Ich dzieci nie słyszą od urodzenia. Szkoła zakazuje im używania jedynego języka, który znają
Redakcja MamaDu
19 maja 2021, 15:14·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 19 maja 2021, 15:14
Każde dziecko w Polsce ma prawo dostępu do edukacji, jest to zapisane w Konstytucji. Jednak w praktyce bywa z tym różnie. Przekonali się o tym Justyna i Łukasz Michaliszynowie, którzy są rodzicami trójki głuchych dzieci. O zmaganiach rodzin z systemem, jako pierwszy napisał Tygodnik Powszechny.
Reklama.
Szkoła, w której znaczną część uczniów stanowią głucho-nieme dzieci zatrudnia nauczycieli, którzy nie komunikują się w jedynym znanym im języku.
Nauczyciele naciskają na dzieci, które nie rozumieją ich poleceń, aby odpowiadały i zabraniają im używać jedynego znanego im języka PJM.
Zgodnie z przepisami, nauczyciel nie może tłumaczyć dziecku poleceń z egzaminów na język migowy, większość dzieci nie ma więc szansy zdać matury.
Głusi od urodzenia
Justyna, jej dzieci i rodzice są osobami niesłyszącymi, mąż kobiety jest słabosłyszący. Dzieci pary chodzą do tej samej szkoły, którą ukończyła ich mama i dziadek, jednak mimo iż jest to placówka dla dzieci niedosłyszących i niesłyszących, to próżno w niej szukać zrozumienia dla ich niepełnosprawności.
Dzieci od urodzenia posługują się Polskim Językiem Migowym, w skrócie PJM. Różni on się od języka polskiego, którym posługuje się większość z nas. Jednak należałoby sądzić, że skoro cała społeczność osób niesłyszących porozumiewa się nim swobodnie, to w szkołach, gdzie uczą się dzieci, które migają, nauczyciele również porozumiewają się w tym języku, bo jednak jakoś muszą przekazywać wiedzę.
PJM zakazany
Jednak jak tłumaczy bohaterka reportażu Tygodnika Powszechnego, rzeczywistość jest zgoła inna. Przez lata język, który dla tych dzieci jest jedynym zrozumiałym, był w szkołach zakazany, a za niestosowanie się o tych zakazów, uczniowie byli karani i wyśmiewani. Niestety nadal w wielu miejscach tak jest.
PJM, jak każdy język ma własną składnię i gramatykę, osoba, która się w nim porozumiewa, nie zapyta, "Jaki jest twój ulubiony przedmiot w szkole?" tylko "Szkoła przedmiot ty ulubiony jaki?".
W ośrodku, w którym uczą się dzieci Justyny i Łukasza nie używa się PJM, nie znają go pracownicy administracyjni szkoły, większość nauczycieli, a nawet szkolny pedagog, jak tłumaczy w rozmowie z Tygodnikiem Powszechnym dyrektor ośrodka Jolanta Ruła, nauczyciele nie znają języka, którym posługują się dzieci, bo nie ma takiego wymogu.
– W szkołach dla głuchych dzieci przyjmujemy absolwentów surdopedagogiki, którzy na studiach uczą się zwykle PJM, i to w niewielkim wymiarze godzin. Bycie absolwentem surdopedagogiki jest jedyną wymaganą kwalifikacją do nauczania głuchych dzieci wyjaśnia dyrektor Ruła.
Problem w tym, że dzieci, które kompletnie nie słyszą nie rozumieją SJM, bo to język wymyślony przez słabosłyszących nauczycieli, to system językowo-migowy.
Boleśnie doświadczają dyskryminacji
Tygodnik przywołuje sytuację ze spotkania jednego z synów Justyny z pedagogiem szkolnym. Sytuacja miała miejsce na lekcjach zdalnych. Pedagog, wiedząc, że chłopiec nie słyszy, mówi do kamerki "Dzień dobry. (...) Eryku, dlaczego jesteś taki smutny? Eryku, ty mnie trochę słyszysz czy nie? Nie? No co, będziemy teraz tak na siebie patrzeć, Eryku?”.
