Mój syn miał w tym roku pisać maturę. Nie powiem, żeby był orłem w szkole, ale jego wyniki w nauce zawsze były satysfakcjonujące. Chodzi do dobrego, wymagającego liceum, więc siłą rzeczy nie dostawał co chwilę samych piątek. Zresztą wiadomo, jak jest: koledzy, pierwsza miłość, ciągle coś go od tych książek odciągało.
Mimo to uczył się dostatecznie, nie sprawiał większych problemów i oczywiste dla mnie było, że tak jak jego koledzy i koleżanki ze szkoły, podejdzie do matury. Normalnie o tym rozmawialiśmy, wiedziałam, z czego będzie zdawał egzaminy, widziałam, jak się do nich przygotowuje. Aż pewnego dnia przyszedł i powiedział, że on nie ma zamiaru podchodzić do matury. Bo ma inny plan na życie.
Stwierdził, że woli poświęcić czas na rozkręcenie własnego biznesu niż dosłownie "kisić się na studiach, które nie dadzą mu ani pieniędzy, ani perspektyw". Jednak zanim będzie "zarabiał pieniądze" i "budował swoją firmę", ma zamiar... przejechać się po Europie z plecakiem. Ręce mi opadły.
Próbowałam tłumaczyć mu, że nawet jeśli jego zdaniem matura to bzdura, to papier zawsze lepiej mieć niż nie mieć. Jednak on jest nieugięty i twardo broni swojego zdania. Nie pomogły ani spokojne rozmowy, ani zakazy czy awantury. Byłam nawet w jego szkole i prosiłam nauczycieli, żeby na niego wpłynęli, ale jak mówią, on już zupełnie sobie odpuścił temat szkoły: często opuszcza zajęcia, siedzi na lekcjach z przymusu. Jakby go to kompletnie już nie obchodziło.
Wstydzę się swojego dziecka
Jakby tego było mało, ciągle ktoś w pracy, z rodziny czy znajomych, dopytuje mnie o jego maturę. A czy się stresuje, a co będzie zdawał a czy ma plan na studia. Która uczelnia? Jaki kierunek? Te pytania nie mają końca. Moja mama z okazji zdanej matury szykuje mojemu synowi nawet większy prezent.
Już od jakiegoś czasu wiem, że mój syn nie ma zamiaru zdawać matury, a mimo to... jeszcze nikomu o tym nie powiedziałam. Kiedy ktoś zadaje mi pytania o maturę syna, odpowiadam tak, jakby nic szczególnego się nie działo. Tak, ma egzaminy, tak stresuje się, nie, w sumie to nie boi się matematyki. Wstydzę się przyznać, że mój syn nie będzie miał matury.
Sama kończyłam studia jako dorosła, a nawet dojrzała osoba: ledwo i zaocznie, kiedy mój syn miał 13 lat. Maturę może i zrobiłam od razu po szkole, ale ze studiami musiałam poczekać, bo nie było mnie na nie zwyczajnie stać. Poszłam do byle jakiej pracy, poznałam późniejszego męża, urodziłam dziecko. Na studia nie miałam czasu i zawsze czułam się przez to gorsza. Było mi za siebie wstyd, tak jak dzisiaj jest mi wstyd za niego.
Tego biznesu mojego syna w ogóle nie biorę na poważnie. Do tej pory postrzegałam go jako odpowiedzialnego i bystrego nastolatka, zresztą to nie jest tylko moja opinia. Ale to, co wymyślił z tą maturą, jest po prostu głupie i bezmyślne. Jestem pewna, że będzie tego żałował w przyszłości i nie wiem, jak go przed tym ochronić. W końcu jest dorosły.
On ma szansę, której ja nie miałam. Może iść na państwowe studia na prestiżową uczelnię i całkowicie poświęcić się edukacji. Ja uczyłam się do kolokwiów między pracą a gotowaniem rodzinie obiadu. Skończyłam byle jaką uczelnię, którą sama dziś postrzegam jako pewnego rodzaju fabrykę dyplomów. Nie tego dla niego chcę.
Można zrozumieć obawy autorki listu: chce dla swojego dziecka jak najlepiej, a w jej pojęciu tylko studia dadzą perspektywy i dobrą pracę. Jednak faktycznie jej syn jest już dorosły i może decydować za siebie. Matura też przecież nie jest obowiązkowa.
Zamiast płakać nad rozlanym mlekiem, lepiej jest zaakceptować decyzję syna. Autorka listu może spróbować go namówić, by w przyszłym roku podszedł do egzaminów. Przez ten czas jego podejście i potrzeby też mogą się zmienić.
W chodzeniu własnymi ścieżkami poza utartymi schematami nie ma nic złego. Pytanie brzmi tylko, czy syn naprawdę ma na siebie jakiś pomysł i głęboko w niego wierzy, czy mówi tak, żeby uniknąć wysiłku, który jest potrzebny w podejście do egzaminów.
Czytaj także: https://mamadu.pl/158672,matury-2023-latwiejsze-niz-planowano-ale-wciaz-zbyt-trudne