Wiele mówi się o umiejętności dbania o siebie w natłoku codziennych spraw. Koncepcja work-life balance idzie w parze z relaksem, samorozwojem, sukcesami zawodowymi i udanym życiem rodzinnym, wszystko pięknie uporządkowane dla twojego zdrowia psychicznego. Ale gdy jesteś mamą, może się okazać, że ta piękna teoria pęka niczym mydlana bańka. Wielu rodziców po pojawieniu się noworodka dosłownie próbuje przetrwać, porządkując swoje życie na nowo. Znalezienie balansu przy absolutnie nieprzewidywalnych dzieciach graniczy z cudem, ale pewnego dnia dojrzewasz do tego, by wprowadzić jakiś mały rytuał tylko dla siebie.
Mamo, długo jeszcze...
Jest piątek wieczór, bierzesz książkę, lampkę ulubionego napoju,
napuszczasz wody do wanny, puszczasz relaksująca muzykę... i gdy chcesz zatopić się w pierwszym rozdziale, słyszysz łomot, potem wrzask... bierzesz wdech... ignorujesz... za chwilę pukanie... wyłania się mąż i mówi, że nic się nie stało, ale czy nie wiesz przypadkiem, gdzie trzymacie plastry... no przypadkiem wiesz... liczysz do dziesięciu w myślach, instruujesz i w końcu zaczynasz czytać... Po pół strony słyszysz kolejne pukanie... mamo, siku... no jakżeby inaczej... seria pytań, jak już skończysz to, czy zrobisz naleśniki... nie mija 5 minut, a ty słyszysz, że ktoś stoi pod drzwiami...mamo, wszystko ok? Bo już bardzo długo tam siedzisz i się martwię...