci samotnych rodziców mają pierwszeństwo w przyjęciu do placówki. Obawiając się problemów z przedszkolem, wielu, chociaż ślub planuje, odracza moment jego zawarcia do czasu, aż dziecko pójdzie do szkoły.
Bardzo często jest tak, że te związki są formalizowane później, kiedy dziecko się już urodzi lub sytuacja życiowa rodziców się ustabilizuje. Ci, którzy ostatecznie ślubu nie biorą, bardzo często też podkreślają, że nie była to ich świadoma decyzja. A tak się po prostu złożyło.
Piotr Szukalski
socjolog, Uniwersytet Łódzki
Tam, gdzie o pracę i pieniądze ciężko, bardzo ważną pozycję w budżetach rodzin stanowi wsparcie od państwa. A ludzie doskonale wiedzą, że łatwiej je dostać, będąc samotnym rodzicem. To źle działający system pomocy popycha ludzi do takiego życia – dodaje.Czytaj więcej