Prace nad ustawą o dostępności tabletki "dzień po" trwają, ale prawdopodobnie za jakiś czas będzie ją można kupić w aptece bez recepty. Pediatra Monika Działowska zauważa jednak, że granica wieku 15 lat to zdecydowanie zbyt mało. Lekarka opowiedziała o tym, dlaczego jest przeciwna takiemu rozwiązaniu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Projekt ustawy, która ma pozwolić na kupowanie bez recepty antykoncepcji awaryjnej, czyli tzw. tabletki "dzień po", wciąż jest w procesie ustawodawczym, ale wiele wskazuje na to, że za kilka miesięcy wejdzie w życie. Projekt zakłada, że tabletkę w aptece będzie mógł kupić każdy, kto ukończył 15. rok życia. Gdyby ustawa pomyślnie przeszła drogę legislacyjną, oznaczałoby to, że cofnięty zostanie przepis dotyczący kupowania antykoncepcji awaryjnej tylko po otrzymaniu od lekarza recepty.
Teraz głos w sprawie zabrała lekarka, która pracuje z dziećmi. Pediatra Monika Działowska na swoim instagramowym profilu zajmuje się edukacją z zakresu chorób wieku dziecięcego i rozwoju dzieci. Jeden z jej najnowszych postów dotyczy ustawy dopuszczającej sprzedaż antykoncepcji awaryjnej – lekarka podzieliła się z obserwatorami swoją opinią na temat przepisów, które uważa za krzywdzące (pisownia cytatów oryginalna – przyp. red.):
"Ja na sprawę spojrzę jako praktykujący pediatra (opieka nad dziećmi od urodzenia do 18 r.ż.), biorąc pod uwagę jaki obraz współczesnych nastolatków w wieku 15-18 lat pojawia się w moim gabinecie" – pisze Działowska na początku. Kobieta przyznaje, że była zaskoczona tym, że projekt zakłada przyzwolenie na sprzedaż takich leków od 15. roku życia.
Nie wiedzą, ile trwa cykl
Z jej wypowiedzi wynika, że dużo bardziej odpowiedzialne byłoby przyzwolenie na takie leki po 18. roku życia. Wtedy człowiek staje się w 100 procentach odpowiedzialny za siebie i swoje zdrowie. Jak zaznacza pediatra, wiele nastolatków, z którymi ma styczność, ma niewielką wiedzę na temat swojego zdrowia, w tym wielu z nich wykazuje się naprawdę niskim poziomem wiedzy z zakresu seksualności (co może być wynikiem słabej edukacji seksualnej w szkole).
"Każdą nastolatkę staram się zapytać, jak długie ma cykle menstruacyjne (też żeby wiedzieć ile dana osoba potrzebuje ode mnie edukacji). Zgadnijcie czy wiedzą w ogóle co to znaczy, następnie jak się je liczy, a co dopiero ile trwa u nich. Czasem słyszę 'miesiączkę mam chyba raz w miesiącu', co absolutnie nie jest precyzyjną odpowiedzią, ale przynajmniej coś kojarzą" – opowiada lekarka.
Działowska podaje w wątpliwość to, czy takie nieświadome osoby powinny mieć dostęp do tego typu leków hormonalnych: "Pada więc pytanie – czy rozsądnym jest, by nastolatka, która nie zna podstaw swojego ciała i zdrowia, nie umie przeliczyć dawki leków przeciwgorączkowych z mg na ml i nie jest w stanie opowiedzieć o swoich objawach lekarzowi, decydowała o tym kiedy i jakie leki hormonalne przyjąć?".
W dalszej części wpisu pediatra pisze, że oczywiście część nastolatek ma zdecydowanie wyższy poziom wiedzy, ale zwykle one też chodzą z rodzicami do ginekologa, więc mają możliwość dostępu do antykoncepcji awaryjnej, która jest na receptę.
Najpierw wyedukujcie młodzież
Pediatra przyznaje, że największym problemem jest brak albo bardzo niski poziom edukacji seksualnej (w tym na temat antykoncepcji) dzieci i młodzieży szkolnej. Jak sama przyznaje, w swoim gabinecie tylko raz miała do czynienia z nastolatką, która dokładnie wiedziała, czym różnią się od siebie metody zapobiegania ciąży itp.
W Polsce prawo zakłada, że wiek zgody na współżycie to 15 lat, dlatego też twórcy projektu ustawy o tabletce "dzień po" ustanowili taką granicę. Piszą o tym w komentarzach użytkownicy Instagrama, którzy zaznaczają również, że jeśli władza decyduje się na udostępnienie leków hormonalnych od takiego wieku, powinna również stworzyć rzetelny program edukacji seksualnej w szkołach, edukować młodzież z zakresu antykoncepcji w ogóle, a nie tylko pozwalać nastolatkom na antykoncepcję awaryjną, jakby to były cukierki, a nie lekarstwa niosące skutki uboczne.
Działowska na końcu swojego wpisu wymienia różne pomysły na to, jak powinno się rozwiązać problem, jeśli tabletka "dzień po" faktycznie będzie dostępna od 15. roku życia. Lekarka pisze m.in. o kampaniach edukacyjnych, rzetelnej edukacji w szkołach, możliwości wizyty u ginekologa bez rodzica od 15. roku życia.
W komentarzach wielu obserwatorów jest oburzonych postawą pediatry. Oto niektóre z komentarzy pod wpisem:
"Wyjdźcie wszyscy ze swojej bańki, są przemocowe związki, są miejsca bez dostępu do ginekologa, jest wykluczenie komunikacyjne, brak edukacji seksualnej - i długo w tych kwestiach NIC się nie zmieni"
"Ale to nastolatki nie ogarną przyjmowania tabletek, a ogarną wychowanie dzieci z takich ciąż?"
"Pamiętam gdy mając 25 lat ginekolog nie chciał mi wypisać tabletki dzień po, prawie wyzywając mnie od dziwek, twierdząc, że żądam od niego tabletki aborcyjnej i on mi jej nie przepisze. Po swoim doświadczeniu jestem w 100% za dostępnością bez recepty"
"Poraża mnie, jak wiele osób w komentarzach pisze o tym, jakie te nastolatki są nieodpowiedzialne, a jakoś ani jedna osoba nie wpadła na to, że stosunek nie zawsze jest dobrowolny. Czy wy żyjecie w jakiejś pełnej tańczących jednorożców bańce mydlanej?"
"Tabletka dzień po jest jak gaśnica - w razie pożaru. Poza tym, tabletki po 120 zł za sztukę raczej mało kto będzie brał codziennie, zwłaszcza nastolatki".