mamDu_avatar

"Nie dotykaj piasku, bo się pobrudzisz!". Ludzie, po co wy chodzicie z dziećmi na plac zabaw?

Marta Lewandowska

06 maja 2022, 13:56 · 4 minuty czytania
Bycie rodzicem to niekończące się badanie socjologiczne. Siłą rzeczy człowiek bywa w miejscach, które jedni kochają, a inni ich szczerze nienawidzą. Na czele tych lokacji znajdują się place zabaw. Dla jednych to miejsce, gdzie można bezkarnie usiąść w pełnym słońcu z książką i tylko co jakiś czas sprawdzać, czy wnętrzności dziecka są na miejscu. Dla innych - obowiązkowe small talki z innymi rodzicami. Jest jeszcze trzecia grupa - rodzice, którzy patrzą z niedowierzaniem, co tam się odbywa.


"Nie dotykaj piasku, bo się pobrudzisz!". Ludzie, po co wy chodzicie z dziećmi na plac zabaw?

Marta Lewandowska
06 maja 2022, 13:56 • 1 minuta czytania
Bycie rodzicem to niekończące się badanie socjologiczne. Siłą rzeczy człowiek bywa w miejscach, które jedni kochają, a inni ich szczerze nienawidzą. Na czele tych lokacji znajdują się place zabaw. Dla jednych to miejsce, gdzie można bezkarnie usiąść w pełnym słońcu z książką i tylko co jakiś czas sprawdzać, czy wnętrzności dziecka są na miejscu. Dla innych - obowiązkowe small talki z innymi rodzicami. Jest jeszcze trzecia grupa - rodzice, którzy patrzą z niedowierzaniem, co tam się odbywa.
Dziecko na placu zabaw ma siedzieć na ławce i zabawiać mamę lub babcię rozmową. Fot. Unsplash
Więcej ciekawych artykułów znajdziesz na stronie głównej
  • Wiosną częściej chodzimy na place zabaw, to niesamowite pole do prowadzania badań socjologicznych.
  • Rodzice i dziadkowie wybierają się tam, bo nie chcą biegać za dzieckiem, ale zapominają, że maluch musi się wyszaleć.
  • Daj mu się pobrudzić, daj mu się bawić, inaczej wyprawa na plac nie ma żadnego sensu. To jak chodzenie do cukierni, żeby obejrzeć wystawę.

Plac zabaw to niezwykły mikroklimat

Piszę to nie bez powodu - majówka była piękna i mój osobisty Młodzieniec coraz częściej upomina się o wizyty na kolejnych placach. Na jednym jest trampolina, na innym wysokie drabinki, a kolejny ma wielką zjeżdżalnię. W miarę możliwości staramy się zaspokajać jego potrzebę socjalizacji i alpinistyczne zapędy. Bywamy więc to tu, to tam.

Na tych placach w zasadzie nie ma wizyty, która nie skończyłaby się pytaniem "po co ludzie tam idą z dziećmi?". Młodzieniec ma nieco ponad cztery lata i jest dzieckiem, które potrzebuje dużo ruchu, jak to się kiedyś mówiło - żywe srebro. Zanim nauczył się chodzić, wspinał się na oparcie kanapy, kiedy wsiada na rower, zakładam buty do biegania i wiem, że tego dnia nogi będą "zrobione". 

Pójście z nim na plac zabaw to podziwianie, jak wspina się, skacze, zjeżdża. Rzadko wymaga wsparcia, choć to się zdarza, najczęściej siedzę i mam go na oku. Młodzieniec biega, więc koszulka z krótkim rękawem jest wystarczającym pancerzem, kiedy na dworze jest blisko 20 stopni. 

Najczęściej jest najbardziej "rozgogolony". Przestały mnie już dziwić dzieci, którym pot wycieka spod czapeczek albo wsiąka w pikowane kurtki. Wiadomo, w kwestii ubierania dzieci szkoły są dwie: hartowanie i gotowanie na parze. Ta druga niestety wciąż przeważa. Jednak to, że ludzie nie dają się na tych placach bawić dzieciom, sprawia, że sama zaczynam się gotować.

Kreda jest dla mamy

Wysiadają z auta kobieta i trójka dzieci, wszystkie w podobnym wieku, zakładam, że nie wszystkie są jej. Zwłaszcza kiedy dwójce pozwala rozpiąć kurtki - jednemu nie. Dzieciaki ruszają do zabawy, słońce przypieka. Kobieta kieruje się prosto na większy kawałek betonu, rozkłada kredę, wyciąga telefon i zaczyna rysować. Tuż przed moimi oczyma kreska po kresce przerysowuje z telefonu bohaterów bajki.

- Mama ma kredę! - krzyczy jedno z dzieci, cała trójka biegnie radośnie w jej stronę. - Ale proszę iść się bawić, nie deptać mi tutaj - odpowiada przedszkolakom z marsową miną. Dzieci robią ostrożne kroki wokół wesołej świnki, która, przyznaję, wyszła świetnie. Ale dzieci są jakieś mniej wesołe.

