"Mam dwoje dzieci, z których jedno to córeczka, ma 5 lat i jest ciekawym świata przedszkolakiem. Młodszy jest synek, który lada dzień skończy 2 lata. To równie żywiołowe dziecko, które jest bardzo rezolutne, wie, czego chce i ciekawi go wszystko, co się dzieje dookoła niego. Jestem mamą, która nie posiada prawa jazdy, a że mieszkamy w niewielkim mieście, to wszędzie raczej poruszamy się pieszo" - rozpoczyna swój list Małgorzata. Kobieta jest mamą dwójki małych dzieci i przyznaje, że najczęściej na co dzień porusza się z dziećmi na piechotę.
"Starsza córeczka jest więc przyzwyczajona, że chodzimy na dłuższe spacery, plac zabaw czy na zakupy piechotą. Mała dosyć wcześnie zrezygnowała z wózka, ale ja miałam pod opieką tylko ją, więc mogłam pozwolić sobie na bieganie za 2-latką, która samodzielnie przemierzała świat na nóżkach. Teraz przy młodszym synku jest trochę trudniej, z wielu powodów.
Gdy wybieram się z nimi na spacer, do przedszkola odprowadzić córkę czy na zakupy, zazwyczaj muszę brać wózek, bo nie byłabym w stanie dwójki małych dzieci ogarnąć na raz. Wydaje mi się niemożliwe chodzenie z 5-latką za rękę na ruchliwej ulicy i dodatkowo ganianie za 2-latkiem, który nie zawsze chce grzecznie iść za rękę z mamą. Czasem też bywa tak, że gdzieś się spieszę, wkładam więc synka do spacerówki, żeby było łatwiej i szybciej" - przyznaje w dalszej części listu mama chłopca i dziewczynki.
Małgosia wie, że ćwiczenie u dziecka samodzielności także poprzez spacery o własnych siłach są dla 2-latka bardzo istotne. Kobieta jednak ma także do ogarnięcia wiele spraw, opiekuje się dwójką dzieci na raz, więc czasami wózek jej pomaga, by maluch nie uciekał jej na środku zatłoczonej ulicy.
"Mały do tego jest dużym dzieckiem, wyglądem raczej przypomina 3-latka, chociaż tak naprawdę dopiero lada dzień skończy 2 lata. Nie wyobrażam sobie, że musiałabym go nieść do domu na rękach przez całe miasto, gdy straci siły i nie będzie w stanie dalej iść ze spaceru. Waży tyle, że czasem mam problem, by wciąż go na ręce, gdy wyjmuję go z wanienki po kąpaniu. Nie ma nadwagi, nasza pediatra bardzo tego pilnuje, ale jest po prostu duży. W sumie nie ma co się dziwić, bo obydwoje z mężem raczej należymy do wysokich i postawnych osób, więc i nasze dzieci są spore" - pisze w dalszej części listu Małgosia..
Kobieta mówi wprost, że komentarze obcych na temat jej dziecka w wózku, potrafią ją zirytować: "Irytuje mnie strasznie, gdy sąsiadki, starsze panie w parku czy na placu zabaw, a nawet ostatnio inna mama w przedszkolu, ze zdziwieniem mnie pytają: 'Taki duży chłopczyk i nadal jeździ w wózku?!'. A no jeździ. Bo co z tego, że wygląda na dużego, skoro tak naprawdę jest maluszkiem?
Nie staram się traktować go jak jeszcze młodszego, niż jest, ale znam swoje dziecko i wiem, jakie są jego możliwości. I wiem, że gdy muszę iść po córkę do przedszkola, to nie ma szans, by syn przeszedł na nóżkach prawie 1 km (w tę i z powrotem), szczególnie jeśli spieszymy się, by po przedszkolu iść jeszcze na zajęcia logopedyczne córki.
Ja rozumiem, że trzeba pozwalać dzieciom samodzielnie odkrywać świat, uczyć je samodzielności i puszczanie na spacery o własnych siłach to jedno z takich ćwiczeń. I kiedy faktycznie możemy sobie na to pozwolić, to robimy to. Ale nie zawsze jest taka możliwość" - apeluje młoda mama. Zwraca uwagę na to, że zanim zaczniemy komentować i wtrącać się w metody wychowawcze rodziców, pomyślmy o tym, czego nie wiemy i nie widzimy.
"Zanim więc kolejny raz pomyślicie o tym, że ta matka jest nadopiekuńcza i rozpieszcza dziecko jeżdżeniem w wózku albo jest wygodna, bo wozi 3-latka do przedszkola w wózku, zatrzymajcie się. I zastanówcie, czy być może dziecko jeździ w wózku z jakiegoś powodu. Może jest młodsze, niż na to wygląda, może dostało zalecenia od lekarza, żeby nie biegało (np. podczas rekonwalescencji po zapaleniu płuc, żeby nie nadwyrężać układu oddechowego) albo po prostu jego mama z jakiegoś powodu tego wózka potrzebuje.
Tak jest w przypadku mojego synka i nie zamierzam się każdej napotkanej życzliwej osobie tłumaczyć, że on nie ma jeszcze 2 lat i nie da rady przejść takich długich dystansów, jakie musimy pokonać..." - kończy swój list rozżalona mama, która uważa, że zanim wypowie się jakiś komentarz o cudzym dziecku, warto się wstrzymać, bo nie wiemy, z jakich powodów jego rodzice robią tak, a nie inaczej.
To prawda, że wiele zależy od perspektywy, jeśli chodzi o problemy rodzicielskie i wytykanie sobie jakichś błędów w opiece nad dziećmi. Uwielbiamy zwracać uwagę na to, że ktoś rozpieszcza dziecko, że chucha i dmucha na niego, by tylko nie złapało przeziębienia. A nie wiemy, z jakich powodów rodzice tak się zachowują.
Rozumiemy, że są zachowania, którymi krzywdzimy dzieci i wtedy warto przestrzegać rodziców np. przed przegrzewaniem dzieci. Ale sytuacje w życiu są różne i czasem widok mamy z kilkuletnim dzieckiem w wózku da się racjonalnie wytłumaczyć, bez kąśliwych uwag o tym, że ktoś jest nadopiekuńczy i nie daję dziecku ćwiczyć samodzielności.
Czytaj także: https://mamadu.pl/159331,wychowujemy-przyszlych-doroslych-pozwol-dziecku-na-samodzielnosc