Minął tydzień, a ja już chcę uciec. Wakacje w domu teściów to był fatalny pomysł. Nie róbcie tego
List czytelniczki
01 lipca 2022, 12:49·3 minuty czytania
Publikacja artykułu: 01 lipca 2022, 12:49
Wakacje dla wielu rodziców są wyzwaniem, bo co zrobić z dziećmi, kiedy oboje pracujecie, a na lato w mieście nie ma co liczyć? W takiej sytuacji, jak wielu innych rodziców, znalazła się Ewelina. Mama bliźniaków, już wkrótce uczniów drugiej klasy szkoły podstawowej. Z pomocą przyszli teściowie. Mija pierwszy tydzień wakacji, a Ewelina pisze: "Nigdy więcej!".
Reklama.
Reklama.
Miało być łatwiej
Rodzice chłopców pracują zdalnie. Na co dzień, kiedy dzieci są w szkole, całość funkcjonuje bardzo płynnie. W wakacje, kiedy chłopcy przez większość czasu mają być w domu, Ewelina i jej mąż byli przerażeni, jak poradzą sobie z opieką nad dziećmi i pracą na małej przestrzeni.
"Mamy 50-metrowe mieszkanie, nie muszę chyba nikomu tłumaczyć, że ciężko tu o ciszę i spokój, kiedy dzieci się nudzą. Teściowie zaproponowali, żebyśmy na te dwa miesiące przenieśli się do nich. Mają duży dom na wsi. Brzmiało to bardzo dobrze. Dziadek zabierze chłopców na spacer i ryby, w ogrodzie rozstawi basen i trampolinę. My będziemy pracować na górze, nikt sobie nie będzie przeszkadzał" - zaczyna opowieść Ewelina.
W tym utopijnym obrazku teściowa powiedziała, że z wielką przyjemnością będzie gotować dla wnuków, a także syna i synowej. "Mamy bardzo dobre relacje, chłopcy uwielbiają dziadków i widujemy się często. Przyjechaliśmy od razu w weekend po rozdaniu świadectw. Żałowałam już w poniedziałek" - czytamy.
Ewelina wyraża obawę, że rodzinne relacje ucierpią na wspólnym lecie i już zastanawiają się z mężem, jak to odkręcić.
Upał, nie upał, obiad ma być
"Może maratonu bym nie przebiegła, ale jesteśmy bardzo aktywną rodziną. Dużo jeździmy na rowerach, chodzimy po górach, mąż chodzi na siłownię, chłopcy na karate i piłkę, ja na jogę i zumbę... Przestrzegamy kilku dietetycznych zasad, nie jemy na co dzień słodyczy, pijemy tylko wodę. A nade wszystko wybieramy świeże produkty sezonowe i ograniczamy mięso" - pisze kobieta.
Teściowa Eweliny nie uznaje takich półśrodków, jak chłodnik czy sałatka na obiad. "Musi być na ciepło i konkretnie. Rosół, kotlety i duszona marchewka, oczywiście na gorąco, i wielkie porcje. Dzieci spocone jak świnki płaczą nad talerzami, ale babcia nie odpuszcza. Mąż próbował z nią rozmawiać, ale ona od razu zaczyna płakać, że robi wszystko źle - trochę strach na nią spojrzeć" - kobieta przyznaje, że emocjonalne podejście teściowej do jedzenia ją zaskakuje.
"Oczywiście lody wjeżdżają już rano, są i po śniadaniu, i po obiedzie, i zamiast owoców na podwieczorek. Przypominam, że na bazarach i w sklepach jest mnóstwo czereśni i truskawek, ale zdaniem teściowej to nie jest jedzenie. Zasugerowałam, że może choć co drugi dzień ja będę przygotowywać nieco lżejszy posiłek dla wszystkich, w końcu mamy lato i mnóstwo świeżych pyszności, ale skończyło się jak zawsze - płaczem" - czytamy.
I jeszcze pada na pysk
Teściowa Eweliny, zdaniem mamy bliźniaków, ciągle wszystkim nadskakuje. "Wyręcza dzieci, do nas przychodzi co chwila pytać, czy nic nam nie potrzeba, choć prosiliśmy, żeby tego nie robiła. A potem sapie i jęczy, bo jej gorąco, bo się męczy. Rozumiem ją, ma nadwagę, chore serce, ta pogoda jej nie sprzyja, ale nie odpuszcza, tylko potem się skarży" - kwituje autorka listu.
"Myślę, że to nie był najlepszy pomysł, nie wytrzymamy razem całego lata. Kiedy pytam, teściowie zapewniają, że wszystko jest ok, ale widzę przecież. Źle to wszystko wychodzi. Męczymy się i my, i oni. Musimy coś z mężem wymyślić i uciekać, bo to się skończy źle. Nigdy więcej wspólnych wakacji z teściami, nigdy. I wam też odradzam" - kończy swój list kobieta.
Razem, a jednak osobno
Wiele rodzin, jak ta Eweliny, jest w podobnej sytuacji. Dziadkowie chcą pomóc młodym rodzicom, wszystkim dogodzić, ale dwa miesiące to nie weekend, kiedy można zacisnąć zęby. Decydując się na takie przedsięwzięcie, trzeba jasno i klarownie ustalić wcześniej zasady. Czasem pójść na pewne kompromisy.
Co do diety dzieci, zawsze decydujący głos mają rodzice i tu trzeba powiedzieć wprost, kiedy i co wolno jeść dzieciom. Nie może być tak, że babcia czy dziadek dają słodycze po kryjomu. To uczy dzieci kłamstwa, omijania zasad i braku szacunku do rodzicielskich decyzji, już pomijając fakt, że w głowie dzieci babcia jest "cacy", a rodzice "be", bo zabraniają.
Tak samo jasno trzeba ustawić inne granice. W tej sytuacji nagły wyjazd raczej nie zostawi po sobie dobrego klimatu w rodzinie. Podobnie, jak udawanie, że nic się nie dzieje. Ewelino, rozmowa to twój jedyny ratunek i szansa, żeby uratować relacje z teściami.