
Jestem przed trzydziestką, mieszkam w dużym mieście, mam stałą pracę i żadnych zobowiązań. Chodzę do kina i na koncerty, mam niewielkie oszczędności, czasem szarpnę się na kawę z sieciówki. Spotykam się z przyjaciółmi i podróżuję, a zegar biologiczny tyka coraz głośniej. Nie udaję, że go nie słyszę, wręcz przeciwnie, słyszę bardzo dobrze. Po prostu nic sobie z tego tykania nie robię. Nie chcę mieć dziecka – nie dzisiaj, nie jutro, nie w tym kraju.