Diagnoza córki okazała się gwoździem do trumny. Dziś już wiem, że sama nie dam rady tego dźwigać
List czytelniczki
13 lipca 2022, 15:53·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 13 lipca 2022, 15:53
Anna poznała męża w szkole średniej. Są razem już bardzo długo, zawsze wiedziała, że to z nim chce założyć rodzinę. Dziś mają dwie córeczki, dom na przedmieściu, tylko męża nigdy nie ma. "Tomek pracuje w dużej korporacji, często wyjeżdża, wcale nierzadko znika na całe miesiące. Z dziewczynkami jestem ciągle sama - zaczyna.
Reklama.
Reklama.
Jakiś czas temu kobieta zauważyła, że jedna z córeczek reaguje mocno na hałas, znacznie gorzej zachowuje się po wizycie w sklepie wielkopowierzchniowym. "Dużo czytałam o takich zachowaniach, postanowiłam zrobić diagnozę integracji sensorycznej. To był strzał w dziesiątkę, ale dopiero pierwszy z wielu. Nie na wszystkie byłam gotowa" - przyznaje.
Jesteśmy same
Anna na co dzień nie może liczyć nie tylko na pomoc męża, ale też reszty rodziny. "Wszyscy moi bliscy zostali na Pomorzu, nas za pracą przygoniło do centralnej Polski. Nie spodziewałam się, że po latach mieszkania tutaj poczuję się tak bardzo samotna. Bo ja ciągle jestem sama. Wszyscy mają w okolicy bliskich, moje koleżanki mają na miejscu męża, matki albo teściowe" - wylicza.
Każdego dnia działa jak na autopilocie. Wstaje, szykuje się do pracy, odwozi dzieci do przedszkola, wracając z biura, jedzie po dziewczynki, z nimi na zakupy, potem do domu. Tam czeka na nią pranie, gotowanie, sprzątanie, we wtorki jeszcze terapia córeczki.
"Czuję, jak coraz bardziej mnie to wszystko gniecie. Męża nie widziałam już prawie 5 tygodni. Zaczynam cierpieć z powodu fizycznego zmęczenia. Psychiczne już od dawna daje się we znaki. Nie pamiętam już, kiedy zamknęłam drzwi od łazienki. Nie bywam sama. Bywam sfrustrowana. Nie radzę sobie" - przyznaje.
Diagnoza nie jest łatwa
Terapeutka SI zwróciła Annie uwagę na pewne trudności córki, które nie leżą w jej kompetencji. "Zasugerowała, że małą powinien zobaczyć psycholog. Wiem, że ma racje. Od dawna czułam, że coś jest nie tak. Intuicja mnie nie zawiodła. Ta kobieta już w drzwiach wiedziała, z czym przychodzimy. Ja i moje córeczki, jedna na rękach, druga wczepiona w spódnicę. Jak zawsze" - wspomina.
"Czasem myślę, że wyglądam z nimi, jak obraz nędzy i rozpaczy. Czasem to wiem. Bywa, że kiedy Ada zaczyna piszczeć, czuję, jak ludzie na mnie patrzą. W kolejce, w przychodni, oceniają mnie. Zawsze to robią. Córka ma autyzm. Przed nami długa droga. Codziennie otwieram oczy i liczę, ile jeszcze dni będę musiała dźwigać to wszystko sama" - czytamy.
Mąż kobiety robi, co może, ale dzielący ich w tej chwili ocean nie jest sprzymierzeńcem. "Dzwoni kilka razy dziennie, mimo że u niego jest noc. Jeszcze dwa tygodnie, potem urlop, ale ja już wiem, że będzie musiał znów lecieć i wpadam w panikę. Bo znów wszystko będzie na mojej głowie" - kończy Anna.
To nie są łatwe momenty
Diagnoza dziecka jest bardzo obciążająca dla całej rodziny. Zmęczenie fizyczne i psychiczne daje o sobie znać. W przypadku Anny nie ma momentu wytchnienia, nie ma chwili dla siebie, to nie pomaga. Chciałoby się powiedzieć, żeby coś zrobiła. Ale tu "coś" nic nie znaczy. Bo w wyjątkowo trudnych momentach życia człowiek potrzebuje konkretów.
Warto zastanowić się, czy czasem nie można odebrać dzieci chwilę później z przedszkola, albo poszukać opiekunki na doraźną pomoc. Może zostawić dzieci u przyjaciół, choć na chwilę, albo poprosić kogoś z bliskich mieszkających na północy kraju, żeby odciążyli Annę, choć na kilka dni.
W trudnych momentach, kiedy wszystko się wali, zmartwienia i zmęczenie się kumulują - trudno pomagać komukolwiek. Najpierw trzeba zatroszczyć się o siebie i pomóc sobie. Jeśli nie będziesz miała siły wstać, to nikogo nie dasz rady podnieść.
Może mąż jest w stanie porozmawiać z szefostwem, ze względu na trudną sytuację rodzinną zostać na miejscu nieco dłużej. A może warto rozważyć przeprowadzkę w rodzinne strony, aby Anna nie zostawała ze wszystkim sama na długie tygodnie.