Chłopiec napisał na kartce "PJM" i pokazał ją do kamerki, jednak pedagog upierała się, że chłopiec powinien migać w SJM, próbuje mu tłumaczyć, że ludzie wokół niego, to głównie osoby słyszące, więc powinien spróbować mówić. Na nagraniu, które przytacza Tygodnik widać jednak, że chłopiec próbuje, ale zupełnie nie jest w stanie wydać z siebie dźwięku.
Pedagog nie dawała za wygraną - Jak zostaniesz sam, mama albo tata umrze, to kto będzie opiekował się tobą? Będziesz musiał prosić o pomoc słyszące osoby. Lepiej, jak trochę będziesz mówił i migał. W Polsce jest dużo ludzi, którzy słyszą, i jak chcesz żyć w Polsce, to musisz trochę mówić" - tłumaczy chłopcu.
Rodzice ze szkoły, do której chodzą dzieci Justyny, zwracają uwagę, że nauczyciele w czasie lekcji mówią i wspierają się w niewielkim stopniu miganiem, co często prowadzi do błędów, a dzieci głuche zupełnie nie rozumieją, o co chodzi na lekcjach.
- Największym problemem jest to, że większość nauczycieli nie zna PJM. Nasze dzieci nie rozumieją lekcji. To tak, jakby w polskich szkołach uczyli ludzie mówiący po japońsku - tłumaczy jedna z mam.
Zresztą problem ze zrozumieniem mają nie tylko dzieci. Rodzice zwracają uwagę, że na zebraniach, choć sami często są niesłyszący, mówi się do nich. - Rok temu jedna z matek, która zna PJM, wstała w czasie zebrania rodziców i zaczęła tłumaczyć słowa pani dyrektor głuchym rodzicom - mówi jedna z matek.
Nauka czy dyskryminacja
Zgodnie z filozofią szkoły, kładzie się w niej duży nacisk na naukę mówienia, choć dzieciom, które nie są w stanie usłyszeć własnego głosu, przysparza to wielu trudności. Wstydzą się tego, jak reagują na ich głos inni, bo nie potrafią go skorygować.
Rodzice zwracają uwagę na sytuacje, które miały miejsce w placówce, kiedy nauczyciele przerywały rozmowę migającym dzieciom i zabraniały to robić, bo jedno z nich trochę mówiło, więc miało ćwiczyć, niestety, drugie nie mówiło wcale, więc automatycznie było wykluczane.
Jak wyznała w rozmowie z Tygodnikiem Powszechnym jedna z byłych praktykantek ośrodka, kiedy została "przyłapana" na rozmowie z niesłyszącą uczennicą w PJM, opiekunka praktyk natychmiast kazała im przerwać. Już w czasie rozmowy kwalifikacyjnej usłyszała od pedagog szkolnej: "PJM to jest prymitywny język, którym głusi posługują się w domach. Nie ma racji bytu".
Co z maturą
Dyrektorka placówki przyznaje, że w 190-letniej historii szkoły maturę zdały zaledwie dwie czy trzy osoby, bo dzieci muszą posługiwać się biegle w mowie i piśmie językiem polskim.
- Tak wygląda sytuacja we wszystkich szkołach w Polsce. Jedynym dostosowaniem egzaminów ósmoklasisty czy maturalnych dla głuchych dzieci jest wydłużenie egzaminu pisemnego o pół godziny i możliwość przetłumaczenia instrukcji wstępnej na język migowy. Ale poleceń już nie możemy tłumaczyć. Jeśli głuche dziecko nie nauczy się języka polskiego w mowie i piśmie, to nigdy nie zda żadnego egzaminu, a my nie będziemy realizować zadań, które mamy jako szkoła - wyjaśnia dyrektorka szkoły.
Przyznaje jednocześnie, że ma świadomość, że nie każde głuche dziecko jest w stanie nauczyć się mówić.
Będzie pozew
Justyna i Łukasz zdecydowali się złożyć pierwszy w Polsce pozew o audyzm, czyli dyskryminację ludzi głuchych, polegającą na założeniu, że osoby słyszące mają wyższość nad niesłyszącymi.