 Młodzian bawi się chwilę z rówieśnikami, jednak po chwili traci zainteresowanie, kiedy odchodzimy, chłopiec płacze, bo nie dostał lizaka, dziewczynki siedzą na karuzeli, a mama kończy cieniowanie na obrazku. - Ty byś mi dała rysować? - pyta znienacka mój syn. - Pewnie - odpowiadam bez wahania. - Szkoda, że oni nie mogli - dodaje smutno.

I tak sobie myślę, że szkoda, że 4-latek rozumie, jak cennym towarem dla przedszkolaka jest ta kreda, a ta kobieta niekoniecznie. Czasem złościmy się wszyscy, że dzieci rozwalają budowle z klocków, które pieczołowicie budowaliśmy, albo zamazują obrazek, o który prosiły. Tylko czy nie jest ważniejsza ich radość przy tym? Czy lekcja, że jak zniszczysz, to już nie będzie, nie przydałaby im się w życiu?

Jestem pewna, że byłaby cenniejsza, niż podziwianie ze smutną miną tego malowidła z bezpiecznej odległości. Na tych placach często oczekuje się od dzieci, że będą poważne i rozsądne, zupełnie, jakby samo bycie obok piaskownicy znaczyło tyle samo, co robienie babek.

Piasku nie dotykaj i raczej się nie baw

Plac z wysoką zjeżdżalnią wyzwala w Młodzieńcu dziką miłość do grawitacji. On kocha zjeżdżać twarzą w dół. Nie wiem, ile par spodni tak podarł, ile koszulek nie dało się już doprać. Wychodzę z założenia, że te ubrania są dla niego, więc, zamiast z nich wyrosnąć, lepiej, jak zniszczy je, poznając świat. Syn bardzo chętnie korzysta z tego przywileju.

Na plac wbiega całym sobą, od razu wie, czego chce, a przy tym zachowuje niezwykłą ostrożność względem innych dzieci. Te od razu wyłapują go wzrokiem, dziewczynka w różowej kurtce chce dołączyć do zabawy. Babcia ją strofuje. - Nie możesz kłaść się na piasku, bo się pobrudzisz. Mama cię nie pozna i nie wpuści nas do domu. 

Mała jeszcze kilka razy próbuje, ale babcia jest nieugięta. Młodzieniec bierze dziewczynkę za rękę i mówi - Chodz, pokręcimy się. Dziewczynka się uśmiecha i biegną razem, babcia za nimi - Wolniej, wolniej - pokrzykuje. Ale tych dwoje śmieje się tak głośno, że chyba nie słyszą. 

Babcia daje za wygraną, choć przyznaje, że córce się to nie spodoba, a ona sama lubi przychodzić na plac z wnuczką, kiedy nie ma innych dzieci, bo wtedy nie ma się z kim bawić i jest grzeczniejsza. Trochę mnie zatyka, ale z szoku wybija mnie rozmowa taty z córką. Ona dość okrąglutka, on wysportowany - jedzą lody. Mała mówi, że zaraz pójdzie się bawić z dziećmi.

- Nie pójdziesz, zaraz mama przyjedzie po ciebie, bo ja idę biegać - odpowiada ojciec. Znów zderzam się z rzeczywistością. Po co przyszli na ten plac? Trudno stwierdzić...

Plac zabaw to trening SI

Rodzice, dziadkowie przychodzą czasem na plac zabaw trochę z rozpędu. To wydaje się być łatwiejszym wyjściem, niż ganianie za trzy-, czterolatkiem, który pędzi przed siebie na rowerze, ale to też coś im zawsze nie pasuje. Grafik napięty, piach brudny, drabinka za wysoka...

Dziecko na placu zabaw ma lekcję wychowania fizycznego, bo wspina się, skacze, ćwiczy huśtanie, biega. Ma darmowe zajęcia SI, bo dotyka różnych faktur, rozwija koordynację ruchową, ćwiczy równowagę. Naprawdę te brudne rączki czy podarte spodnie są niewielkim kosztem. 

Dziecko na placu zabaw powinno dobrze się bawić, to dla niego tam idziemy, nie dla siebie. Czasem warto zmienić się z rodzica helikoptera w tego leniwego (tak, jest taki styl rodzicielstwa!). Zaplanować wyjście tak, żebyśmy aż tak bardzo nie musieli spieszyć się z powrotem na umówione spotkanie, własny trening czy gdziekolwiek. 

Niech to dziecko się pobawi na swoich zasadach. Z pewnością umie więcej niż sądzisz, tylko musisz mu pozwolić samemu się sprawdzić i uwierzyć we własne możliwości. Obiecuję, że to zaowocuje. Nawet jeśli zniszczy przy okazji twój rysunek. 

Czytaj także: https://mamadu.pl/160272,dzieki-tym-sposobom-skonczysz-z-nadopiekunczoscia-wystarcza-te-trzy-kroki