Wyjazd na ferie zimowe to często dość wysoki koszt – szczególnie jeśli trzeba doliczyć wypożyczenie sprzętu sportowego lub opłacenie skipassów, by móc pojeździć na nartach po stoku. Przeczytajcie list o tym, co o zimowym wyjeździe swoich dzieci i poniesionych kosztach sądzi Iwona.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Przeczytałam ostatnio artykuł o tym, że półkolonie w czasie ferii i różne atrakcje dla dzieci mają tak niebotyczne ceny, że mało których rodziców w ogóle na nie stać. Jak ktoś ma więcej niż jedno dziecko, to na zimowy wyjazd swoich pociech musi zapewne odkładać pieniądze przez kilka miesięcy i przy okazji może zapomnieć o tym, że on sam też gdzieś pojedzie i się zrelaksuje" – zaczyna swój list Iwona, mama dwóch chłopców.
"Ostatnio przy okazji oglądania u znajomych skoków narciarskich rozmawialiśmy o tym, jak wysokie są ceny biletów, żeby zobaczyć skoki na żywo w Zakopanem lub w Wiśle. Zaczęliśmy sprawdzać w sieci nie tylko bilety na wydarzenie sportowe, ale również noclegi, koszt dojazdu itp. Okazało się, że nawet na 3-dniowy wyjazd całą rodziną, żeby zobaczyć, jak skaczą polscy sportowcy, po prostu nas nie stać. To sprawiło, że zaczęłam rozmyślać o planowaniu budżetu i wydatkach, jakie mamy".
Jak zorganizować wyjazd na ferie?
Kobieta odpowiada o tym, że są standardową rodziną, w której obydwoje rodziców pracuje, a i tak jest krucho z pieniędzmi: "Młodszy syn ma 7 lat i w tym roku jeszcze nie wyjeżdża na żadną białą szkołę czy na narty. Zapisaliśmy go w tym roku na tzw. zimę w mieście. Starszy syn w tym roku będzie miał 10 lat i on od kilku lat regularnie bierze udział w tych zajęciach. To mniejszy koszt niż wyjazd w góry, a jednak zapewnia dzieciom jakieś atrakcje.
W naszym mieście akcje współorganizuje ośrodek sportu i kultury, więc dzieci mają zorganizowany czas w placówkach do niego należących: w bibliotece, kinie, na miejskim lodowisku czy hali sportowej. Oprócz tego starszak pojechał na początku stycznia z klasą na białą szkołę, więc miał też zapewniony zimowy czas na nartach czy sankach. Z młodszym synem planuję popołudniami i w weekendy także chodzić na sanki czy ulepić bałwana, więc jakoś ten czas w ferie będą mieli zorganizowany.
W zeszłym roku jednak obiecaliśmy starszemu synowi, że będzie mógł pojechać z kolegami z klasy na zimowy wyjazd na narty w polskie góry. Za tygodniowy wyjazd zapłaciłam wtedy prawie 3000 zł. Wyobraźcie sobie, ile musielibyśmy zapłacić, gdybyśmy chcieli jechać na takie ferie całą rodziną. W zeszłym roku na tamten wyjazd odkładałam pieniądze przez 3 miesiące, odmawiając sobie i rodzinie wielu rzeczy. Przypominam, że w międzyczasie były też święta Bożego Narodzenia, których organizacja przecież też niemało kosztuje".
Niebotyczne ceny w górach
"Wydaje mi się, że to, ile kosztują wakacje czy ferie w polskich miejscowościach to gruba przesada. Zarówno latem nad polskim morzem, jak i zimą w górach, ceny zaczynają być wywindowane do granic absurdu. Rozumiem, że jeśli dzieciaki jadą na narty, to trzeba zapłacić też za skipassy, noclegi, wyżywienie czy instruktora, ale wyjazd na kilka dni za tyle pieniędzy, ile płaci się za wycieczki w biurze podróży to wg mnie trochę przegięcie.
Kiedyś oglądałam jakiś program, w którym właścicielka nadmorskiego pensjonatu tłumaczyła to tym, że zimą jej branża nie zarabia i nad morzem jest martwy okres. Myślę, że to się nieco zmieniło, bo dużo osób wyjeżdża nad Bałtyk nie tylko latem.
Co do polskich gór to w ogóle nie pojmuję tej chęci wyrównania zarobków, bo przecież w górach i latem, i zimą jest sezon, a turystów nie brakuje. Każdy chce zarobić, ale jak przy takich kosztach jechać gdzieś całą rodziną choćby na kilka dni? W tym roku musieliśmy odpuścić, ale jak pomyślę, że na przyszłe ferie muszę zacząć odkładać zaraz po wakacjach, to aż odechciewa się cokolwiek organizować" – kończy z żalem mama dwóch chłopców.