Narzekań na polską szkołę nie ma końca. Najczęściej krytyka dotyczy nauczycieli, programu nauczania lub zachowania uczniów. Tym razem pewna matka opisała, co spotkało ją ze strony rodziców kolegów i koleżanek jej syna – trzecioklasisty. To ważny głos, bo opresyjne zachowania ze strony tej grupy wcale nie należą do rzadkości.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Zastanówmy się. Jakiego rodzaju zachowania rodziców dzieci uczących się w tej samej klasie, co nasi synowie i córki, mogą nam przeszkadzać? Przychodzi mi do głowy nadmierne zaangażowanie w życie klasy oraz jego odwrotność – całkowita obojętność na szkolne sprawy dzieci. Myśląc o irytujących zachowaniach innych rodziców, nasuwa się na myśl ciągłe zasypywanie wiadomościami w komunikatorach, pisanie o każdej błahostce, ciągłe wymyślanie nowych atrakcji, ale też… nowych problemów.
Została "banitką"
Historia Moniki Auch-Szkody, mamy dziecka w spektrum autyzmu, jest trochę o tym, ale też o czymś więcej. O braku tolerancji, wiedzy i zrozumienia. O życiu w zaślepieniu. Typowej postawie: moje jest najlepsze, reszta ma się dostosować albo nie ma dla niej miejsca w moim świecie. A to wszystko ze świąteczną atmosferą dawania, miłosierdzia i miłości w tle. Przeczytajcie sami:
"Znowu jestem BANITKĄ", pisze na Facebooku Auch-Szkoda (pisownia cytatów oryginalna – przyp.red.). "Tym razem zostałam wyrzucona z grupy rodziców klasy 3a. Serio XD
A dlaczego? Bo jako mama dziecka w spektrum autyzmu sprzeciwiam się szkodliwym dla niego 'atrakcjom', które inni rodzice chcą zafundować dzieciom w trakcie zajęć dydaktycznych. Bo zawsze tak było. A dzieci muszą mieć ze szkoły dobre wspomnienia, a nie tylko naukę. Jakby nauka nie mogła być przyjemna".
Mikołajki w szkole podzieliły rodziców
Auch-Szkoda uważa, że klasowe mikołajki organizowane w klasie dziewięciolatków, nie mają sensu: "Nie dość, że większość nie utrzyma w tajemnicy kogo wylosowało, to jeszcze zakupy i tak spadają na rodziców. Dla mojego dziecka zasady są ważne. Utrzymanie tajemnicy, to ogromny stres. Prezenty-niespodzianki/ chińskie badziewie do 50 zł. to przepis na dramat. (Pomijam już katastrofę klimatyczną i promocję konsumpcjonizmu)".
Pani Monika zaproponowała więc na forum rodziców, żeby zamiast mikołajek, zorganizować np. warsztaty rękodzieła, zakup książek, wyjście do kina. Pomysł nie spotkał się z aprobatą pozostałych rodziców, ale na tym nie koniec.
Jak wyjaśnia autorka posta, jej dziecko nie jest ochrzczone i nie chodzi na religię, nie widzi więc powodu, żeby uczestniczyło w religijnych obrzędach w czasie lekcji. A w okresie świąt klasowa wigilia to zwyczaj uświęcony (nomen omen) latami tradycji. Dzieci innych wyznań lub ateiści mają dwie opcje do wyboru: albo się podporządkują i będą z resztą klasy świętować narodziny Jezusa Chrystusa, albo mogą tego dnia nie przychodzić do szkoły.
W przypadku dziecka Auch-Szkody zaproponowano to drugie rozwiązanie: "Oczywiście moje dziecko nie musi uczestniczyć w spotkaniu. Jak nam się nie podoba, nie musi przychodzić. I ogólnie jeśli potrzebuje specjalnego traktowania, to może powinniśmy zmienić jej szkole. Dlaczego wszyscy mają się dostosowywać do niego? (ach ta edukacja włączająca)".
Lepiej pozbyć się problemu, zamiast go zrozumieć
A skoro o tym mowa, wśród zachowań rodziców uczniów jest takie, które wywołuje we mnie największą złość. To sytuacja, w której domagają się oni usunięcia z klasy swojego dziecka ucznia z orzeczeniem o potrzebie kształcenia specjalnego. Uczniów z diagnozą zaburzeń ze spektrum autyzmu lub z ADHD najchętniej wymazałoby się z przestrzeni publicznej. Bo przeszkadzają. Bo bywają głośni. Bo miewają problemy z kontrolą emocji. Zdarza się, że są agresywni.
Głośna była historia z prywatnej szkoły podstawowej w Warszawie, w której rodzice nie zgodzili się na przyjęcie do klasy dzieci z diagnozą zaburzeń ze spektrum autyzmu. Bo przecież płacą, więc wymagają. Pikanterii dodaje fakt, że była to szkoła stworzona z myślą o wspieraniu uczniów w spektrum.
W takich sytuacjach, zamiast szukać rozwiązań i pomocy ludzi, którzy się na tym znają, rodzice piszą petycje do dyrektorów, kuratoriów, samego Pana Boga. A za tym wszystkim kryje się dramat tych uczniów, ale też przezywany w całkowitym odosobnieniu dramat ich rodziców, których rodzicielstwo jest dalekie od marzeń o rodzinnym życiu. Jest pasmem zmagań i kolejnych trudności, piętrzących się z każdej, nawet najmniej oczekiwanej, strony. Jedna taka petycja, jedno takie usunięcie z klasowej grupy rodziców, mogą być tym ostatnim ciosem, pod którym się złamią. A kto potrzebuje nadludzkiej siły, by wspierać swoje dzieci, jeśli właśnie nie oni?