Wdrukowaną mamy w siebie narrację, że posiadanie dziecka jest gwarantem spełnienia w życiu i szczęśliwości u jego kresu. Niełatwo jest wyjść z tej uogólnionej strefy komfortu, kiedy ktoś nas wybija z niej (jakże buńczucznym!) stwierdzeniem, że jest szczęśliwy mimo braku dzieci.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Za to my, proszę pani, nie lubimy bezdzietnych z wyboru. Rzucacie nam w twarz ten swój, alternatywny dla uświęconego od wieków, styl życia i coraz głośniej mówicie o tym bez wstydu. Poruszacie skrzętnie ukryte przed światem przelotne myśli: a co by było, gdybym nie miała dzieci? Czy żyłoby mi się lepiej? Czy byłabym szczęśliwsza, czy byłbym radośniejszy? Czy moglibyśmy więcej?
Nie lubię cię, bo nie chcesz mieć dzieci
Wspomniany artykuł wywołał pewne zamieszanie wśród komentujących go na Facebooku NaTemat. Bo jakże to tak? Naukowcy zapytali 70-latków z dziećmi i bez, jak oceniają swoją satysfakcję z życia i okazało się, że ci z nich, którzy nie mieli dzieci, wcale nie są smutni i przepełnieni żalem.
Wprost przeciwnie, ta grupa oceniała swoją satysfakcję z życia wyżej niż ich równolatkowie, którzy są rodzicami. Nieznacznie wyżej, ale jednak. A przecież mieli żałować na starość, że nie mają dzieci! Przecież na tym opiera się cała nasza wyuczona i od pokoleń powtarzana narracja. Prawda objawiona o sensie życia. No jakże to tak?
Tak, nie lubimy bezdzietnych z wyboru. Możemy współczuć tym, którzy nie mają dzieci, bo tak potoczyło im się życie. Nie mieli partnera (choć chcieli – podkreślmy, bo to kluczowe dla ewentualnego obdarzenia ich współczuciem) albo nie pozwoliło im na to zdrowie. Ale nie mieć dziecka, bo nie chce się być rodzicem?
Zapłaczesz jeszcze nad swoim życiem
"Jestem bezdzietna z wyboru. Niczego nie żałuję i gdybym miała wybierać jeszcze raz, czy chcę mieć dzieci, wybór byłby taki sam" – napisała jedna z komentujących artykuł kobiet. Nie, to nie jest w porządku. To już jest egoizm w skrajnej postaci. Z taką kobietą musi być coś nie tak, co czym prędzej zechciał jej uświadomić – a jakże! – mężczyzna:
"Naprawdę z wyboru? Czyli całe życie szukałaś łatwego i wygodnego życia... Na starość mocno to odczujesz i być może wtedy gorzko zapłaczesz nad swoim życiem…” – eksplikował, a właściwie mensplikował, oburzony wyborem kobiety internauta.
Zauważcie, proszę, argumentację, tę kliszę nad klisze, ten żal odczuwany z defaultu przez każdą bezdzietną kobietę u schyłku życia. Zabrakło tylko wzmianki o szklance wody, której nikt jej wtedy nie poda.
Inny internauta, tym razem podejrzewam kobietę (co znamienne – z nickiem wskazującym na dzielony z małżonkiem profil), uderza w inny czuły punkt:
"Więc pozbawiłaś się największej miłości. Nikt nigdy nie będzie Cię kochał tu, w świecie widzialnym, tak, jak dziecko. Bo dla każdego dziecka mama jest całym światem. Dla każdego, małego i większego... Nawet dla tych, którzy zbłądzili i wylądowali w pierdlu. Nawet przestępcy w więzieniach tatuują sobie serca i napis mamy na swoich ciałach".
Czytam to i zastanawiam się, kim tak naprawdę kieruje najczystszy w formie egoizm: panią, która przyznała publicznie, że nie chce mieć dzieci, czy tą, która je ma, bo dzięki temu jest dla kogoś całym światem?
"Więc nie masz celu w życiu. Nie masz dla kogo żyć. To smutne raczej" – martwi się inny internauta. Ten komentarz też zasługuje na wzmiankę. Nie masz dziecka? Nie masz dla kogo żyć. A jeśli ona chce żyć dla siebie? A nie, tak nie wolno! I nieważne, że to bardzo niezdrowe, jeśli dziecko jest celem w życiu. Niezdrowe nie tylko dla rodzica, ale także dla tego dziecka. Dorosłe dzieci rodziców, dla których były celem życia, płacą teraz grube pieniądze swoim terapeutom, żeby ci uwolnili ich od poczucia winy i toksycznej więzi z takim rodzicem.
Wolni od dzieci
W 2022 roku w Polsce urodziło się najmniej dzieci od zakończenia II wojny światowej. Tendencja spadkowa utrzymuje się od lat i hurraoptymizmem byłoby spodziewanie się odwrócenia – czy nawet spowolnienia – tego trendu. O przyczynach, dlaczego coraz mniej Polek decyduje się na dziecko, dyskutuje się od dawna.
Czy jest to szeroko komentowane "dawanie w szyję" wskazane przez Jarosława Kaczyńskiego, czy polityka antyaborcyjna państwa, czy też emancypacja kobiet lub nawet nadreprezentatywność mężczyzn w dużych miastach (na 100 mężczyzn przypada średnio 125 kobiet, we Wrocławiu 140), nie to jest tu najistotniejsze.
W przytoczonej wyżej dyskusji na pierwszy plan wysuwa się nasza uwspólniona cecha narodowa: nie lubimy, kiedy ktoś wybiera inaczej niż my. Odmawiamy mu do tego prawa. Czy nam się to jednak podoba, czy nie, ludzi bezdzietnych z wyboru przybywa. I będzie ich coraz więcej.
I na tym nie koniec, bo sami zainteresowani coraz częściej protestują przeciwko nazywaniu ich bezdzietnymi. Gros ludzi, którzy świadomie nie zdecydowali się na posiadanie potomstwa, wybiera określenie "wolni od dzieci" (z ang. childfree). Nie jest to być może najbardziej fortunny termin, bo, jak zauważa felietonistka "The Guardian", Rhiannon Lucy Cosslett, "w beztroski i przykry sposób sugeruje, że rodzice w jakiś sposób potrzebują 'wyzwolenia'", ale też zdejmuje z osoby nieposiadającej dziecka stygmat człowieka, któremu czegoś brakuje – a słowo "bezdzietny" niesie takie właśnie konotacje.
"Rodzicielstwo nie jest obowiązkiem, tylko możliwością, i jak wszystkie możliwości – jest efektem wyboru. W każdym razie powinno być efektem świadomego wyboru" – napisał ktoś pod wspomnianym wcześniej artykułem. A ktoś inny dodał: "Niech każdy żyje najlepiej, jak umie. Nie sztuka powołać do życia dzieci, sztuka je kochać, wychować na dobrych ludzi, nawiązać z nimi głęboką i trwałą relację. Jeśli ktoś nie czuje wewnętrznego przekonania do posiadania dzieci, to jest bardzo odpowiedzialna i dojrzała decyzja, żeby jednak się o nie nie starać, nie krzywdzić swojego dziecka obojętnością czy nawet niechęcią".
I z tą radością, że nie wszystkim nam brakuje otwartości i przyzwolenia na wybory odmienne od naszych, stawiam kropkę. Choć pewnie okaże się wielokropkiem.