Nauka religii w szkole i przedszkolu już od dłuższego czasu budzi wiele emocji. Rodzice coraz częściej deklarują, że ich dzieci nie będą uczestniczyły w zajęciach, nawet jeśli są wierzącymi i praktykującymi katolikami. Przeczytajcie list mamy, która jest oburzona przebiegiem lekcji religii w przedszkolu.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Moja córka uczęszcza na zajęcia z religii w przedszkolu – wiem, to dość kontrowersyjne. Nie jesteśmy rodziną chodzącą co niedzielę do kościoła, ale obchodzimy różne święta z nim związane, w naszej rodzinie ślub kościelny to normalna sprawa, tak samo jak pogrzeby i przyjmowanie księdza po kolędzie" – rozpoczyna swój list czytelniczka, mama dziewczynki.
"Kiedy w 5-latkach poinformowano, że dzieci będą miały religię, nawet mocno się nie zastanawiałam nad tym, czy córka powinna chodzić na te zajęcia. Odbywały się w środku dnia, więc nie miałam możliwości zabrania jej z przedszkola w tym czasie, a nauczycielki z zawstydzeniem przyznały, że nie mają szczególnych planów na czas zajęć dla dzieci, które nie uczestniczą w nich. Pomyślałam więc, że lepiej, żeby chodziła na religię, niż miałaby w tym czasie siedzieć w jakimś składziku dla sprzątaczek..."
Zajęcia były banalne
Kobieta opowiada, że rok temu religia nie stanowiła dla niej problemu: "W poprzednim roku zajęcia raczej były nieszkodliwe: dzieci malowały kolorowanki ze stajenką i koszyczkiem wielkanocnym, pani katechetka, która do nich przychodziła, uczyła je śpiewania piosenek religijnych dla dzieci i nie zdarzyło się, żebym spotkała się z jakąś nieprzyjemną sytuacją związaną z religią w przedszkolu.
W tym roku córka kontynuuje zajęcia z religii – tym razem są w czwartki o 15:00, więc wiedziałam, że czasem nie będzie w nich uczestniczyła, bo zdarza mi się ją odbierać chwilę po 15:00, jeśli akurat do tej godziny mam dyżur w pracy. Nie czułam jednak presji od strony wychowawczyni córki, że powinnam w takim razie wypisać dziecko z religii i wszystko zostało tak, jak w zeszłym roku".
"Szatan mnie zabierze"
"Po pierwszym tygodniu września zaczęłam jednak zastanawiać się, czy dobrze zrobiłam. Po miesiącu jestem już prawie pewna, że wypiszę córkę z tych zajęć. Najpierw bowiem okazało się, że dzieciom na zajęciach niezbędne w tym roku są książki – za które trzeba zapłacić prawie 50 zł. W świetle wszystkich wydatków, jakie mają rodzice przedszkolaków (a mam dwoje dzieci uczęszczających do tej placówki), kolejne 50 zł to wcale nie tak mało.
Teraz po ponad miesiącu chodzenia do przedszkola coraz bardziej odczuwam tę religijną edukację w domu. Córka płacze wieczorem, że boi się, że wszyscy umrzemy i nie pójdziemy do nieba. Albo, że za bycie niegrzeczną szatan ją zabierze. Ostatnio zadawała mi też dość trudne pytania o ukrzyżowanie, na które nie umiem i nie chcę jej odpowiadać.
Okazuje się, że to dla mnie zbyt wiele – to znaczy rozumiem, że to są elementy religii katolickiej i dzieci o nich się uczą na zajęciach, ale chyba powinno to być dostosowane do psychiki 6-latków, a tu tego zupełnie brakuje" – kończy swój list oburzona mama.