Jakiś czas temu napisałam tekst o tym, że zabawa w błocie to genialne zajęcie dla kilkulatka. Spokojnie pochłania go nawet na dwie godziny, co mi osobiście pozwala zająć się pracą, kiedy młodzieniec jest w domu. Inne redakcyjne mamy poparły tę tezę. Szczególnie że zabawa w wodzie i piachu ma doskonały wpływ na rozwój integracji sensorycznej u dziecka.
W komentarzach pisałyście, że większość z was mieszka jednak w blokach i nie macie podwórka z piaskownicą, żeby zagwarantować dziecku taką rozrywkę. Wiem, o czym mówicie, pierwszych 7 lat mojego rodzicielstwa spędziłam w małym mieszkaniu. Wtedy też piłam kawę, zwykle ciepłą.
Równie ekscytujące (i brudzące) zabawy jak kuchnia błotna można zafundować dziecku w domu. W deszczowe dni rozkładaliśmy na podłodze folię malarską i wielkie połacie papieru, do tego farby do malowania rączkami i dziecko w samej bieliźnie. Chyba nie muszę mówić, co się działo? W każdym razie warto zwrócić tu uwagę na skład farb - im bardziej naturalny - tym lepiej.
Alternatywnie wkładamy dziecko do dużego kartonu, np. po zmywarce czy piekarniku z paczką flamastrów albo kredy. Niech się dzieje wola nieba. ;)
Inną, bardzo lubianą przez moje dzieci zabawą było pisanie palcem na blaszce z piekarnika, na którą wyciskaliśmy piankę do golenia. Kiedy najstarszy był mały, wsadzałam go z tym majdanem do wanny i kawę piłam w łazience - coś za coś. Najważniejsze, że dziecko było zadowolone.
Kolejna zabawa, tyle że na sucho, która świetnie się sprawdzała, to pudło i 10 kg ryżu. Podpowiedziała nam ją terapeutka integracji sensorycznej. Kupiliśmy pudełko jak na zabawki i wypełniliśmy je ryżem. Do tego wrzuca się małe zabawki, np. autka, figurki i dziecko ma za zadanie je wyciągnąć. Ten ryz działał na chłopców tak kojąco, że potrafili cali wchodzić do pudła, chłodne ziarenka świetnie masują także opuchnięte stopy - polecam!
Owszem, każda z tych zabaw wiąże się z koniecznością sprzątania po, ale radość dziecka jest tego warta. Ewentualnie zawsze można wziąć dużą butelkę wody na osiedlowy plac zabaw. Robiliśmy tak, dzieciaki zawsze miały mnóstwo zabawy - nie tylko moje.
Przeglądając Wasze propozycje, trafiłam na kilka naprawdę fajnych pomysłów, o których nie pomyślałam albo zapomniałam. "Najlepsze zajęcie dla mojej małej, to reklamówka jednorazowa z czymś w środku, może być to nawet kapeć. 30 min zabawy, żeby się dostać do środka. Ważne, żeby szeleściła i była kolorowa" - napisała Monika.
Wtóruje jej użytkowniczka Syla, która podpowiada, że jej synek najlepiej się bawi koszykiem z ziemniakami albo cebulą. Zgadzam się w zupełności, jeden z moich synów, kiedy raczkował, notorycznie siedział pod stołem i bawił się ziemniakami, kiedy gotowałam obiad. Zapewniam, był bezpieczny i zadowolony - to była jego własna inwencja.
Świetnie sprawdza się też zabawa z garnkiem i drewnianą łyżką, surowy ziemniak w środku, mieszanie potrafi być super zajęciem. Piszecie, że doskonale sprawdza się też rozsypanie czegoś na dywanie, żeby dziecko zebrało, jak groch czy fasola, albo dajecie zadanie narysowania mamy w czasie relaksu. Chytre - przyznaję.
Oczywiście w całym tym zamieszaniu kawa jest najmniej ważna, bo tę zawsze można wlać do termokubka. Ona staje się tu bardziej symbolem wytchnienia rodzica przy jednoczesnej dobrej i pożytecznej zabawie dziecka. Zabawy sensoryczne są wskazane przez specjalistów, jeśli dziecko nie lubi się brudzić, moczyć, warto przyjrzeć się jego reakcjom na inne bodźce i rozważyć konsultację u specjalisty od integracji sensorycznej.
Jednak "nie dam mu błota, bo się pobrudzi" to nie jest argument. Jeśli stawiamy porządek w domu ponad rozwój dziecka i jego swobodną zabawę, to nie do końca jest ok. Używając tego argumentu owszem, masz mniej pracy, ale jesteś juz tylko o krok od powiedzenia dziecku na placu zabaw "nie dotykaj piasku". Lepsze brudzenie, niż siedzenie przed telewizorem.