Po raz pierwszy została mamą w wieku 16 lat, rok później urodziła drugie dziecko, 2,5 roku temu została mamą po raz trzeci, z nowym partnerem ma syna, tylko chłopiec jest przy mamie. Historia tej rodziny jest trudna. "Moja mama miała kuratora. Mając 15 lat, trafiłam do domu dziecka, na rok, potem mama nas odzyskała" - mówiła w programie.
Po wyjściu z domu dziecka kobieta poznała o 10 lat starszego partnera i szybko zaszła w ciążę, rok później w kolejną. Para ma dwie córki, jak zaznacza bohaterka reportażu, w tym czasie pomagała jej matka. Jednak z czasem kobieta odeszła od przemocowego partnera.
"Wiem, że popełniłam błąd, zostawiając mu dzieci, ale uznałam, że tak będzie lepiej, bo on ma mieszkanie, więc zajmie się nimi do momentu, aż mi uda się zorganizować jakiś lokal. Zostawiłam dzieci na dwa tygodnie. Wtedy urzędnicy z PCPR nakazali byłemu partnerowi, by je przyprowadził. Jak się o tym dowiedziałam, to przyjechałam od razu i pytałam, co muszę zrobić, żeby je odzyskać. Od razu usłyszałam, że ja tych dzieci nie odzyskam" - wspomina.
Po odebraniu dzieci, młoda matka się załamała, przyznaje, że wpadła w złe towarzystwo. W tym czasie usłyszała wyroki za kradzież, bójkę i próbę zajęcia pustostanu. To one przyczyniły się w konsekwencji do odebrania kobiecie praw rodzicielskich. Dziewczynki trafiły najpierw do pieczy zastępczej, a następnie do adopcji. Pani Nikola jest załamana, bo wie, że popełniła w życiu wiele błędów, ale podkreśla, że dzieci nigdy nie były zaniedbane czy głodne.
22-latka dodaje, że starsza córka ma wadę serca, wymagała częstych konsultacji medycznych. "Żaden z lekarzy nigdy nie wskazał, że dzieci są zaniedbane czy brudne" - zauważa.
Pracownicy Ośrodka Pomocy Społecznej twierdzą, że próbowali pomóc kobiecie zapanować nad skomplikowaną sytuacją. Miały zostać jej zaproponowane wsparcie psychologa, pedagoga specjalnego i asystenta rodziny. Ta pomoc dedykowana miała być do obojga rodziców. Jak mówi 22-latka, w tym czasie faktycznie mieszkała u ojca dzieci, ale nie byli już w związku.
Terapia dla par jej zdaniem była więc bezzasadna. "Od razu zaznaczyłam na terapii, że nie żyję z partnerem i nie chcę z nim żyć" - słyszymy w reportażu.
Już po ucieczce od przemocowego partnera kobieta dostała propozycję zamieszkania z dziećmi w domu samotnej matki. Jak mówią pracownicy MOPS - odrzuciła tę możliwość. Pani Nikola utrzymuje, że na jej wyraźną prośbę Powiatowe Centrum Pomocy Rodzinie zaproponowało jej spotkania z psychologiem i kursy zawodowe. Te działania miały jej pomóc w odzyskaniu dzieci.
Dziennikarze "Uwagi!" dowiedzieli się od pracownicy centrum, że kobieta na spotkanie zgłosiła się tylko raz. Inną wersję wydarzeń przedstawia pani Nikola. Kobieta twierdzi, że zjawiała się tam wielokrotnie, zawsze w towarzystwie matki i za każdym razem podpisywała listę obecności. Mama bohaterki reportażu potwierdza jej wersję.
Do rozprawy przygotowano analizę psychologiczną 22-latki. Wynika z niej jednoznacznie, że jest silnie emocjonalnie związana z dziećmi, bardzo chce je wychowywać i dąży do kontaktu z córkami. Jak dowiadujemy się z materiału, w opinii zapisano także, że kobieta chce znaleźć pracę, mieszkanie. Po stronie minusów zapisano biedę (brak zasobów finansowych trudności lokalowe), a także negatywne wzorce społeczne.
"Tracę już nadzieję. Do listopada 2020 roku miałam kontakt z dziećmi, kiedy urzędnicy zerwali nam go z dnia na dzień. Starałam się wszelkimi siłami, aby spełnić warunki i odzyskać dzieci. Po moich licznych próbach kontaktu, pani, u której mieszkały moje córki, stwierdziła, że oddała dzieci do adopcji" - wyznała w reportażu 22-latka.
"Przesłanki do odebrania władzy rodzicielskiej określone są w prawie bardzo radykalnie. Muszą być związane z bardzo rażącymi problemami w możliwości sprawowania opieki nad dzieckiem" – powiedziała dr hab. Krystyna Faliszek, socjolog z Uniwersytetu Śląskiego.
"Badania naukowe w tej sprawie wykazują, że pracownicy socjalni nie są wolni od uprzedzeń i skłonności do stygmatyzowania klientów. Myślę, że w tym przypadku tak było. Jeśli rodzina korzysta z pomocy społecznej już kolejne pokolenie, to jest tendencja, żeby traktować ich jako patologię, z którą nie warto pracować. A jest całkowicie odwrotnie" - dodała ekspertka TVN-u.
Pani Nikola podkreśla, że ogromnie brakuje jej córek. Najbardziej boli ją to, że dziś nie ma pojęcia, co się z nimi dzieje. "Wiem, że zrobiłam źle, ale karę już poniosłam. Największą karą jest to, że nie widzę własnych dzieci" - kończy.
Źródło: Uwaga! TVN