Wytykają mnie palcami, bo nie chcę mieć dziecka. Mam powód, którego większość nie zrozumie
Redakcja MamaDu
30 maja 2018, 15:15·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 30 maja 2018, 15:15
Jestem przed trzydziestką, mieszkam w dużym mieście, mam stałą pracę i żadnych zobowiązań. Chodzę do kina i na koncerty, mam niewielkie oszczędności, czasem szarpnę się na kawę z sieciówki. Spotykam się z przyjaciółmi i podróżuję, a zegar biologiczny tyka coraz głośniej. Nie udaję, że go nie słyszę, wręcz przeciwnie, słyszę bardzo dobrze. Po prostu nic sobie z tego tykania nie robię. Nie chcę mieć dziecka – nie dzisiaj, nie jutro, nie w tym kraju.
Reklama.
Takich jak ja jest więcej, kobiet i mężczyzn. Niektórzy milczą, a na pytania rodziców czy dziadków o wnuki i prawnuki machają ręką, uśmiechają się albo szybko ucinają rozmowę. Są tacy, którzy szukają wymówek, a nawet kłamią, byle tylko nie powiedzieć wprost tego jednego zdania, które może wywołać burzę, a nawet przyprawić o atak serca. "Nie chcę mieć dziecka" nie przejdzie im przez gardło.
Nigdy nie czułam tego instynktu, o którym mówią moje koleżanki-matki. Nie wszystkie, rzecz jasna. Część z nich planowała dzieci już od czasów nastoletnich, inne wpadły, jeszcze inne uległy presji posiadania dzieci i stworzenia "normalnej" rodziny. Nie czuję się od nich gorsza, one nie czują się lepsze. Są matkami, ale to ich nie definiuje. Mają inne obowiązki niż ja, inne wydatki, inaczej spędzają czas wolny, ale nie próbują mi pokazać, że coś tracę, że czegoś mi brakuje. Czerpiemy od siebie wzajemnie i szanujemy swoje wybory.
Nie chcę rodzić dziecka i skazywać go na życie w takim świecie, w takim kraju. Szczerze podziwiam tych, którzy się na to decydują. Ja nie chcę próbować, bo wiem, że nie dałabym rady, że nie byłabym szczęśliwa. Chciałabym, żeby moje dziecko żyło w kraju, w którym szanuje się obywateli i obywatelki. W którym kobiety nie muszą walczyć o swoje prawa, o prawo do decydowania o własnym ciele. Chciałabym, żeby moje dziecko dorastało w świeckim państwie, w którym nie czułoby się gorsze, bo nie chodzi na religię i nie przystępuje do pierwszej komunii. Nie chciałabym, żeby oglądało zdjęcia martwych płodów w drodze do przedszkola. Nie chciałabym, żeby bało się manifestowania poglądów. Żeby zmagało się z tym, z czym ja się zmagam. Sytuacja społeczo-polityczna w naszym kraju to jednak tylko jeden z wielu powodów, dlaczego ja i tysiące innych młodych ludzi nie chcemy mieć dzieci.
Wiem, że partia rządząca może się zmienić. Ale strach o dziecko odczuwa każdy rodzic, niezależnie od okoliczności. Strach przed chorobą. Strach przed katarem, przed przeziębieniem, przed grypą i powikłaniami. Strach przed wadami wrodzonymi, strach przed nieuleczalnymi chorobami, które skazałyby moje dziecko na cierpienie. Dziecko i mnie. Dla czterech tysięcy "trumienkowego" nie będę ryzykować. Nie boję się ciąży, rozstępów, porodu. To dopiero początek. Nie chcę dziecka przez to, co jest później – odpowiedzialność, która wiąże się z rodzicielstwem. Przez ten strach, który nigdy nie znika.
Słyszę, że jestem egoistką, że mi się odmieni, że kiedyś "to" poczuje. Że dziecko to skarb i największe szczęście, że kobieta musi być matką. Nie mówię, że nie. Może kiedyś "to" poczuję. Może będzie za późno, żebym mogła urodzić. Może nie będę mogła. Godzę się z tym i jestem szczęśliwa z decyzją, którą podjęłam.
Nie chcę być rodzicem, ale podziwiam każdego, kto świadomie decyduje się na dziecko i wychowuje je najlepiej, jak potrafi. To rodzaj supermocy, której nie posiadam. Na szczęście mam inne.