Pisanie matury spędza sen z powiek wielu uczniom szkół średnich do tego stopnia, że zaczynają kombinować, jak ułatwić sobie zdawanie egzaminu. Napisała do nas mama nastolatka, który poprosił ją o zaświadczenie lekarskie o chorobie przewlekłej, której chłopak nie ma. Okazuje się, że z takim zaświadczeniem można mieć wydłużony czas na napisanie matury.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
"Mój syn jest w 2. klasie szkoły średniej i za 2 lata czeka go pisanie matury. W jego klasie nauczyciele już zaczynają rozmawiać z uczniami o przygotowaniach, bo każdy jest zdania, że lepiej zacząć wcześniej i metodycznie 'odhaczać' kolejne zagadnienia, niż potem na ostatnią chwilę czytać repetytoria ze wszystkich potrzebnych przedmiotów" – zaczyna swój list mama licealisty.
"Między uczniami poniosła się plotka, że są możliwości, które pomagają uczniom nieco ułatwić sobie zdawanie egzaminu maturalnego. Kilka dni temu syn wrócił i zapytał mnie, czy moglibyśmy pójść do jakiegoś znajomego lekarza, który wystawiłby mu zaświadczenie lekarskie. Myślałam, że może chodzi o zaświadczenie związane z lekcjami WF-u, bo wiem, że dzieciaki kombinują z tym, żeby nie musieć ćwiczyć na zajęciach.
Okazało się jednak, że zaświadczenie ma dotyczyć jakiejś choroby przewlekłej – np. astmy. Nie muszę chyba mówić, że moje dziecko nie cierpi na tę chorobę. Zdezorientowana zapytałam, po co mu takie zaświadczenie. Okazało się, że w poprzednich latach uczniowie, mając taki dokument, mogli zdawać egzamin maturalny w wydłużonym czasie. Dzięki temu wielu osobom ułatwiło to zdanie. Byłam oburzona, że w ogóle mój syn wpadł na taki pomysł".
Uczymy kombinowania
Kobieta przyznaje, że była oburzona pomysłem syna: "Nie zgodziłam się oczywiście na to, uważam, że to gruba przesada i nie można kłamać, żeby mieć z tego jakieś korzyści. Nie zamierzam pozwalać na takie zachowanie u mojego syna. Uważam, że to naprawdę powinno być karane i nie rozumiem, dlaczego rodzice przyzwalają na to, żeby ich dziecko oszukiwało na tak ważnym egzaminie. I po co to wszystko? Rodzice uważają, że pomogą dziecku i ułatwią mu zdanie?
Przecież to uczy nastolatka kombinowania, które zostanie z nim zapewne na całe dorosłe życie. Czy nie lepiej – tak jak w przypadku mojego syna, który do matury jeszcze ma sporo czasu – skupić się na nauce i przyswajaniu wiedzy małymi kroczkami? Zamiast zdobywać nieprawdziwe zaświadczenie, postanowiłam syna zapisać na korepetycje z matematyki. Jeśli zacznie naukę teraz, to przez 2 lata spokojnie nauczy się wszystkiego, nawet jeśli nauczyciel w szkole będzie kiepski".
Rodzice ułatwiają dzieciom życie
"Teraz w internecie przeczytałam o tym, że zaświadczenia i dłuższy czas na maturze stara się ukrócić Komisja Egzaminacyjna, więc prawdopodobnie moje dziecko i tak nie miałoby z fałszywym zaświadczeniem dłuższego czasu na pisanie egzaminu. Za to zaczyna krążyć kolejna plotka, że rodzice próbują swoje prawie dorosłe dzieci diagnozować w poradniach psychologiczno-pedagogicznych.
Oczywiście nie wątpię, że wiele nastolatków faktycznie ma problemy, które wymagają pomocy specjalisty. Okazuje się jednak, że uczeń, który ma nauczanie indywidualne, również ma wydłużony czas, w którym może pisać maturę. Dla mnie to niebywałe, że rodzice sami pomagają dzieciom w takim oszustwie. Przecież to jest okropne i uczy młode pokolenie, że wszystko da się załatwić, jeśli się ma pieniądze i umie kombinować" – kończy swój list zasmucona mama nastolatka.