Nie jestem zwyciężczynią w konkursie na matkę roku, często zdarza mi się tracić cierpliwość, złościć się, gdy potrzebujemy np. szybko wyjść z domu, a moje dzieci mają na popołudnie zupełnie inne plany niż ja.
Wiem też, jak moja złość i krzyk źle wpływają na dzieci i całe otoczenie. Dlatego, zamiast robić kolejną awanturę, potrzebuję czasem pobyć 10 minut sama – w szafie, garderobie czy łazience.
Idę i zamykam za sobą drzwi na klucz - także wtedy, gdy czuję, że mam już na sobie zbyt wiele, emocje i uczucia mnie przytłaczają, a ja jestem przebodźcowana po całym dniu.
Nie zamykam się w łazience czy sypialni, żeby załatwić potrzeby fizjologiczne czy rozwiesić mokre pranie. Zamykam drzwi, zamykam oczy i świadomie liczę oddechy. Zdarza mi się płakać. Czasem chowam się też wtedy, gdy to dzieci są płaczliwe, marudne czy po raz kolejny toczą wojnę o jedyną ulubioną książkę.
Każda mama potrzebuje w swoim domu takiego bezpiecznego miejsca, gdzie może się ukryć. W którym może zamknąć oczy, pobyć sama ze swoimi myślami, zjeść kilka kostek czekolady bez ciągnących ją rączek i cienkiego głosu: "Mamo, ja też chcę czekoladkę".
To miejsce, gdzie mogę mieć chwilę ciszy i spokoju, zebrać myśli i się wypłakać. To pomaga mi być lepszą mamą. Gdy czuję, że wszystko mnie przerasta, chowam się i po 10 minutach znów mogę być pełną miłości i zrozumienia mamą, która nie krzyczy i ma cierpliwość do kolejnych wybryków dwóch urwisów.
Potrzebuję tego raz na jakiś czas i nie zamierzam udawać, że jest inaczej. Bo przecież jesteśmy tylko ludźmi, każdy ma jakieś granice i potrzebę resetu, gdy jest przemęczony. A takie ukrywanie się przed dziećmi nie zdarza mi się codziennie, raczej to praktyka „raz na jakiś czas”.
Zawsze, gdy jest awantura, kłótnie rodzeństwa czy napady złości i płaczu, staram się nie wchodzić za bardzo w relację i reakcje moich dzieci. Raczej jestem z boku, pilnuję, by nikomu nie stała się krzywda.
Gdy wrzeszczą i się złoszczą, czekam, aż im nerwy trochę odpuszczą i wtedy zaczynam spokojną rozmowę o uczuciach i emocjach. Ale mam poczucie, że w momencie kulminacji, dzieci muszą nauczyć sobie samodzielnie radzić ze swoimi emocjami (choć oczywiście z wcześniejszą moją pomocą) – ja także to robię, uciekając do garderoby czy łazienki.
To moja chwila na wyciszenie, złapanie kilku oddechów. Jeśli ty także masz takie przyzwyczajenie, nie powinnaś mieć wyrzutów sumienia, że dzieci wrzeszczą, a ty uciekasz do szafy. To moment, w którym jeszcze nasze matczyne emocje nie są dodatkowo potrzebne.
Lepiej wyjść, odsapnąć i wrócić spokojniejszą, by móc pomóc w rozwiązaniu konfliktu. „Najpierw zaopiekuj się sobą, a dopiero potem innymi” – mówią psychologowie w związku z pomocą Ukrainie w ostatnim czasie. I tu jest analogiczna sytuacja – najpierw zadbaj o swój spokój, żeby móc go później dać własnym dzieciom.
Do moich emocji dochodzi też często przebodźcowanie. Wtedy nie jestem w stanie dłużej znieść płaczu, krzyków czy kolejnej grającej zabawki. Często, dopiero gdy zostajemy rodzicami, zauważamy, jak wiele zewnętrznych czynników, które się kumulują, sprawia, że jesteśmy wykończeni.
A gdy jesteśmy bez sił, nie możemy sformułować myśli, wkładamy pilota od tv do lodówki czy brudne skarpetki do toalety. A to dopiero początek, bo kolejnym etapem tego przemęczenia jest frustracja. Żeby tego uniknąć, czasem łatwiej zamknąć się na 5 minut w garderobie. Matki, wam też polecam taki reset.
Zadbajcie tylko wcześniej o bezpieczeństwo dzieci, żeby np. w tym czasie były pod opieką kogoś innego lub spokojnie bawiły się w swoim pokoju czy oglądały na kanapie bajkę.
Czytaj także: https://mamadu.pl/156623,jestes-wazna-znajdz-dla-siebie-chwile-i-odpocznij-od-bycia-mama