mamDu_avatar

A gdy przyjdzie zima, szkoły po prostu zamkną. Rząd przygotowuje się na brak ogrzewania w placówkach

Marta Lewandowska

26 lipca 2022, 10:36 · 3 minuty czytania
Do opiniowania właśnie trafił projekt rozporządzenia MEiN o organizacji i prowadzeniu na odległość zajęć w placówkach szkolnych i przedszkolnych w sytuacji, gdy niemożliwa okaże się praca tradycyjnej szkoły. Chciałoby się rzec, że lepiej późno niż wcale, jednak to, co czytamy w rozporządzeniu, wcale nie napawa optymizmem. Zwłaszcza jeśli spojrzymy nieco szerzej na sytuację w kraju.


A gdy przyjdzie zima, szkoły po prostu zamkną. Rząd przygotowuje się na brak ogrzewania w placówkach

Marta Lewandowska
26 lipca 2022, 10:36 • 1 minuta czytania
Do opiniowania właśnie trafił projekt rozporządzenia MEiN o organizacji i prowadzeniu na odległość zajęć w placówkach szkolnych i przedszkolnych w sytuacji, gdy niemożliwa okaże się praca tradycyjnej szkoły. Chciałoby się rzec, że lepiej późno niż wcale, jednak to, co czytamy w rozporządzeniu, wcale nie napawa optymizmem. Zwłaszcza jeśli spojrzymy nieco szerzej na sytuację w kraju.
Szkoła to nie tylko miejsce do nauki, to też ciepły obiad na stołówce i ciepła sala na zimę. Fot. Piotr Molecki/East News
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej

Brak usystematyzowania, jeśli chodzi o nauczanie zdalne w Polsce, najmocniej odczuliśmy w marcu 2020 roku. Z dnia na dzień nasze dzieci dowiedziały się, że teraz będą uczyć się na odległość.


Jak na XXI wiek przystało, mieli się kontaktować z nauczycielami za pośrednictwem internetu. Tyle że polska szkoła utknęła gdzieś w wieku XIX, a w wielu domach w kraju nie ma do dziś internetu ani komputera.

Prawo do edukacji to przywilej?

De facto wiele dzieci na trzy ostatnie miesiące roku szkolnego zostały odcięte od dostępu do edukacji, którą, przypominam, gwarantuje im Konstytucja. Tak się złożyło, że mimo iż mieszkamy na wsi, internet w domu mamy. Moi synowie zakończyli więc jeden zerówkę, a drugi trzecią klasę szkoły podstawowej, kolorując obrazki nadesłane przez nauczycieli. 

Przy kolejnych zamknięciach było już nieco lepiej, bo lekcje odbywały się za pośrednictwem Teams.  Jednak prawda jest taka, że nie wszystkie dzieci uczestniczyły w zajęciach, bo nie każdy mógł dzieciom zapewnić dostęp do sprzętu i łącza. 

Trochę było laptopów z funduszy władz lokalnych do wypożyczenia, ale po pierwsze była to kropla w morzu potrzeb, a po drugie, wbrew temu co głosi władza - internet z komórki wcale nie jest taki łatwo dostępny. Radiówka jest słaba i zawodna.

Po niezliczonych rozmowach z nauczycielami mogę dodać jeszcze, że oni uczyli się sami, jak to wszystko ogarnąć, bo zanim poszli na jakiekolwiek szkolenia z obsługi Teams czy innych platform, to już kończył się kolejny semestr. I tak zmarnowaliśmy co najmniej półtora roku. Efekty tego edukacyjnego survivalu widzieliśmy potem w wynikach egzaminów ósmych klas, czy matur. To nie działało.

W końcu MEiN  postanowiło zrobić z tym porządek i... zrzucić odpowiedzialność na dyrektorów placówek, czyli postąpić dokładnie tak jak zawsze. Tyle że teraz będą mieć na to przepis. 

Bezpieczeństwo ponad wszystko 

Autorzy projektu bardzo ładnie piszą, że jego powstanie wynika "z potrzeby uregulowania szczegółowych warunków organizowania i prowadzenia dla uczniów ww. zajęć w sytuacji, gdy nie jest możliwe prowadzenia zajęć w tradycyjny sposób na terenie jednostki systemu oświaty z powodu zawieszenia zajęć ze względu na wystąpienie na danym terenie zagrożenia bezpieczeństwa uczniów".

Brzmi to jak najbardziej logicznie, tyle że jak poczytamy, w jakich sytuacjach dyrektor placówki jest zobowiązany do organizacji nauczania na odległość, to można się lekko zaniepokoić. Otóż mamy tam wymienione organizację i przebieg imprez masowych o charakterze ogólnopolskim i międzynarodowym czy zagrożenie epidemiologiczne.

I to by było jak najbardziej oczywiste, wszak eksperci mówią, że już przez Polskę przetacza się "niewidzialna fala" COVID-19. Jednak czytamy także o nieodpowiedniej temperaturze na zewnątrz lub w pomieszczeniach, mogącej zagrażać zdrowiu uczniów i innych nieprzewidzianych zdarzeniach. 

Temperatura dziś szczególnie przyciąga moją uwagę. Minister Sportu kilka dni temu zapewniał, że w polskich szkołach tej zimy będzie ciepło, o co zadbają politycy. Snuliśmy nawet rozważania, czy w sytuacji, kiedy rodzicom zabraknie środków na ogrzanie domu, uczeń będzie mógł zostać w szkole, aby się ogrzać.

Ciepła może zabraknąć

Wbrew zapewnieniom polityków, po spotkaniu z premierem Mateuszem Morawieckim szef śląsko-dąbrowskiej Solidarności Dominik Kolorz powiedział dziennikarzom, że Polacy powinni modlić się o łagodną zimę. Zdaniem Kolorza ustalenia z porozumienia między górnikami a rządem nie są realizowane.

Przyznał, że węgla nie ma dość i nie będzie. Choć przed spotkaniem zaznaczał, że liczy na męską rozmowę i że "skończy się bleblanie", to już po rozmowie z premierem takim optymistą nie był.

- Nie ma dość węgla na zimę, Śląsk go nie dostarczy i ciepła zabraknie, nie tylko w Warszawie - powiedziała mi anonimowa jedna z osób zatrudnionych w EC Siekierki, która dostarcza ogrzewanie mieszkańcom stolicy. 

To niepozorne rozporządzenie, które ma zapewnić naszym dzieciom dostęp do edukacji w wyniku losowych wydarzeń, jak kolejna fala pandemii czy inne zdarzenia, może mieć więc drugie dno. Nie można wykluczyć, ze MEiN szykuje się do zimy gorszej niż poprzednie, kiedy w szkołach kurek z ciepłem zostanie zakręcony.

Dla wielu dzieci czas zdalnej nauki był nie tylko okresem bez dostępu do edukacji, ale też do jedynego ciepłego posiłku, jaki jadły, gdy szkoły były otwarte. Dziś może się okazać, że pozbawione zostaną też możliwości ogrzania się, gdy przyjdzie mróz, bo ceny opału i brak surowca nie napawają chyba nikogo optymizmem.

Czytaj także: https://mamadu.pl/164644,brak-bielizny-mydla-klamstwa-w-karcie-cala-prawda-o-koloniach