"Jakiś czas temu przeczytałam na waszej stronie artykuł o tym, że robienie dzieciom kanapek do szkoły to wyraz miłości matki do pociech. We wspomnianym tekście autorka pisała, że ma już dzieci w takim wieku, w którym doskonale poradziłyby sobie samodzielnie, robiąc te kanapki. A mimo to, ona wciąż je robi, bo to dla niej wyjątkowo ważny elementy rodzinnej codzienności" – zaczyna swoją wiadomość do redakcji Marzena.
"Sama stosuję się do trochę podobnej zasady i chciałabym się nią podzielić z innymi, bo wiem od najbliższych mi koleżanek, że nie jest to wcale takie oczywiste i popularne. Mianowicie, każdego dnia robię mojemu mężowi kanapki do pracy. Jesteśmy już 10 lat po ślubie, mamy dwójkę dzieci – jedno w wieku przedszkolnym, drugie w 2 klasie podstawówki.
Przy dzieciach oczywiście jest w domu więcej obowiązków, wciąż są jakieś zadania do wykonania, i doby często nie starcza na wszystko, co chcielibyśmy zrobić. Jednak od wielu lat moim codziennym porannym rytuałem jest przygotowanie mężowi śniadaniówki do pracy. Obecnie, kiedy syn chodzi do szkoły, kanapki szykuję także i jemu".
Kobieta przyznaje, że tak zorganizowała swój czas, żeby móc każdego poranka zrobić partnerowi posiłek do pracy: "Oczywiście wszystko wymaga niewielkich wyrzeczeń i organizacji, ale nie mam problemu z tym, żeby wstać 15 minut wcześniej i naszykować mu to jedzenie. Obydwoje z mężem pracujemy zawodowo, więc to nie jest tak, że siedzę w domu i to robienie kanapek to tylko moja rozrywka.
On zaczyna pracę o 8:00, a ja mam własną firmę z nienormowanym czasem pracy, więc mogę rano ogarnąć trochę więcej spraw niż on, czyli naszykować te kanapki, zrobić dzieciom śniadanie, odwieźć je do przedszkola i szkoły. Wiem jednak, że nawet jeśli pracowałabym na etacie, też wstawałabym wcześniej i robiła te kanapki. Naprawdę lubię to robić i uważam, że to mój jeden ze sposobów na powiedzenie mu za pomocą gestów, że go kocham i w taki sposób chcę o niego dbać".
"Oczywiście od koleżanek usłyszałam, że lubię usługiwać i być kurą domową. Jedna nawet zapytała mnie, co ja z tego mam, że wstaję wcześniej i haruję i że pewnie mąż wcale tego nie docenia. Nie uważam, żeby znajome miały rację. Widzę to tak, że w ten sposób inwestuję w naszą relację z mężem, dbam o to, by było między nami miło i przyjaźnie.
Zwykle w ciągu dnia on pisze mi wiadomość lub dzwoni, dziękując za śniadaniówkę i mówiąc, że bardzo mu smakowało. Czy to nie miłe, kiedy otrzymujesz od ukochanego mężczyzny taką wiadomość? Nie jestem jakąś ogromną tradycjonalistką, daleko mi do matki Polki, która rezygnuje z pracy na rzecz dbania o dom, dzieci i męża, choć – przyznaję – lubię to robić równolegle do pracy zawodowej.
Jestem zdania, że takie drobne gesty sprawiają, że druga strona wciąż czuje i wie, że jest kochana. Tak, jak dla wielu matek jest naturalne robienie kanapek pociechom, tak dla mnie naturalne jest, że robię je mężowi. To mój sposób na wyrażanie uczuć i innym nic do tego" – kończy swój list Marzena.