Wielu rodziców z pokolenia millenialsów zostało wychowanych w poczuciu, że seks, poród czy seksualność człowieka to tematy tabu, dlatego nadal boją się pytania o to, skąd się biorą dzieci. Mnie ostatnio kilkuletni syn zapytał o to, dlaczego nie mam blizny na brzuchu po urodzeniu dzieci. Moja odpowiedź zaskoczyła nawet partnera.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Wielu rodziców z pokolenia millenialsów (ale również ci z wcześniejszych pokoleń) obawia się dziecięcych pytań o to, skąd biorą się dzieci. Wiecie, dlaczego ich tak się obawiamy? Bo w naszym kraju edukacja seksualna totalnie leży. Wszyscy znamy te bajeczki o znalezieniu dziecka w kapuście, przynoszeniu przez bociana albo rozcinaniu przez lekarza brzucha mamy, aby wyjąć z niego malucha. Co do ostatniego punktu prawda jest też taka, że nie każde dziecko rodzi się za pomocą cesarskiego cięcia.
Rodzice natomiast z powodu wieloletnich trendów w wychowaniu nadal często mają problem z opowiadaniem dziecku o seksie i naturalnym porodzie. Żyjemy teraz w takim momencie, że to się powoli zmienia, ale nadal podczas rozmów ze znajomymi w wieku 30-40 lat widzę, że dla wielu z nas to problem.
Zostaliśmy wychowani w poczuciu wstydu, tabu, w wielu domach rodzice w ogóle nie rozmawiali z dziećmi o seksie albo tym, jaki jest mechanizm naturalnego porodu. Sama przyznaję, że długo miałam problem m.in. z nazywaniem intymnych części ciała kobiet i mężczyzn. Nie wiedziałam nawet, że go mam, dopóki mój 4-letni syn nie zapytał mnie o to, "co ma w majtkach dziewczynka, jeśli nie ma siusiaka", a ja odkryłam, że ciężko na głos powiedzieć mi, że to "cipka".
Jak się urodziłem?
Teraz mój niespełna 6-letni syn zaczyna zadawać coraz trudniejsze pytania w tej materii. Widać po nim, że w jego głowie dochodzi do naprawdę skomplikowanych "rozkmin". W książce zobaczył obrazek, na którym lekarz rozcinał brzuch kobiety, żeby wyjąć z niego noworodka. To było dla niego logiczne wytłumaczenie, jak dzieci wydostają się z brzucha mamy. Problem pojawił się, kiedy uświadomił sobie, że widuje brzuch swojej mamy, która nie ma blizny po cesarskim cięciu.
Nagle dotarło do niego, że zarówno on, jak i jego młodszy brat, musiał być wydobyty z tego brzucha jakoś inaczej. Któregoś dnia podczas wieczornego rytuału, kiedy leżeliśmy w łóżku i rozmawialiśmy przed snem, usłyszałam pytanie. "Mamo, a dlaczego tobie lekarz nie zszywał brzucha po naszym urodzeniu?". I wiecie co? Mimo całej wiedzy, jaką posiadłam z poradników dla rodziców, mimo mojej chęci bycia otwartą i szczerą wobec dziecka, moją pierwszą reakcją był totalny szok. Zamurowało mnie, a nawet poczułam wstyd.
Wiele osób z mojego pokolenia, w tym ja sama, zostało bowiem wychowanych w poczuciu wstydu. Słowa "seks" albo "cipka" budziły jakiś mój wewnętrzny wstyd, którego nawet wcześniej nie widziałam. Jak, będąc w taki sposób wychowanym, przemóc się i otwarcie i szczerze rozmawiać z dzieckiem o tym, że nie wyszło brzuchem, a cipką właśnie?
Bądźcie z dziećmi szczerzy
Jestem zdania, że na tym właśnie polega ciężka rodzicielska praca. By zatrzymać na sobie i nie przekazać kolejnemu pokoleniu tych wszystkich szkodliwych przekonań, poczucia wstydu i chęci zatajenia czegoś, co nam wpojono jako tabu. Przecież poród to fizjologiczne zjawisko, które w medycynie jest całkowicie naturalne (jak sama nazwa porodu na to wskazuje), a jakimś sposobem w społeczeństwie przez lata było uznawane za coś, o czym nie wypada mówić dzieciom.
Staram się być świadomym, odpowiedzialnym rodzicem, więc postarałam się synowi wytłumaczyć, na czym polega naturalny poród i dlaczego nie mam blizny po urodzeniu dzieci. Wszystko oczywiście za pomocą języka i na poziomie wiedzy dostosowanym do jego kilkuletniego umysłu.
Kolejnego dnia utwierdziłam się w tym, że nasze pokolenie to wstydziochy, które nadal mają wiele pracy do wykonania w materii edukacji seksualnej. Moje dziecko podzieliło się bowiem rano po naszej rozmowie nowo zdobytą wiedzą ze swoim tatą. Kiedy powiedziało mu, że wie, że "dzieci czasami rodzą się przez cipkę", ten prawie zadławił się poranną kawą.
Przed naszym pokoleniem wiele pracy
Okazało się, że każde z nas ma do pokonania w sobie wstyd i pozostałości z wychowania rodem z lat 90., kiedy nikt głośno nie wyjaśniał dzieciom, na czym polega seks i skąd się biorą dzieci. Na szczęści dziś mamy coraz więcej pomocy w tym temacie. Są poradniki dla rodziców, możliwość konsultacji z psychologiem (również dziecięcym), a nawet coraz obszerniejsza literatura dla dzieci, która w dostosowany do wieku sposób wyjaśnia, czym są seks, ciąża, poród.
Wiem, że dla niektórych to wcale nie musi być trudne, ale dla wielu to nadal ogromny kamień milowy – rozmowa z dzieckiem na tematy, których ich rodzice w domu nie poruszali. Tych, którzy również z zaskoczeniem odkryli, że mają z tym problem, zachęcam, aby spróbowali się przemóc.
To równie ważne jak wprowadzenie edukacji seksualnej z prawdziwego zdarzenia do szkół. Tyle że o takich rzeczach jak aborcja, transpłciowość czy seks, można rozmawiać już z kilkulatkiem. I najlepiej, żeby dowiedział się tym od bliskiej, zaufanej osoby. To da mu poczucie bezpieczeństwa i szansę na stanie się przedstawicielem pokolenia, które zamiast zaściankowego konserwatyzmu będzie otwarte, bez uprzedzeń i problemów związanych z seksualnością.