Chłopiec miał 4 lata, kiedy zmarł z powodu agresywnego nowotworu – guza na pniu mózgu. Teraz jego mama, Nadia, w mediach przyznaje, że wiedziała, że jej syna dopadła jakaś groźna choroba, a lekarze lekceważyli jej uwagi. Dopiero gdy chłopiec trafił na pogotowie, lekarze ze Szpitala Uniwersyteckiego Królowej Elżbiety w Glasgow zlecili rezonans.
Reklama.
Podobają Ci się moje artykuły? Możesz zostawić napiwek
Teraz możesz docenić pracę dziennikarzy i dziennikarek. Cała kwota trafi do nich. Wraz z napiwkiem możesz przekazać też krótką wiadomość.
Mały Rayhan Majid cierpiał na długotrwałe bóle głowy i miewał problemy ze słuchem i koordynacją ruchową. Jego mama uważała, że nie są to normalne objawy chorobowe.
Zanim u 4-latka zdiagnozowano groźnego raka mózgu, obawy jego mamy zlekceważyło kilku lekarzy, co sprawiło, że diagnozowanie dziecka przedłużyło się.
Z powodu rozległych przerzutów agresywnego raka mały Rayhan zmarł po dzielnej walce z chorobą.
Mały Rayhan zmarł na rdzeniaka
Nadia Majid wspomina, że jej syn skarżył się na bóle głowy od jakiegoś czasu, więc kobieta razem z mężem zabrała go do kilku różnych lekarzy, by ci odnaleźli przyczynę problemu. Mały Rayhan skarżył się nie tylko na ból głowy, dziecko miało też słabą odporność i wciąż na coś chorowało. Czterech różnych lekarzy zlekceważyło obawy matki chłopca, ale gdy dolegliwości nie minęły, kobieta zawiozła dziecko na pogotowie w Szpitalu Uniwersyteckim Królowej Elżbiety w Glasgow.
Tam wykonano dziecku m.in. rezonans magnetyczny, po którym okazało się, że chłopiec w pniu mózgu ma sporego już guza – był to rdzeniak 3. stopnia, niezwykle agresywny nowotwór. Lekarze na wynikach badań zobaczyli, że guz miał już 3x4 cm wielkości.
Mama chłopca przeczuwała coś złego
W rozmowie z independent.co.uk, Nadia, która pochodzi z Airdrie w North Lanarkshire (Szkocja), powiedziała, wspominając synka: "Rayhan był zdrowym i aktywnym chłopcem, który grał w piłkę nożną, uprawiał taekwondo i pływał. Nigdy nie chorował, ale w październiku 2017 roku, kiedy miał cztery lata, pewnej nocy obudził się z płaczem. Kiedy do niego poszłam, nie był całkiem świadomy. Chwycił się za głowę i mówił, że jest gorąco, ale nie mogłem nawiązać kontaktu wzrokowego ani go dobudzić. Po tej sytuacji kilkukrotnie budził się w nocy z bólami głowy, a rano okazywało się, że jest chory. Najczęściej też wymiotował, choć bardzo często samą żółcią".
Kobieta opowiedziała, że te sytuacje nie wydały jej się standardowymi objawami choroby i w jej głowie zapaliło się mnóstwo czerwonych lampek, więc postanowiła zdiagnozować syna u kilku lekarzy.
Lekarze zignorowali zmartwienia mamy
Nadia przyznaje w dalszej rozmowie, że żaden z lekarzy nie pomógł jej dziecku. W badaniach neurologicznych nic nie wyszło, lekarze na wizytach rozmawiali z nim i śmiali się, a dziecko nadal dopadały silne bóle głowy. Kolejnym sygnałem dla jego mamy było to, że dziecko, oglądając telewizję, podkręcało głośność na maksimum, tłumacząc to tym, że nie słyszy bajki. Później problemem dla niego było nawet proste przejście przez drzwi w domu, bo wciąż się chwiał i nigdy nie szedł prosto.
"Byliśmy przekonani, że coś jest z nim nie tak, ale nie chcieliśmy wracać do lekarzy pierwszego kontaktu, którzy nas zbywali. W końcu zdecydowaliśmy się zabrać go na oddział ratunkowy szpitala Queen Elizabeth University Hospital w Glasgow" – powiedziała Nadia. Po diagnozie dziecko przeszło operację usunięcia części guza, następnie poddano 6-tygodniowej radioterapii, a na koniec 4-miesięcznej chemioterapii.
Guz dał przerzuty w ciele chłopca
Niestety w międzyczasie okazało się, że rak dał przerzuty. Matka chłopca, która ma jeszcze 5-letnią córeczkę i 14-letniego syna, opowiedziała, jak Rayhan przechodził dalszą walkę z chorobą: "Po operacji u Rayhana rozwinął się mutyzm móżdżkowy i nie mógł mówić ani chodzić. Przeszedł od pełnego życia chłopca, który był pełen energii i śmiechu, do bycia cichym i niezdolnym do ruchu. Z jego miny mogliśmy wywnioskować, że cierpi, ale nie mógł nam powiedzieć, co mu dokucza najmocniej".
Pomimo ukończenia radioterapii i pierwszej rundy chemioterapii, Rayhan zmarł 7 kwietnia 2018 roku w ramionach swojej mamy Nadii i taty Sarfraza. Teraz jego rodzice podjęli wyzwanie wykonywania 10 tysięcy kroków każdego dnia, żeby zebrać pieniądze na badania nad guzem mózgu.
Nadia we wspomnianej rozmowie na koniec powiedziała: "Zarejestrowałam się w lutowym wyzwaniu wraz z moimi siostrami, kuzynami i przyjaciółmi, ponieważ kampania ma tak duży oddźwięk – chodzenie zawsze będzie dla mnie bardzo symboliczne, ponieważ jest tak powiązane z moimi wspomnieniami o Rayhanie".